piątek, 2 września 2011

Miesiąc poza skalą!

Broomberg Adam, Chanarin Olivier, Alias, wyd. Miesiąc Fotografii w Krakowie, Fundacja Sztuk Wizualnych, Kraków 2011 oraz Miesiąc Fotografii w Krakowie 2011. Przewodnik, praca zbiorowa, wyd. Fundacja Sztuk Wizualnych, Kraków 2011


Krakowski Miesiąc Fotografii w tym roku jest poza jakąkolwiek skalą ocen. Nic podobnego na polskich festiwalach jeszcze się nie zdarzyło (chyba, że wliczyć w tę kategorię „Konstrukcje w Procesie”).
Zamiast zaś oceniać imprezę oddzielnie za pomysł, wykonanie, organizację, lokalizacje, itd…postanowiłam po prostu pozostawić całość poza wszelkimi kryteriami. Czemu? Pomysł – to zasługa ściągnięcia kuratorów z zagranicy. Olivier Chanarin i Adam Bloomberg zaproponowali razem z kierownictwem festiwalu wystawę sztuki, która jakoś dotyczy nawet fotografii. Mniej lub bardziej. Postawić na temat do przepracowania. Żadnych gotowców. W dodatku plan uknuty został we współpracy ze znakomitymi pisarzami. Efekt: mnóstwo czytania, i trochę jakby mniej do oglądania. Ci, którzy przyjechali podziwiać odbitki – zawiedli się srogo. Tym zaś, którym marzyło się o festiwalu poza medialnymi uprzedzeniami – zaparło dech. Stąd przypuszczam wzięło się więc moje podsumowanie Miesiąca, jedynie kwartał po jego zamknięciu.
Wojcich Nowicki opisując festiwal dla Gazety Wyborczej rozpoczął: „To Miesiąc Fotografii wielkiego ryzyka, miesiąc eksperymentu. Cały poświęcony jest jednemu tematowi, wszystkie wystawy programu głównego - wystawa przekrojowa, wprowadzająca, na dwu piętrach Bunkra Sztuki, i 23 wystawy rozsiane po muzeach i galeriach. Powstały na zamówienie (to ewenement); gościnnymi kuratorami zostali wybitni artyści: Adam Broomberg i Oliver Chanarin.”
Same nowości, prawda?



Miesiąc moli książkowych

Publikacje towarzyszące były tym razem dwie (główne plus kilka z showoffu). Zrezygnowano ze ‘starej dobrej’ szaty graficznej, elementu rozpoznawalnego z daleka na pólkach – czerwonego prostopadłościanu. Jest przewodnik i książka. Przewodnik, jak przewodnik. Trzeba tam zmieścić krok po kroku wszystko. Ale książka?! Jedna z przyjemniejszych jakie czytałam w tym roku. Na ten temat wypowiedziała się
Beata Łyżwa-Sokół w swoim blogu, a jej zdanie co do tego kawałka literatury podzielam absolutnie.

Książka „Alias” sama jest dwuczęściową publikacją. Pierwszą stanowią eseje zamówione przez kuratorów oraz ich ‘wizualizacja’ – czyli klucz do całego festiwalu. W części drugiej omówiona krok po kroku wystawa ‘flagowa’ miesiąca – „Alias” z Bunkra Sztuki” – nazwana przez Nowickiego „rysem historycznym” idei heteronimu.


 




Kim byłeś w poprzednim wcieleniu? ALIAS.

Wystawa główna w Bunkrze "ALIAS, Przegląd" jest jak dotąd najlepszą ekspozycją jaką widziałam w tym roku. /czekam na jesienny hit, właściwie pewniak z pierwszego miejsca, dlatego jak na początek września mogę rzec – póki co najlepsza w 2011 :) /. Zostały tam zebrane najcenniejsze oscylujące w okolicy fotografii prace, które mówią o wcieleniach, alter-ego, wkraczaniu w nieswoje role itd. Pewnie i czegoś zabrakło np. Grzeszykowskiej-Sherman, ale wybór i tak arcyciekawy. Był i stary Libera (prace z 1988 roku) Sophie Calle, Charles Freger, Alec Soth aż po…Salvadora Dali i Claesa Oldenburga! Mnóstwo odniesień, zapożyczeń, kontekstów – raj znaczeniowy i wizualny. Rzeźby, malarstwo, instalacje, readymades, wideo, no i jakieś tam zdjęcia. Jak dla mnie sporym i jedynym mankamentem tej wystawy był brak scenografii, albo raczej zbyt ‘delikatne’ działanie na przestrzeni Bunkra.

widoki z wystawy: ALIAS: Przegląd / Bunkier Sztuki


„Żaden artysta przedstawiony w tej książce nie istnieje” (4. strona okładki „Alias”)

Ogień pod ten pożar podłożyli pisarze, publicyści, krytycy itd., którzy zostali poproszeni o stworzenie postaci. „U każdego z dwudziestu trzech autorów (fikcji, literatury faktu i historii medycznej) zamówiono tekst opisujący wymyśloną postać, w którą następnie miał się wcielić jeden z artystów. Towarzyszące tym tekstom dzieła to każdorazowo wynik >>pobytu<< danego artysty w konkretnej fikcyjnej postaci”/s.9./. Nie dowiemy się kto był kim, ani tego który autor co wymyślił. Na końcu książki mamy 44 biogramy nawet (także autorów tekstów z Przewodnika), które nijak nie wyjaśniają kto i w czym brał udział. Jedynym pewnym autorem tekstu jest Fernando Pessoa, gdyż jego tekst – stanowiący niejako genezę pomysłu – nie został zamówiony, lecz ‘pobrany’ z już historycznego dzieła. Tutaj rozmowa Marcina Grabowieckiego z duetem Chanarin & Bloomberg, która może coś niecoś rozjaśni.

 

widoki z wystawy: ALIAS: Przegląd / Bunkier Sztuki
A wystawy ‘aliasowe’, no właśnie ‘po to się tu zebraliśmy’, rozrzucone po całym znowu Krakowie. Specjalnie wykonane, to właściwie ta główna część festiwalu. Świetnie dzieli to Nowicki (w końcu Fundacja Sztuk Wizualnych i rada programowa festiwalu...) – na „twardy grunt pod nogami” w Bunkrze – wystawa do jakiej przywykliśmy (ale jak mało takich u nas!) oraz część właściwą, czyli rozdane 23 autorom tematy i ich spełnienia. Przyznam, że to był największy ból, bo w książce pokazano zaledwie fragmenty, pojedyncze prace, zaś po całe serie trzeba było pielgrzymować. W dodatku „żadnych wskazówek” kto – tak naprawdę kto – gdzie i z czym wisi. Eksperyment pierwszorzędny! [cóż, wiedząc o rozmachu wzięłoby się jakiś urlop dłuższy].
widok z wystawy: ALIAS: Lster B. Morrison / Galeria Pauza

widok z wystawy: ALIAS: Ignatius Sancho / Muzeum Historyczne Miasta Krakowa, Wieża Ratuszowa

widok z wystawy: ALIAS: Leina N. / Galeria Szara Kamienica

widok z wystawy Showoff: Piotr Zbierski "Voice On"/Galeria Pauza (1piętro)

Podaruj mi debiut.

Showoff tegoroczny zadziałał na tej samej zasadzie co rok temu. Jeden worek zgłoszeń i kilku kuratorów, którzy mogli sobie wybrać materiał do pracy. Niestety by zwiedzić wszystkie showoffy trzeba było kursować na peryferie. Co do nazwisk zaś – usłyszymy jeszcze o nich, na pewno: Artur Jastrzębski, Karol Kaczorowski, Ula Klimek, Tomasz Liboska i Michał Jędrzejowski, Bartłomiej Lurka, Wojciech Marzec, Bartosz Mateńko, Maciej Niesłony, Maciej Nowaczyk, Mateusz Sadowski, Yulka Wilam i Piotr Zbierski.
Znakomite publikacje – małe książeczki towarzyszące każdej z wystaw. Całośc zrobiła się już poważnym i świetnym startem, dającym możliwość pracy z kuratorem, myślenia o ekspozycji w innych niż ‘pubowych’ warunkach i jeszcze realizację autorskiego pomysłu na książkę. I wszystkie – mniej lub bardziej – udane. [A książka Bartka Lurki – fascynująca!]
widok z wystawy Showoff: Karol Kaczorowski, "Keikoku" /Skład Solny

A na deser.

Od lat już Miesiącowi towarzyszą spotkania, dyskusje i przegląd albumów i portfolio. Udało mi się zajrzeć na spotkanie z Charlotte Cotton. Całkiem przyjemne przez chwilę, wydaje się jedynie, że nie dość intensywne, po prostu nie wykorzystano potencjału znakomitej autorki i kuratorki. Albumy znowu przyjemne, na całe szczęście by je kupić trzeba się udać kawałek co w pewnym sensie zbawiennie czasem studzi zapał posiadania. 
spotkanie z Charlotte Cotton oraz poniżej przegląd albumów / Galeria Camelot


Przegląd portfolio organizowany był po raz 6ty, ja zaś odwiedziłam go po raz 1szy. Nie powinnam zdecydowanie oceniać tych spotkań, to raczej rola autorów, którzy przyszli pokazać mi portfolio. A jednak stwierdzę, że obejrzałam kilka bardzo świeżych prac, kilka poszukujących i eksperymentujących, i kilka (ponoć jak zawsze?) powtarzających i naśladujących kogoś. Niemniej były to z mojego punktu widzenia bardzo inspirujące spotkania (i czy aby podobnie dla autorów?). Za stołem siedzieli m.in. Charlotte Cotton, Saul Robbins, Wojtek Wieteska, Agnieszka Czarnecka, Izabela Jaroszewska, Patrycja Kwas, Kuba Śwircz, Janek Zamoyski i Paweł Eibel.

Przegląd portfolio nr 6 (i przerwa) / Centrum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha

Na przyszłość.


Trudny problem mają organizatorzy. Powtórzyć się nie da. Wrócić do starej formuły – oby też się nie dało! Co dalej? Proponuję – przy kolejnym literackim festiwalu może chociaż do tych spoza Krakowa wysyłać katalogi i książki pocztą, by się przygotowali w pociągach „do” na wydarzenie, nie zaś zapewniać lekturę tylko na powrót?

Mam też, pewnie jak i część widzów, kłopot (już któryś rok z rzędu) by obejrzeć wszystko. Tak na oko potrzeba 4 dni i samochodu. Doszły mnie też słuchy o: (cytuję!): słabym oznakowaniu wystaw, braku materiałów do czytania na miejscu, kiepskiej organizacji i wiedzy biura festiwalowego. Festiwalu trudno nie zauważyć, z tym oznakowaniem to pewnie przesada. Na dwa dalsze mi narzekać nie przyszło, za co bardzo dziękuję.

I na deser-deserów. MOCAK. Nowe muzeum otwarte w maju 2011. Siłą rzeczy stało się celem ważniejszym niż kilka fragmentów ‘Aliasu’. Co prawda nawet i tam był fragmencik – kompletnie literacki. Ale materiału wizualnego, w dodatku fotograficznego było tam pod dostatkiem! Toporowicz, Libera,Schorr, Kulik, itd., itp …. a na wejście Beat Streuli! A gdyby tak tam kiedyś cały festiwal zmieścić? Ale to by nie było już to bieganie, czyli i nie TA atmosfera?

widok wystawy - prace Macieja Toporowicza oraz (poniżej) Beat Streuli / MOCAK


A już zupełnie po deserze: kto się nie zaopatrzył w pamiątki na miejscu, może zajrzeć do świeżego sklepu. Jednym z głównych tematów przerabianych podczas Miesiąca na warsztatach, spotkaniach i w tekstach było kolekcjonowanie fotografii (drugim był self publishing) – oczywiście w sklepiku można się zaopatrzyć także w odbitki autorskie młodzieży z Showoff’u.

1 komentarz:

  1. "Efekt: mnóstwo czytania, i trochę jakby mniej do oglądania. Ci, którzy przyjechali podziwiać odbitki – zawiedli się srogo."

    z tym "zawiedli się srogo" to dobrze powiedziane. bo faktycznie mało było tego dobrego do ogladania. nawet dla tych widzów bez "medialnych uprzedzeń", za to ceniących sobie po prostu dobrą fotografię.

    pozdro

    OdpowiedzUsuń