Tytuł: Takie tam
Hej Krzyś! Co tam? Sorki za list, ale wiesz. Chyba wiesz,
mam nadzieję, że wiesz co u nas. Na wszelki wypadek Ci opowiem.
Podjąłeś decyzję. Odszedłeś. Rozwaliłeś system. Zostawiłeś
nas ze wszystkim. Wszystkim się wydawało, że już było totalnie OK. Byłeś w
Brwinowie, robiłeś tam masę zdjęć. Pisałeś teksty do swojego albumu. Widać
było, jak to nakręca pozytywnie. Prowadziłeś warsztaty, rozmawiałeś z ludźmi,
uczyłeś. Wcześniej ta wystawa „Niedecydujący moment”. W Starej Galerii ZPAF
pobiłeś na zawsze rekord frekwencji na wernisażu. Wtedy, początek 2015,
rozmawialiśmy, o wystawie i książce. Byłeś wykończony kolejnym przeglądaniem
archiwum, ale efekty uskrzydlały. „Skoro nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa w fotografii,
po co mam wydawać teraz album? Bo skoro dojdzie mi jeszcze trochę zdjęć, to
może na 50-ciolecie mojej pracy zawodowej. Boże, ludzie tyle nie żyją!”
Takie tam, gadanie. Wtedy, kiedy to mówiłeś, potraktowałam to jak przecinek,
zebranie myśli przed kolejnym zdaniem. Inaczej to wyglądało po 9 września 2016.
Jeszcze te numery, cyfry, liczby. W pracy licencjackiej
mnóstwo liczb i ich symboliki, pomiędzy zdjęciami. Wystawę otwierałeś zawsze
trzynastego dnia miesiąca, bo przecież zjechałeś trzynaście wojen. Więc te
cyfry, 9.9. Takie Twoje. I biała koszula. I aparat. Potężny obraz. Zrobiłeś ostatnią
klatkę. W białej koszuli. Tak Cię poznałam, pewnie inni też. No dobra, była
jeszcze ta koszula z zakazem fotografowania. Najczęściej.
Co u nas? Było pożegnanie. Takie na szybko. Kilkadziesiąt
zdjęć na 3 dni w galerii. Grzybek złożyła podcast z Twoimi zdjęciami i
tekstami. Nie szło wstać od projekcji. Wciskało w krzesło. Nie wiem co
bardziej, czy zdjęcia, czy Twój głos, czy przekaz: że bezradność, że
beznadzieja. Że zdjęcia nie zmieniły świata. I książka. Teraz wyszła, przed
chwilą. Nie na rocznicę, wcześniej. Wreszcie. A pamiętam, że mówiłeś: „Wiadomo,
nie napiszę drugiej książki. Album fotograficzny to jeszcze mogę wydać, ale
książki już nie napiszę, bo już opisałem te swoje wojny. W związku z tym,
chciałem wydusić takiego swojego osobistego maksa, żeby nie poprawiać już tego
nigdy więcej, żeby to była skończona historia. I jest skończona.”
„13 wojen i jedna” była skończona. Skończyło się też to
wykańczające tournee po Polsce wtedy, z tymi pytaniami: a jak było w klinice
stresu bojowego? Czy się bałeś na wojnie? Ale widać, że nie napisałeś
wszystkiego. Tekst kuratorski do swojej wystawy napisałeś sobie sam w trzeciej
osobie. Wyjaśniałeś, tłumaczyłeś się. I teraz czytam „Fotografie, które nie
zmieniły świata” i znów się tłumaczysz. Że klatkę trzeba zrobić, że zawsze nacisnąć
spust migawki. Że nie byłeś hieną ani żadnym sępem. Że przez Twoje zdjęcie
opublikowane w gazecie, ktoś posprzątał śmieci z ulicy. Ale że wojny i głód
trwają, uchodźcy idą, nie tu, to tam. Twoje fotografie nie zmieniły świata?!
Miller!?! Co Ty pieprzysz?! Wiesz ile osób zaczęło fotografować, bo zobaczyło
Twój reportaż w „Magazynie” a potem w „Dużym Formacie”? No ja wiem, to nie
zawieszenie broni. To kolejny człowiek z aparatem. Ile osób dowiedziało się o
tym co fotografowałeś, że istnieje? Ile osób zaczęło czytać, bo zdjęcie nie
dawało spokoju? Jakbyś nie wiedział, że się nie czyta komentarzy na forach
internetowych.
Pisałeś teksty do zdjęć, myśląc o albumie. Pisałeś i
pisałeś. Dodawałeś konteksty. Podrzucałeś te swoje lakoniczne zdania, zabawy
słowne. Zero-jedynkowe. Druga pisana książka. Mocna rzecz. Zajebista. Słychać
jakbyś to mówił. Nieakademicko. Na medal! Jaką Ty miałeś zawsze jazdę na to „akademickie”.
Żeby nie było pod linijkę. Żeby zostało punkowe. Pamiętam jak gadaliśmy o
wystawie, że mi się nie podobały ramy, formaty, że z następną wystawą wpraszam
się na kuratora i zrobimy dobrze. A Ty swoje, że ma być brudno i chropowato,
jak Twoja fotografia. Tak układałeś tę książkę. Rytm jest genialny. Raz bez
tchu, pokazujesz syf, jest naprawdę fatalnie. Na następnej stronie żarcik
sytuacyjny. Lekko-cieżko, ciężko-kwaśno, i leci opowieść o ludziach. Po prostu,
tych których spotkałeś. Okoliczności różne. Zwykłe historie. Ty zawsze
znajdowałeś człowieka, w takim tkliwym momencie. Nawet jak uzbrojony, to jakby
bezbronny. Zawsze trafiałeś w tę obecność. Zwykłych ludzi. Może merytorycznie
to jest historia przez małe „h”. Może i masz rację, że zostali już tylko na Twoich
zdjęciach. Że zdjęcia globalnie nie poruszyły. Ale to jest petarda! Te Twoje
zdjęcia z 26 lat życia, zewsząd dokąd dotarłeś, i zawsze człowiek. Tkliwy.
Dzięki za tę książkę. Teraz rozumiem więcej. Patrzyłeś tym
ludziom w oczy, wtedy kiedy ich spotkałeś. Potem znów patrzyłeś im w oczy po
latach, po raz któryś. Pewnie pojawiały się pytania w głowie, jak do dawno
niewidzianych znajomych: jak tam u ciebie, żyjesz? Jest OK? Widzisz się z kimś
chwilę, czasem dłużej. Robisz zdjęcie. Odchodzisz. Ale masz to zdjęcie. I masz
ich oczy.
Teraz rozumiem więcej. Przecież nie siada się z drugim człowiekiem
i nagle nie zaczyna rozmowy: co to jest heroizm, co to jest etyka, co się
przeżywa tu i tam. Nie mówiłeś z czym wracasz. Napisałeś to raz. Napisałeś to
drugi raz. I postawiłeś bardzo dużą kropkę. Zakończyłeś dyskusję.
Książka by Ci się spodobała. Najważniejsze, że jest,
wiadomo. Są Twoje teksty. Narracja zasuwa, jak chciałeś. No i jest
nieakademicko wydrukowana i złożona. Ja bym powiedziała, że spieprzone są
czernie, wyszły rastry. To nie jest ten brud „millerowy”, partyzantka i
punkrockowe historie, tylko błędy i niedopatrzenia, tych co powinni się znać,
bo Ty nie musisz.
Za chwilę znów Twoja wystawa. Znów w ZPAFie. Ta sama
galeria. Tytuł, jak z książki. Potem pewnie znów wystawy, spotkania, promocje
książki. Znowu jeździsz. Nie ma pytań z sali. Nam to jest potrzebne, rozumiesz,
te wspominania, komemoracje, rocznice, przypomnienia. Wtedy w kościele, kiedy
Cię żegnaliśmy, było takie dziwne uczucie, że zaraz, chwila, Krzyś się spóźnia,
zaraz wpadnie, bo jeszcze szluga kończy. Rozwaliłeś system.
Krzysztof Miller (1962-2016) – fotoreporter. Wielokrotny
mistrz Polski seniorów w skokach do wody i z wieży. Od 1989 roku związany z
„Gazetą Wyborczą”. Był jurorem konkursu World Press Photo. W 2013 opublikował
książkę „13 wojen i jedna. Prawdziwa historia reportera wojennego”. Właśnie
nakładem wydawnictwa Agora ukazała się książka nad którą pracował „Fotografie,
które nie zmieniły świata”.
Ja bym się przeszedł na taką wystawę i sobie pofotografował z chęcią. Dawno nie byłem na jakiejś większej wystawie żebym miał materiał na wpis.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy to jest blog. Trzeba się jemu bliżej przyglądnąć.
OdpowiedzUsuńCiekawy tytuł książki, chętnie obejrzałabym te fotografie bardzo zachęcająca jest a Krszystof Miller nie miał innych książek ? mi sie wydaje że już kiedyś trafiłam na jego książki o fotografii.
OdpowiedzUsuń