sobota, 9 września 2017

Tytuł: Takie tam



Tytuł: Takie tam

Hej Krzyś! Co tam? Sorki za list, ale wiesz. Chyba wiesz, mam nadzieję, że wiesz co u nas. Na wszelki wypadek Ci opowiem.
Podjąłeś decyzję. Odszedłeś. Rozwaliłeś system. Zostawiłeś nas ze wszystkim. Wszystkim się wydawało, że już było totalnie OK. Byłeś w Brwinowie, robiłeś tam masę zdjęć. Pisałeś teksty do swojego albumu. Widać było, jak to nakręca pozytywnie. Prowadziłeś warsztaty, rozmawiałeś z ludźmi, uczyłeś. Wcześniej ta wystawa „Niedecydujący moment”. W Starej Galerii ZPAF pobiłeś na zawsze rekord frekwencji na wernisażu. Wtedy, początek 2015, rozmawialiśmy, o wystawie i książce. Byłeś wykończony kolejnym przeglądaniem archiwum, ale efekty uskrzydlały. „Skoro nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa w fotografii, po co mam wydawać teraz album? Bo skoro dojdzie mi jeszcze trochę zdjęć, to może na 50-ciolecie mojej pracy zawodowej. Boże, ludzie tyle nie żyją!” Takie tam, gadanie. Wtedy, kiedy to mówiłeś, potraktowałam to jak przecinek, zebranie myśli przed kolejnym zdaniem. Inaczej to wyglądało po 9 września 2016.
Jeszcze te numery, cyfry, liczby. W pracy licencjackiej mnóstwo liczb i ich symboliki, pomiędzy zdjęciami. Wystawę otwierałeś zawsze trzynastego dnia miesiąca, bo przecież zjechałeś trzynaście wojen. Więc te cyfry, 9.9. Takie Twoje. I biała koszula. I aparat. Potężny obraz. Zrobiłeś ostatnią klatkę. W białej koszuli. Tak Cię poznałam, pewnie inni też. No dobra, była jeszcze ta koszula z zakazem fotografowania. Najczęściej.
Co u nas? Było pożegnanie. Takie na szybko. Kilkadziesiąt zdjęć na 3 dni w galerii. Grzybek złożyła podcast z Twoimi zdjęciami i tekstami. Nie szło wstać od projekcji. Wciskało w krzesło. Nie wiem co bardziej, czy zdjęcia, czy Twój głos, czy przekaz: że bezradność, że beznadzieja. Że zdjęcia nie zmieniły świata. I książka. Teraz wyszła, przed chwilą. Nie na rocznicę, wcześniej. Wreszcie. A pamiętam, że mówiłeś: „Wiadomo, nie napiszę drugiej książki. Album fotograficzny to jeszcze mogę wydać, ale książki już nie napiszę, bo już opisałem te swoje wojny. W związku z tym, chciałem wydusić takiego swojego osobistego maksa, żeby nie poprawiać już tego nigdy więcej, żeby to była skończona historia. I jest skończona.”  
„13 wojen i jedna” była skończona. Skończyło się też to wykańczające tournee po Polsce wtedy, z tymi pytaniami: a jak było w klinice stresu bojowego? Czy się bałeś na wojnie? Ale widać, że nie napisałeś wszystkiego. Tekst kuratorski do swojej wystawy napisałeś sobie sam w trzeciej osobie. Wyjaśniałeś, tłumaczyłeś się. I teraz czytam „Fotografie, które nie zmieniły świata” i znów się tłumaczysz. Że klatkę trzeba zrobić, że zawsze nacisnąć spust migawki. Że nie byłeś hieną ani żadnym sępem. Że przez Twoje zdjęcie opublikowane w gazecie, ktoś posprzątał śmieci z ulicy. Ale że wojny i głód trwają, uchodźcy idą, nie tu, to tam. Twoje fotografie nie zmieniły świata?! Miller!?! Co Ty pieprzysz?! Wiesz ile osób zaczęło fotografować, bo zobaczyło Twój reportaż w „Magazynie” a potem w „Dużym Formacie”? No ja wiem, to nie zawieszenie broni. To kolejny człowiek z aparatem. Ile osób dowiedziało się o tym co fotografowałeś, że istnieje? Ile osób zaczęło czytać, bo zdjęcie nie dawało spokoju? Jakbyś nie wiedział, że się nie czyta komentarzy na forach internetowych.
Pisałeś teksty do zdjęć, myśląc o albumie. Pisałeś i pisałeś. Dodawałeś konteksty. Podrzucałeś te swoje lakoniczne zdania, zabawy słowne. Zero-jedynkowe. Druga pisana książka. Mocna rzecz. Zajebista. Słychać jakbyś to mówił. Nieakademicko. Na medal! Jaką Ty miałeś zawsze jazdę na to „akademickie”. Żeby nie było pod linijkę. Żeby zostało punkowe. Pamiętam jak gadaliśmy o wystawie, że mi się nie podobały ramy, formaty, że z następną wystawą wpraszam się na kuratora i zrobimy dobrze. A Ty swoje, że ma być brudno i chropowato, jak Twoja fotografia. Tak układałeś tę książkę. Rytm jest genialny. Raz bez tchu, pokazujesz syf, jest naprawdę fatalnie. Na następnej stronie żarcik sytuacyjny. Lekko-cieżko, ciężko-kwaśno, i leci opowieść o ludziach. Po prostu, tych których spotkałeś. Okoliczności różne. Zwykłe historie. Ty zawsze znajdowałeś człowieka, w takim tkliwym momencie. Nawet jak uzbrojony, to jakby bezbronny. Zawsze trafiałeś w tę obecność. Zwykłych ludzi. Może merytorycznie to jest historia przez małe „h”. Może i masz rację, że zostali już tylko na Twoich zdjęciach. Że zdjęcia globalnie nie poruszyły. Ale to jest petarda! Te Twoje zdjęcia z 26 lat życia, zewsząd dokąd dotarłeś, i zawsze człowiek. Tkliwy.
Dzięki za tę książkę. Teraz rozumiem więcej. Patrzyłeś tym ludziom w oczy, wtedy kiedy ich spotkałeś. Potem znów patrzyłeś im w oczy po latach, po raz któryś. Pewnie pojawiały się pytania w głowie, jak do dawno niewidzianych znajomych: jak tam u ciebie, żyjesz? Jest OK? Widzisz się z kimś chwilę, czasem dłużej. Robisz zdjęcie. Odchodzisz. Ale masz to zdjęcie. I masz ich oczy.
Teraz rozumiem więcej. Przecież nie siada się z drugim człowiekiem i nagle nie zaczyna rozmowy: co to jest heroizm, co to jest etyka, co się przeżywa tu i tam. Nie mówiłeś z czym wracasz. Napisałeś to raz. Napisałeś to drugi raz. I postawiłeś bardzo dużą kropkę. Zakończyłeś dyskusję.
Książka by Ci się spodobała. Najważniejsze, że jest, wiadomo. Są Twoje teksty. Narracja zasuwa, jak chciałeś. No i jest nieakademicko wydrukowana i złożona. Ja bym powiedziała, że spieprzone są czernie, wyszły rastry. To nie jest ten brud „millerowy”, partyzantka i punkrockowe historie, tylko błędy i niedopatrzenia, tych co powinni się znać, bo Ty nie musisz.
Za chwilę znów Twoja wystawa. Znów w ZPAFie. Ta sama galeria. Tytuł, jak z książki. Potem pewnie znów wystawy, spotkania, promocje książki. Znowu jeździsz. Nie ma pytań z sali. Nam to jest potrzebne, rozumiesz, te wspominania, komemoracje, rocznice, przypomnienia. Wtedy w kościele, kiedy Cię żegnaliśmy, było takie dziwne uczucie, że zaraz, chwila, Krzyś się spóźnia, zaraz wpadnie, bo jeszcze szluga kończy. Rozwaliłeś system.  



Krzysztof Miller (1962-2016) – fotoreporter. Wielokrotny mistrz Polski seniorów w skokach do wody i z wieży. Od 1989 roku związany z „Gazetą Wyborczą”. Był jurorem konkursu World Press Photo. W 2013 opublikował książkę „13 wojen i jedna. Prawdziwa historia reportera wojennego”. Właśnie nakładem wydawnictwa Agora ukazała się książka nad którą pracował „Fotografie, które nie zmieniły świata”.




3 komentarze:

  1. Ja bym się przeszedł na taką wystawę i sobie pofotografował z chęcią. Dawno nie byłem na jakiejś większej wystawie żebym miał materiał na wpis.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawy to jest blog. Trzeba się jemu bliżej przyglądnąć.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawy tytuł książki, chętnie obejrzałabym te fotografie bardzo zachęcająca jest a Krszystof Miller nie miał innych książek ? mi sie wydaje że już kiedyś trafiłam na jego książki o fotografii.

    OdpowiedzUsuń