Miejsce fotografii jest bardzo młode. Przeoczyliśmy nawet pierwsze urodziny. Tradycji podsumowań i rankingów jeszcze sobie nie wyrobiliśmy. Rok 2009 fotograficznie podsumował Wojtek Wilczyk: subiektywnie i ja równie „po swojemu”.
Czas najwyższy na odniesienie do minionego 2010 roku. Tym razem z prośbą o krótkie wskazanie największego PLUSa i MINUSa zwróciliśmy się do kilku osób na co dzień związanych z fotografią i okolicami.
Część pierwsza podsumowań to wypowiedzi Agnieszki Kozak (Miesiąc Fotografii w Krakowie), Marcina Szymczaka (ZawszeKwadrat), Kingi Kenig (Gazeta Wyborcza, Blindspot), Krzysztofa Pacholaka (Migawki, Ę) i Adama Mazura (CSW, Obieg). Niebawem część druga. Zapraszam do lektury i dyskusji! j
Agnieszka Kozak / http://www.photomonth.com/
PLUS: na pewno to, że Polska zwariowała na punkcie sprzedawania fotografii. Być może nie do końca jeszcze kupowania, lecz na pewno sprzedawania. Niezliczone błyskwiczne aukcje, specjalne eventy, na których można było kupić zdjęcia uznanych tworców, gwiazdkowe "wyprzedaże" sztuki, na których zdjęcia naprawdę się sprzedawałay - na pewno podniosły świadomość rynku sztuki i fotografii w szczególności. Zwieńczeniem był pewnie udział i sukces polskich galerii na Paris Photo: Asymetria, Czarna i ZPAF i Ska. No i Małgosia Bela, która kupiła zdjęcia Konrada Pustoły właśnie tam... :)
MINUS i PLUS JEDNOCZEŚNIE: strasznie zmartwił mnie "Przekrój" bez zdjęć, za to z ilustracjami. Gazeta, w której pracowali jedni z najlepszych fotografów w Polsce - robących humanistyczne, niekonwencjonalne, osobiste zdjęcia - nie wykorzystywała ich potencjału. To, co jest świetne, to to, że wygląda na to, że właśnie odeszła od tej polityki i można w ostatnich numerach oglądać np. prace Krężela. Może wrócą czasy, kiedy kupowałam "Przekrój" dla zdjęć wyżej wspomnianego czy Szczepańskiego, Dąbrowskiego lub Bajorek.To takie życzenie na Nowy Rok.
Marcin "Rudolf" Szymczak / http://zawsze-kwadrat.pl/
Zastanawiałem się trochę nad tym, co rzeczywiście przyniósł rok 2010 w fotografii, ale muszę powiedzieć, że nie było tam nic, co by rzeczywiście potrafiło z perspektywy czasu poruszyć. Coraz więcej ludzi robi zdjęcia, ale to od lat jest stały trend. Coraz więcej jest publikacji fotograficznych i bardzo dobrze, bo widać szansę na nadrobienie w tej kwestii zaległości do reszty świata. Są wciąż nowe wystawy, imprezy okołofotograficzne, itd, itd. Ale znowu: to trwa od paru ostatnich lat.
Jedyną rzeczą, która rzeczywiście była nowa, to... (uwaga, uwaga) wystąpienie - bodajże pierwszy raz w historii fotografii polskiej - fotografa jako celebryty! Mam na myśli kuriozalną rolę Marcina Tyszki w Top Model! Myślę, że to jest przełomowe zdarzenie, które wiele mówi o kierunku, w jakim staramy się fotografię rozwinąć. I nie wiedzieć czemu - jakoś nie potrafię znaleźć uczucia dumy, że taki program (z wyraźnie zaznaczoną rolą fotografii) powstał.
Kinga Kenig / http://blindspot.blox.pl/
Dużym plusem była dla mnie wystawa The Mexican Suitcase w International Center of Photography, wydany album oraz strona, na której możemy zobaczyć niesamowite stykówki Capy, Taro i Chima.
http://museum.icp.org/mexican_suitcase/%20
Bardzo ważnym wydarzeniem było też dla mnie reakcja kolegów Joao Silva, który stracił w Afganistanie obydwie nogi. Jego przyjaciel zorganizował aukcję jego zdjęć. Dochód z niej ma wspomóc fundusze na leczenie Silvy. Wspaniale zachował się też NYT, dla którego Silva robił zdjęcia. Gazeta po wypadku postanowiła zatrudnić fotografa na etat. http://joaosilva.photoshelter.com/
A coś z minusów to np. zmiana regulaminu konkursu Newsreportaż.
Krzysztof Pacholak / http://migawki-animatornia.blogspot.com/
W 2010 roku spotkało nas dużo dobrego i na tym się skupię.
Numerem jeden był Miesiąc Fotografii w Krakowie. Impreza, którą możemy się chwalić. Wystawa prac Tony’ego Ray-Jones’a i Anne Fox, kuratorski popis Jasona Evans’a oraz hit ubiegłego roku: „Melodia dwóch pieśni” Marka Powera wraz z towarzyszącym jej albumem. Warto też przypomnieć o sekcji Show Off i odkryciach takich, jak choćby „Miasto śpi” Łukasza Biedermana.
Cieszą nowe książki. „Historie fotografii w Polsce” Adama Mazura, których wciąż jeszcze w całości nie przeczytałem, ale które z całą stanowczością polecam. Cieszy „Dno oka. Eseje o fotografii” Wojciecha Nowickiego. Książka wyjątkowa: zapładniająca umysł, poszerzająca wrażliwość. Perełka.
2010 rok to również dwa małe prezenty od moich ulubionych fotografów. Najpierw Kuba Dąbrowski pokazał „Western”, broszurowy album przypominający czasy nieodżałowanego „accidents will happen”. Drugie mini-wydawnictwo to „U” kolektywu Sputnik Photos. Z jednej strony radość, że mamy w Polsce takich twórców i tak dobre projekty, z drugiej zawód, że wydawane są tak skromnie.
Co dobrego jeszcze pamiętam?
Festiwal „Warszawa bez fikcji” i serię debat o fotoreportażu. Organizacja pozostawia wiele do życzenia, ale najważniejsze, że takie inicjatywy powstają i znajdują rzesze odbiorców. Pamiętam o wystawach w Yours Gallery, o Adamie Pańczuku i Rafale Milachu, o Masie Prac i o aukcji „Fotosprint” na Solcu 44. Pamiętam o Domu Spotkań z Historią i świetnych, przekrojowych reporterskich wystawach: „Cztery pory Gierka” i „Amerykanin w Warszawie”.
Co na minus?
Grand Press Photo 2010. Rzadko się tak emocjonuję konkursami prasowymi, ale ubiegłoroczna edycja pozostawiła długotrwały niesmak. Przede wszystkim dziwi wybór jury. Polską fotografię prasową w 2010 reprezentowała banalna scenka uchwycona podczas śląskiego Bożego Ciała. Tomasz Tomaszewski po raz kolejny pokazał, jak sprawnie potrafi tworzyć pocztówki. Od fotografa tej klasy oczekiwałbym więcej: autorskiego podejścia, próby własnej interpretacji rzeczywistości. Brak tu tego. Szkoda.
Niestety na samym werdykcie temat się nie kończy. Historia zwycięskiego zdjęcia trwała przecież znacznie dłużej. Nie potrafię zapomnieć o żenującej nagonce, o podejrzeniach o manipulacje i de facto zmuszeniu Tomaszewskiego do ujawnienia pliku RAW. Szkoda, że to zrobił.
Jednak żeby nie demonizować za dużo.
Podsumowując: dzieje się! Wyraźnie drgnęło w polskiej fotografii, mamy przeglądy portfolio, debaty i świetne festiwale. Powoli rodzi nam się rynek. Mocno trzymam kciuki za rok 2011
Adam Mazur / www.obieg.pl/
PLUS: Osobiście był to dla mnie przede wszystkim rok książek. Bynajmniej nie chodzi mi tu o żmudną końcówkę redagowania /Historii fotografii/, lecz o przyjemność lektury innych książek, a było z czego wybierać: /Dno oka /Wojciecha Nowickiego, /Fotografia /Marii Anny Potockiej, /Fotoeseje /Lecha Lechowicza, czy zamykający rok tom /Za fotografię! /Marka Krajewskiego i Rafała Drozdowskiego. Dodam, że to wszystko książki krytyków, teoretyków, historyków fotografii. Listę tekstów krytyczno-teoretycznych uzupełnię albumem fotograficznym wyróżniającym się zdecydowanie na tle produkcji krajowej, czyli /Melodią dwóch pieśni /Marka Powera.
MINUS: Konkurencja nie śpi, ale internetowa "Fototapeta" trzyma się dzielnie od lat. Z tym większym smutkiem i zdumieniem czytałem wywiad-rzekę z Bogdanem Konopką przeprowadzony przez Marka Grygla. Do tej pory nie mogę zrozumieć dlaczego ludzie o wielkim dorobku i licznych zasługach zniżają się do takiego poziomu. Kubeł pomyj wylany i nie ma komu posprzątać.
PRZEPOWIEDNIA (EXTRA)
Wydarzeniem 2011 roku już jest to, że w maju nie nałożą się na siebie terminy wiodących imprez fotograficznych w Łodzi (pierwszy weekend), Krakowie (połowa miesiąca) i Poznaniu (biennale przeniesione na wrzesień).
poniedziałek, 31 stycznia 2011
sobota, 8 stycznia 2011
Kartka z kalendarza
Korporacyjna kuchenka, przerwa na herbatę. Na ścianie kalendarz - z roku na rok coraz mniejszy - w 2011 osiągnął chyba szczyty oszczędności, pochodzi z paczki herbaty dla pracowników. Wiadomo, kryzys dawno za nami, ale raz ucięte koszty głupio przyszyć z powrotem...
Z lat PRL pozostał w człowieku sentyment do takich kalendarzyków, więc odruchowo sięgam i oglądam rewersy stron z datami. Przepisy kulinarne, rysunki satyryczne, porady savoir vivre... Wtem!
Przecieram oczy... Ten Tomaszewski? Napisał o wielkości wyświetlacza w cyfmałpie??
I już po mnie, przekartkowuję dzień po dniu... Można się dowiedzieć co nieco o Lightroom'ie:
Co nieco o ustawieniach aparatu:
O fotografii na śniegu, co ciekawe, radzi już nie Tomasz, a Tomek Tomaszewski:
Na deser kartka z marca:
Dla tych, którzy będą mieli pecha i nie zdobędą tego wydawnictwa w promocji w tesco, podsyłam link do sklepu.
Miało być bez komentarza, ale... w opisie sklepu napotkałem niezwykle trafne, nowe słowo: "zdzierkowy". I lżej mi się będzie piło następne herbaty.
środa, 5 stycznia 2011
Kolekcjonuj, teraz!
Koniec listopada i grudzień w świecie kolekcjonerskim to czas aukcji charytatywnych. Zbliżają się Święta i okazyjne zakupy łączone są ze szczytnymi celami: na działalność fundacji, stowarzyszeń, ośrodków, zakładów, lecznic, świetlic, itp. W fotografii w Polsce niezupełnie... Ten czas to istny wysyp aukcji i akcji o kolekcjonowaniu, ale tylko jedna zorganizowana została pod hasłem „charytatywnej”. Jednak mnie najbardziej zainteresowało powoływanie się niemal wszystkich organizatorów na kolekcjonowanie fotografii w naszym kraju jako dziedzinę, którą trzeba zacząć, wspomóc i rozpalić. 7 akcji w ciągu miesiąca o kolekcjonowaniu i niemal nieodzowne hasło „zacznij!”. Przyjrzyjmy się (chronologicznie) kto jest wedle organizatorów grupą docelową i czym wedle nich jest to tajemnicze „kolekcjonowanie”...
Nazwa: Fotografia kolekcjonerska 8 /”projekt” - aukcja
Organizator: Galeria Senatorska / Warszawa
Data: 23 listopada 2010
strona
„Projekt fotografia kolekcjonerska” - w Miejscu już omawiałam poprzednie edycje. Katalog edycji 8
Niestety, większość się nie sprzedała. Zestaw nazwisk ciągle podobny do tych z poprzednich edycji, wybór większy. Ale ceny wydają się jednak znów wyprzedzać poziomem aukcje malarstwa i rzeźby.
Kolekcjonowanie fotografii, jak zauważają organizatorzy w krótkim wstępie, jest tak stare jak sama fotografia, i zaznaczają: „także w Polsce obserwuje się rozwój zainteresowania tą dziedziną sztuki.”
„Projekt ma skierować uwagę zarówno kolekcjonerów, marszandów, historyków sztuki, jak i osób niezwiązanych zawodowo ze światem sztuki na polską fotografię.” To bardzo ważne stwierdzenie organizatorów, które aukcję każe traktować jako element szerokiego działania wystawienniczo-wydawniczo-edukacyjnego. „Katalog ma charakter indeksu nazwisk tworzących rynek fotografii kolekcjonerskiej w Polsce” – z tym zdaniem, niestety, zgodzić się nie można. Katalogi „Fotografii kolekcjonerskiej” są na pewno wydaniami wyjątkowymi na polskim rynku fotograficznym, jednak ciągle nie wyczerpują tematu, zawarte w nich biogramy są skrótowymi informacjami i mimo kilkuletniej działalności „projektu” jeszcze nie powinniśmy zachłystywać się „indeksem tworzących”.
Nazwa: „Fotosprint” /akcja
Organizator: Fundacja Archeologia Fotografii /Warszawa
Data: 4 grudnia 2010
strona
„Zdobądź oryginalną fotografię po atrakcyjnej cenie i zainicjuj swoją kolekcję, lub zrób wyjątkowy prezent gwiazdkowy dla swoich bliskich!”
Jedyna spośród wymienionych tu akcji o charakterze charytatywnym. Fundacja zebrała zdjęcia od zaprzyjaźnionych autorów i wszystkie zaoferowała za jednakową cenę 250 złotych. Dochód zasilił konto fundacji, która obiecała w 2011 wydać (częściowo z tych pieniędzy) katalog prac m.in. Zofii Chomętowskiej. Była to także pierwsza tego rodzaju impreza w Polsce. Zdjęcia znanych i nieznanych autorów były przedstawione anonimowo. Można było kupić (trafić) za te 250 złotych fotografię Dłubaka lub mogło się okazać, że wybraliśmy „Iksińskiego”. Co więcej, zgodnie z tytułem imprezy – czas wyboru i namysłu był ograniczony. Nigdzie bowiem nie przedstawiono katalogu prac, kłóciło by się to z resztą z pomysłem. Publiczność biegła do ścian i w pośpiechu oglądała prace. Decyzję trzeba było podjąć zanim ktoś inny „zaklepał” sobie pracę. Dopiero po dokonaniu wpłaty okazywało się czyje zdjęcie kupiliśmy. Opatrzenie się w fotografii oczywiście punktowało, można zaś było także dobrać pracę ze względu na temat, dominujący kolor (czy będzie pasować do sypialni) czy format (wedle ceny za cm2 fotografii). W ofercie „Fotosprintu” znalazły się zarówno odbitki kolekcjonerskie (sygnowane, numerowane), jak i „zwykłe” zdjęcia i wreszcie reprinty prac dawnych.
Fotografię potraktowano jako prezent lub zachętę do stworzenia („zainicjuj”... czemu nie kontynuacji? wzbogacenia?) kolekcji – a tak naprawdę „cegiełkę” na rzecz Fundacji.
Nazwa: „Masa prac” /wystawa
Organizator: Yours Gallery
Data: od 8 grudnia 2010 do 9 stycznia 2011
strona
„Od kilku lat obserwujemy rosnące zainteresowanie polską fotografią, coraz więcej osób decyduje się na zakup zdjęć i rozpoczęcie swojej przygody z kolekcjonowaniem.”
„Masa prac to ponad dwudziestu autorów oraz blisko siedemdziesiąt fotografii, zróżnicowanych tematycznie, technicznie, a także cenowo. Każda z nich jest przygotowana od razu do zakupu, dzięki czemu może stać się unikalnym prezentem dla najbliższych lub początkiem nowej kolekcji.”
Znowu temat zaczynania kolekcji i prezentowania fotografii. „Unikalność” jak rozumiem bierze się z niecodzienności, lepiej – nietuzinkowości podobnego prezentu, nie zaś „unikatowości” dzieł, które występują w edycjach po kilka sztuk. Siedemdziesiąt prac wystarczyłoby na małą aukcję, tyle, że tutaj ceny są ustalone. Po prostu wystawa sklepowa, bierzemy co jest dostępne. Przychodzi na myśl wspomnienie nieistniejącej już dziś galerii Luksfera w Domotece, podwarszawskim centrum handlowym. Galeria posiadała swoją przestrzeń wystawienniczą i oferowała do zakupu prace – w jeszcze szerszym niż w Yoursie przedziale cenowym i przeglądzie autorów. Termin przedświąteczny teoretycznie nie został skomentowany, natomiast słowo „prezent” pojawiające się w informacji prasowej każe domyślać się wyjścia frontem do klienta przedgwiazdkowego.
Nazwa: XI aukcja fotografii /aukcja
Organizator: Rynek Sztuki / Łódź
Data: 16 grudnia 2010
strona
To coroczna impreza organizowana na początku grudnia we współpracy z Łódzkim Towarzystwem Fotograficznym. Autorzy lokalni, raczej mniej znani, ceny przystępne i mnóstwo niesprzedanych prac. Poziom imprezy słaby, ale nie ma tutaj zadęcia teoretycznego i proklamowania nowego wspaniałego świata. Nie ma tu mowy o kolekcjonowaniu ani prezentowaniu. Warto zaznaczyć - jest to najdłużej działająca cykliczna fotograficzna impreza komercyjna. Powodzenia w następnych latach.
Nazwa: Aukcja fotograficzna /aukcja
Organizator: ZPAF /Warszawa
Data: 18 grudnia 2010
strona
Postanowiłam wkleić duży fragment większej wypowiedzi Anny Wolskiej o aukcji. Oprócz wzmiankowanego charakteru imprezy bardzo cenna jest opowieść o genezie.
Anna Wolska, organizatorka aukcji: „Zaledwie kilka miesięcy temu, miałam okazję przechadzać się ulicami Gdańska w czasie Jarmarku Dominikańskiego. Moją uwagę przykuły wówczas „stare”, pruskie fotografie, pożółkłe w wyniku kąpieli w herbacie lub wręcz malowane laserunkowo farbami akrylowymi. Ilość takich cudeniek wywołała u mnie zdumienie, bo oznaczało to, że musi istnieć zapotrzebowanie społeczne na takie falsyfikaty. Tylko po co u licha ludzie to robią? Takie samo pytanie można by zadać oczywiście wszystkim osobom kupującym kolorowe obrazki, czy postery w rozlicznych domach towarowych. Czemu to robią? By wypełnić czymś ścianę, by zaimponować, by było ładniej? Przecież oszustwo jest widoczne dla wprawnego widza gołym okiem. Oleodruk Klimta z pewnej sieci sklepów nigdy nie zastąpi oryginału przechowywanego w Luwrze!”
„Hasło aukcji „hande made” i „arts and crafts” wyraża tęsknotę za „magicznością” fotografii wiążącej się nie tylko z chemicznym procesem przywoływania obrazów na kartce papieru powleczonego emulsją, jej wartości związanych nieodłącznie z ręką i okiem mistrza ale i z pewnym procesem intelektualnym, który w sposób twórczy wykorzystuje nowoczesne środki reprodukcji obrazu. Budując dla Państwa zbiór prac na Aukcję w Starej Galerii ZPAF starałam się prosić autorów, by wyszukali w swoich zbiorach prawdziwe unikaty. Fotografie niepowtarzalne, zarówno pod względem technologicznym jak i artystycznym. Cyjanotypie, gumy, heliografie, odbitki wykonane w mokrym procesie kolodionowym, autorskie odbitki srebrowe, nietypowe, autorskie wydruki, fotografię performance.”
„Praca u podstaw” by statystyczny Polak przyozdabiał ścianę czymś wartościowym (i to jeszcze fotografią?!) wydaje się z góry skazana na niepowodzenie. Pytanie czy aukcją fotografii członków ZPAF można w tym temacie cokolwiek zmienić? Oby (ale niezdecydowane „oby”).
Większość prac pozostała niesprzedana. W katalogu oprócz szeregu „vintage prints” „odbitek unikatowych”, „1 sztuka” lub „1/1” (może by tak ujednolicić zapis?) znalazły się także edycje „wyjątkowe” z 15, 20, 25, 30 lub nieodzowny „nakład nieokreślony” czy „brak danych” (lub brak pozycji „nakład”). Nie ma tutaj mowy o zaczynaniu kolekcji czy prezentowaniu fotografii na gwiazdkę. Biogramy sporządzone dobrze, wiele niestety do życzenia pozostawiają wspomniane nieujednolicone opisy prac. Pełny katalog
Nazwa: Kuba Dąbrowski. Dwa zdjęcia /akcja
Organizator: Miesiąc Fotografii w Krakowie w TR /Warszawa
Data: 20 grudnia 2010
Projekt Kuby Dąbrowskiego w TR Warszawa jest zapowiedzią jednego z tematów, jakimi będziemy chcieli zająć się podczas kolejnej edycji Miesiąca Fotografii w Krakowie, tj. kolekcjonowania fotografii. Niestety nie mamy w naszym kraju tradycji kupowania czy zbierania zdjęć, a pora najwyższa by wejść do grona krajów takich jak Czechy, Węgry - o Francji czy Wielkiej Brytanii nie wspominając - gdzie kolekcjonerstwo jest od dawna "zdrową modą". Być może sygnowany plakat Kuby Dąbrowskiego będzie dla niektórych uczestników wydarzenia zaczątkiem prawdziwej kolekcji - pisze Tomasz Gutkowski - dyrektor Miesiąca Fotografii w Krakowie [za fotopolis.pl].
Kuba zaś na blogu pisał: „robimy taką jakby wystawę, rozdajemy plakaty z dwoma moimi zdjęciami. Plakaty są w formacie B2. Każdego jest sto sygnowanych i numerowanych egzemplarzy i ani jednego więcej. Można przyjść i po prostu sobie wziąć. Chociaż plakaty są prezentem i można je dać komuś w prezencie, to całe przedsięwzięcie nie ma związku ze świętami.”
Czyli kolekcjonowanie dla każdego. Wystarczy być, przyjść, zabrać. Można nakleić na ścianę, płytki w łazience, wstawić w ramkę.
Zdjęcie-prezent-gratis może być prezentem albo „zaczątkiem prawdziwej kolekcji”. Akcja wyjątkowa w kraju, niespotykana też często na świecie, powiedzmy „okołokolekcjonerski performans”.
Nazwa: Fotografia Kolekcjonerska. Klasyka polskiej fotografii artystycznej (XX wiek) /akcja? oferta wydawnicza?
Organizator: Muzeum Narodowe we Wrocławiu + Profilab /Wrocław-Warszawa
Data: od grudnia 2010 do lipca 2011
strona
Na koniec, na deser przedziwna akcja trwająca od grudnia do lipca. „Pierwsza na rynku”!
Przygotowały ją „ważne dla fotografii podmioty – wiodące laboratorium fotografii profesjonalnej Profilab wraz z posiadającym najlepszy w Polsce zbiór fotografii Muzeum Narodowym we Wrocławiu”. Tu już można zacząć polemikę – zarówno jeśli chodzi o laboratorium jak i „najlepszy zbiór”. Ale przejdźmy do meritum. Oto możemy stać się posiadaczami dwudziestu „zdjęć składających się na kolekcję klasyki polskiej fotografii artystycznej XX wieku”. Co więcej za tę okazyjną cenę otrzymamy nie tylko wybitną pracę ale i certyfikat trwałości wydruku, archiwalny sposób oprawy. „Stwórz unikatową kolekcję”! tutaj dostępne prace
„Edycja każdego mistrzowskiego zdjęcia z Kolekcji to jedynie sto sztuk*.”
„* Wyjątek stanowi fotografia Jana Bułhaka Wilno, która występuje w nakładzie 150 sztuk, z których 50 sztuk zostanie przekazane przez Profilab do najważniejszych polskich instytucji kulturalnych, mediów i wspierających kulturę firm.” Wspaniale, akcja jest także edukacyjna, „z fotografią pod strzechy”! (tylko czemu znowu Bułhak a nie chociaż Hartwig czy Sikora?!...ale nie o tym ten post).
Organizatorzy, starając się pozyskać klienta, niestety brną dalej: „mamy do czynienia z (…) majstersztykami, które od teraz – w ściśle limitowanej serii – dostępne są dla kolekcjonerów indywidualnych, którym nieobce jest pragnienie posiadania najpiękniejszych i historycznie najbardziej znaczących zdjęć.” Pięknie napisane. Jednak na koniec organizatorzy dodają, niejako pozbawieni złudzeń:
„Zbieranie dzieł sztuki wprawdzie zawsze pozostanie domeną elity, ale mamy nadzieję, że te dwadzieścia wyjątkowych zdjęć stanie się dla odbiorców początkiem niezwykłej przygody z fotografią i sztuką.” A zatem „przygoda” nie „kolekcja”. To z resztą całkiem adekwatne określenie jeśli mówimy na przykład o „bezcennym” autochromie Henryka Mikolascha „Niebieska flasza”, który w założeniu był unikatem, a teraz za jedyne 129 lub 199 złotych (w oprawie) może trafić do jednego ze stu szczęśliwców!
Na stronie internetowej projektu i w ulotce (dołączanej do Gazety Wyborczej) mowa jest o zdjęciach, fotografiach, niepowtarzalnych i numerowanych kopiach, wyjątkowych i wybitnych obrazach, itd...brakuje jednak słowa klucza: reprint. I to jest największa porażka pomysłu, który mylnie/marketingowo nazwano „Fotografia kolekcjonerska”. To są właściwie „postery”, pamiątki z wizyty w galerii czy muzeum, takie, które zazwyczaj możemy kupić w sklepiku. W światowych przybytkach sztuki możemy kupić zdjęcie na kubku, talii kart do gry, ołówku, pocztówce, koszulce, torbie, parasolu...lub w formie plakatu lub oprawionego artefaktu na ścianę. Nihil novi sub sole, a jednak w krajowych warunkach rzecz niespotykana. To chyba faktycznie pierwsze tego rodzaju przedsięwzięcie na rynku polskim, żeby klientowi udostępnić reprinty prac z kolekcji. Ale żeby dodawać certyfikaty, rozwodzić się na temat trwałości wydruku, nazywać tę akcję kolekcjonowaniem to znaczna przesada! Chciałoby się zapytać kto był pomysłodawcą tej akcji? Muzeum pragnące promocji swoich zbiorów czy laboratorium chcące pochwały swoich usług? Nie jest to nigdzie wzmiankowane, idealne „partnerstwo prywatno-publiczne”. Nie wiadomo także kto wybrał owe dzieła spośród kilkunastu tysięcy i co nim kierowało. Cytowane wyżej fragmenty pochodzą ze strony organizatora akcji, a podpisane są imieniem i nazwiskiem ważnego polskiego kuratora, znawcy historii fotografii, doktora nauk humanistycznych. Oczom nie wierzę.
Wymienione przykłady nie wyczerpują na pewno tematu. Pod koniec listopada i w grudniu na innych aukcjach charytatywnych, aukcjach promocyjnych młodych twórców, w sklepach artystycznych i galeriach fotografia także znajdowała chętnych nabywców. Na warsztat wzięłam te większe i ciekawsze akcje i te dostępne dla każdego podłączonego do internetu klienta(poza „Dwoma zdjęciami” i „Fotosprintem”). Akcja Profilabu ma swoją specjalną witrynę, zaś we wspomnianych aukcjach można było wziąć udział za pośrednictwem artinfo.pl [pewnie dla upartego klienta z Yoursa udałoby się zamówić zdjęcie z wysyłką].
Celowo w przykładach pominęłam autorów, przepraszam. Poza Kubą, taki urok akcji indywidualnej. Chodzi bowiem byśmy przypatrzyli się akcji samej w sobie, a nie patrzyli fotografom do kieszeni.
Interesująca jest zbieżność tych wydarzeń w kalendarzu – koniec roku i tym samym -czas zakupów prezentowych.
Wszystkie te akcje każą myśleć optymistycznie o „dzianiu się” w kwestii kolekcjonowania fotografii. Nie jest to terra kompletnie incognita, nie jest to pole zapomniane, temat nie poruszany i obcy w naszym kraju. Interesujące, że niektórzy organizatorzy mówili o „zaczynaniu” kolekcji, nie pojawiła się ani razu zachęta do jej wzbogacenia i poszerzenia. Najwyraźniej slogan o rozpoczynaniu zbioru, podjęcie zajęcia „wyjątkowego” i elitarnego otwiera najskuteczniej portfele potencjalnych nabywców.
Jasne, daleko „nam” do świata. Narzekanie na brak kupców i kolekcjonerów sprawy nie rozwinie. Traktowanie zaś widza jako nieuświadomionego kolekcjonera to też chybiony pomysł. Cóż, instytucje organizujące podobne imprezy powinny staranniej się przyłożyć do treści przez siebie produkowanych... i rozpocząć akcje edukacyjne, oczywiście zaczynając od siebie.
Na koniec polecam wszystkim lekturę niezrównanego Gerry Badgera „Collecting Photography”. Mamy tu i rys historyczny, próbę spojrzenia socjologicznego, przegląd najważniejszych tendencji i...słownik terminów technicznych, wykaz najważniejszych instytucji i galerii oraz biogramy autorów wraz z notką o uprawianych tematach, technikach i cenach. Ach, gdyby coś takiego o polskiej fotografii...
Nazwa: Fotografia kolekcjonerska 8 /”projekt” - aukcja
Organizator: Galeria Senatorska / Warszawa
Data: 23 listopada 2010
strona
„Projekt fotografia kolekcjonerska” - w Miejscu już omawiałam poprzednie edycje. Katalog edycji 8
Niestety, większość się nie sprzedała. Zestaw nazwisk ciągle podobny do tych z poprzednich edycji, wybór większy. Ale ceny wydają się jednak znów wyprzedzać poziomem aukcje malarstwa i rzeźby.
Kolekcjonowanie fotografii, jak zauważają organizatorzy w krótkim wstępie, jest tak stare jak sama fotografia, i zaznaczają: „także w Polsce obserwuje się rozwój zainteresowania tą dziedziną sztuki.”
„Projekt ma skierować uwagę zarówno kolekcjonerów, marszandów, historyków sztuki, jak i osób niezwiązanych zawodowo ze światem sztuki na polską fotografię.” To bardzo ważne stwierdzenie organizatorów, które aukcję każe traktować jako element szerokiego działania wystawienniczo-wydawniczo-edukacyjnego. „Katalog ma charakter indeksu nazwisk tworzących rynek fotografii kolekcjonerskiej w Polsce” – z tym zdaniem, niestety, zgodzić się nie można. Katalogi „Fotografii kolekcjonerskiej” są na pewno wydaniami wyjątkowymi na polskim rynku fotograficznym, jednak ciągle nie wyczerpują tematu, zawarte w nich biogramy są skrótowymi informacjami i mimo kilkuletniej działalności „projektu” jeszcze nie powinniśmy zachłystywać się „indeksem tworzących”.
Nazwa: „Fotosprint” /akcja
Organizator: Fundacja Archeologia Fotografii /Warszawa
Data: 4 grudnia 2010
strona
„Zdobądź oryginalną fotografię po atrakcyjnej cenie i zainicjuj swoją kolekcję, lub zrób wyjątkowy prezent gwiazdkowy dla swoich bliskich!”
Jedyna spośród wymienionych tu akcji o charakterze charytatywnym. Fundacja zebrała zdjęcia od zaprzyjaźnionych autorów i wszystkie zaoferowała za jednakową cenę 250 złotych. Dochód zasilił konto fundacji, która obiecała w 2011 wydać (częściowo z tych pieniędzy) katalog prac m.in. Zofii Chomętowskiej. Była to także pierwsza tego rodzaju impreza w Polsce. Zdjęcia znanych i nieznanych autorów były przedstawione anonimowo. Można było kupić (trafić) za te 250 złotych fotografię Dłubaka lub mogło się okazać, że wybraliśmy „Iksińskiego”. Co więcej, zgodnie z tytułem imprezy – czas wyboru i namysłu był ograniczony. Nigdzie bowiem nie przedstawiono katalogu prac, kłóciło by się to z resztą z pomysłem. Publiczność biegła do ścian i w pośpiechu oglądała prace. Decyzję trzeba było podjąć zanim ktoś inny „zaklepał” sobie pracę. Dopiero po dokonaniu wpłaty okazywało się czyje zdjęcie kupiliśmy. Opatrzenie się w fotografii oczywiście punktowało, można zaś było także dobrać pracę ze względu na temat, dominujący kolor (czy będzie pasować do sypialni) czy format (wedle ceny za cm2 fotografii). W ofercie „Fotosprintu” znalazły się zarówno odbitki kolekcjonerskie (sygnowane, numerowane), jak i „zwykłe” zdjęcia i wreszcie reprinty prac dawnych.
Fotografię potraktowano jako prezent lub zachętę do stworzenia („zainicjuj”... czemu nie kontynuacji? wzbogacenia?) kolekcji – a tak naprawdę „cegiełkę” na rzecz Fundacji.
Nazwa: „Masa prac” /wystawa
Organizator: Yours Gallery
Data: od 8 grudnia 2010 do 9 stycznia 2011
strona
„Od kilku lat obserwujemy rosnące zainteresowanie polską fotografią, coraz więcej osób decyduje się na zakup zdjęć i rozpoczęcie swojej przygody z kolekcjonowaniem.”
„Masa prac to ponad dwudziestu autorów oraz blisko siedemdziesiąt fotografii, zróżnicowanych tematycznie, technicznie, a także cenowo. Każda z nich jest przygotowana od razu do zakupu, dzięki czemu może stać się unikalnym prezentem dla najbliższych lub początkiem nowej kolekcji.”
Znowu temat zaczynania kolekcji i prezentowania fotografii. „Unikalność” jak rozumiem bierze się z niecodzienności, lepiej – nietuzinkowości podobnego prezentu, nie zaś „unikatowości” dzieł, które występują w edycjach po kilka sztuk. Siedemdziesiąt prac wystarczyłoby na małą aukcję, tyle, że tutaj ceny są ustalone. Po prostu wystawa sklepowa, bierzemy co jest dostępne. Przychodzi na myśl wspomnienie nieistniejącej już dziś galerii Luksfera w Domotece, podwarszawskim centrum handlowym. Galeria posiadała swoją przestrzeń wystawienniczą i oferowała do zakupu prace – w jeszcze szerszym niż w Yoursie przedziale cenowym i przeglądzie autorów. Termin przedświąteczny teoretycznie nie został skomentowany, natomiast słowo „prezent” pojawiające się w informacji prasowej każe domyślać się wyjścia frontem do klienta przedgwiazdkowego.
Nazwa: XI aukcja fotografii /aukcja
Organizator: Rynek Sztuki / Łódź
Data: 16 grudnia 2010
strona
To coroczna impreza organizowana na początku grudnia we współpracy z Łódzkim Towarzystwem Fotograficznym. Autorzy lokalni, raczej mniej znani, ceny przystępne i mnóstwo niesprzedanych prac. Poziom imprezy słaby, ale nie ma tutaj zadęcia teoretycznego i proklamowania nowego wspaniałego świata. Nie ma tu mowy o kolekcjonowaniu ani prezentowaniu. Warto zaznaczyć - jest to najdłużej działająca cykliczna fotograficzna impreza komercyjna. Powodzenia w następnych latach.
Nazwa: Aukcja fotograficzna /aukcja
Organizator: ZPAF /Warszawa
Data: 18 grudnia 2010
strona
Postanowiłam wkleić duży fragment większej wypowiedzi Anny Wolskiej o aukcji. Oprócz wzmiankowanego charakteru imprezy bardzo cenna jest opowieść o genezie.
Anna Wolska, organizatorka aukcji: „Zaledwie kilka miesięcy temu, miałam okazję przechadzać się ulicami Gdańska w czasie Jarmarku Dominikańskiego. Moją uwagę przykuły wówczas „stare”, pruskie fotografie, pożółkłe w wyniku kąpieli w herbacie lub wręcz malowane laserunkowo farbami akrylowymi. Ilość takich cudeniek wywołała u mnie zdumienie, bo oznaczało to, że musi istnieć zapotrzebowanie społeczne na takie falsyfikaty. Tylko po co u licha ludzie to robią? Takie samo pytanie można by zadać oczywiście wszystkim osobom kupującym kolorowe obrazki, czy postery w rozlicznych domach towarowych. Czemu to robią? By wypełnić czymś ścianę, by zaimponować, by było ładniej? Przecież oszustwo jest widoczne dla wprawnego widza gołym okiem. Oleodruk Klimta z pewnej sieci sklepów nigdy nie zastąpi oryginału przechowywanego w Luwrze!”
„Hasło aukcji „hande made” i „arts and crafts” wyraża tęsknotę za „magicznością” fotografii wiążącej się nie tylko z chemicznym procesem przywoływania obrazów na kartce papieru powleczonego emulsją, jej wartości związanych nieodłącznie z ręką i okiem mistrza ale i z pewnym procesem intelektualnym, który w sposób twórczy wykorzystuje nowoczesne środki reprodukcji obrazu. Budując dla Państwa zbiór prac na Aukcję w Starej Galerii ZPAF starałam się prosić autorów, by wyszukali w swoich zbiorach prawdziwe unikaty. Fotografie niepowtarzalne, zarówno pod względem technologicznym jak i artystycznym. Cyjanotypie, gumy, heliografie, odbitki wykonane w mokrym procesie kolodionowym, autorskie odbitki srebrowe, nietypowe, autorskie wydruki, fotografię performance.”
„Praca u podstaw” by statystyczny Polak przyozdabiał ścianę czymś wartościowym (i to jeszcze fotografią?!) wydaje się z góry skazana na niepowodzenie. Pytanie czy aukcją fotografii członków ZPAF można w tym temacie cokolwiek zmienić? Oby (ale niezdecydowane „oby”).
Większość prac pozostała niesprzedana. W katalogu oprócz szeregu „vintage prints” „odbitek unikatowych”, „1 sztuka” lub „1/1” (może by tak ujednolicić zapis?) znalazły się także edycje „wyjątkowe” z 15, 20, 25, 30 lub nieodzowny „nakład nieokreślony” czy „brak danych” (lub brak pozycji „nakład”). Nie ma tutaj mowy o zaczynaniu kolekcji czy prezentowaniu fotografii na gwiazdkę. Biogramy sporządzone dobrze, wiele niestety do życzenia pozostawiają wspomniane nieujednolicone opisy prac. Pełny katalog
Nazwa: Kuba Dąbrowski. Dwa zdjęcia /akcja
Organizator: Miesiąc Fotografii w Krakowie w TR /Warszawa
Data: 20 grudnia 2010
Projekt Kuby Dąbrowskiego w TR Warszawa jest zapowiedzią jednego z tematów, jakimi będziemy chcieli zająć się podczas kolejnej edycji Miesiąca Fotografii w Krakowie, tj. kolekcjonowania fotografii. Niestety nie mamy w naszym kraju tradycji kupowania czy zbierania zdjęć, a pora najwyższa by wejść do grona krajów takich jak Czechy, Węgry - o Francji czy Wielkiej Brytanii nie wspominając - gdzie kolekcjonerstwo jest od dawna "zdrową modą". Być może sygnowany plakat Kuby Dąbrowskiego będzie dla niektórych uczestników wydarzenia zaczątkiem prawdziwej kolekcji - pisze Tomasz Gutkowski - dyrektor Miesiąca Fotografii w Krakowie [za fotopolis.pl].
Kuba zaś na blogu pisał: „robimy taką jakby wystawę, rozdajemy plakaty z dwoma moimi zdjęciami. Plakaty są w formacie B2. Każdego jest sto sygnowanych i numerowanych egzemplarzy i ani jednego więcej. Można przyjść i po prostu sobie wziąć. Chociaż plakaty są prezentem i można je dać komuś w prezencie, to całe przedsięwzięcie nie ma związku ze świętami.”
Czyli kolekcjonowanie dla każdego. Wystarczy być, przyjść, zabrać. Można nakleić na ścianę, płytki w łazience, wstawić w ramkę.
Zdjęcie-prezent-gratis może być prezentem albo „zaczątkiem prawdziwej kolekcji”. Akcja wyjątkowa w kraju, niespotykana też często na świecie, powiedzmy „okołokolekcjonerski performans”.
Nazwa: Fotografia Kolekcjonerska. Klasyka polskiej fotografii artystycznej (XX wiek) /akcja? oferta wydawnicza?
Organizator: Muzeum Narodowe we Wrocławiu + Profilab /Wrocław-Warszawa
Data: od grudnia 2010 do lipca 2011
strona
Na koniec, na deser przedziwna akcja trwająca od grudnia do lipca. „Pierwsza na rynku”!
Przygotowały ją „ważne dla fotografii podmioty – wiodące laboratorium fotografii profesjonalnej Profilab wraz z posiadającym najlepszy w Polsce zbiór fotografii Muzeum Narodowym we Wrocławiu”. Tu już można zacząć polemikę – zarówno jeśli chodzi o laboratorium jak i „najlepszy zbiór”. Ale przejdźmy do meritum. Oto możemy stać się posiadaczami dwudziestu „zdjęć składających się na kolekcję klasyki polskiej fotografii artystycznej XX wieku”. Co więcej za tę okazyjną cenę otrzymamy nie tylko wybitną pracę ale i certyfikat trwałości wydruku, archiwalny sposób oprawy. „Stwórz unikatową kolekcję”! tutaj dostępne prace
„Edycja każdego mistrzowskiego zdjęcia z Kolekcji to jedynie sto sztuk*.”
„* Wyjątek stanowi fotografia Jana Bułhaka Wilno, która występuje w nakładzie 150 sztuk, z których 50 sztuk zostanie przekazane przez Profilab do najważniejszych polskich instytucji kulturalnych, mediów i wspierających kulturę firm.” Wspaniale, akcja jest także edukacyjna, „z fotografią pod strzechy”! (tylko czemu znowu Bułhak a nie chociaż Hartwig czy Sikora?!...ale nie o tym ten post).
Organizatorzy, starając się pozyskać klienta, niestety brną dalej: „mamy do czynienia z (…) majstersztykami, które od teraz – w ściśle limitowanej serii – dostępne są dla kolekcjonerów indywidualnych, którym nieobce jest pragnienie posiadania najpiękniejszych i historycznie najbardziej znaczących zdjęć.” Pięknie napisane. Jednak na koniec organizatorzy dodają, niejako pozbawieni złudzeń:
„Zbieranie dzieł sztuki wprawdzie zawsze pozostanie domeną elity, ale mamy nadzieję, że te dwadzieścia wyjątkowych zdjęć stanie się dla odbiorców początkiem niezwykłej przygody z fotografią i sztuką.” A zatem „przygoda” nie „kolekcja”. To z resztą całkiem adekwatne określenie jeśli mówimy na przykład o „bezcennym” autochromie Henryka Mikolascha „Niebieska flasza”, który w założeniu był unikatem, a teraz za jedyne 129 lub 199 złotych (w oprawie) może trafić do jednego ze stu szczęśliwców!
Na stronie internetowej projektu i w ulotce (dołączanej do Gazety Wyborczej) mowa jest o zdjęciach, fotografiach, niepowtarzalnych i numerowanych kopiach, wyjątkowych i wybitnych obrazach, itd...brakuje jednak słowa klucza: reprint. I to jest największa porażka pomysłu, który mylnie/marketingowo nazwano „Fotografia kolekcjonerska”. To są właściwie „postery”, pamiątki z wizyty w galerii czy muzeum, takie, które zazwyczaj możemy kupić w sklepiku. W światowych przybytkach sztuki możemy kupić zdjęcie na kubku, talii kart do gry, ołówku, pocztówce, koszulce, torbie, parasolu...lub w formie plakatu lub oprawionego artefaktu na ścianę. Nihil novi sub sole, a jednak w krajowych warunkach rzecz niespotykana. To chyba faktycznie pierwsze tego rodzaju przedsięwzięcie na rynku polskim, żeby klientowi udostępnić reprinty prac z kolekcji. Ale żeby dodawać certyfikaty, rozwodzić się na temat trwałości wydruku, nazywać tę akcję kolekcjonowaniem to znaczna przesada! Chciałoby się zapytać kto był pomysłodawcą tej akcji? Muzeum pragnące promocji swoich zbiorów czy laboratorium chcące pochwały swoich usług? Nie jest to nigdzie wzmiankowane, idealne „partnerstwo prywatno-publiczne”. Nie wiadomo także kto wybrał owe dzieła spośród kilkunastu tysięcy i co nim kierowało. Cytowane wyżej fragmenty pochodzą ze strony organizatora akcji, a podpisane są imieniem i nazwiskiem ważnego polskiego kuratora, znawcy historii fotografii, doktora nauk humanistycznych. Oczom nie wierzę.
Wymienione przykłady nie wyczerpują na pewno tematu. Pod koniec listopada i w grudniu na innych aukcjach charytatywnych, aukcjach promocyjnych młodych twórców, w sklepach artystycznych i galeriach fotografia także znajdowała chętnych nabywców. Na warsztat wzięłam te większe i ciekawsze akcje i te dostępne dla każdego podłączonego do internetu klienta(poza „Dwoma zdjęciami” i „Fotosprintem”). Akcja Profilabu ma swoją specjalną witrynę, zaś we wspomnianych aukcjach można było wziąć udział za pośrednictwem artinfo.pl [pewnie dla upartego klienta z Yoursa udałoby się zamówić zdjęcie z wysyłką].
Celowo w przykładach pominęłam autorów, przepraszam. Poza Kubą, taki urok akcji indywidualnej. Chodzi bowiem byśmy przypatrzyli się akcji samej w sobie, a nie patrzyli fotografom do kieszeni.
Interesująca jest zbieżność tych wydarzeń w kalendarzu – koniec roku i tym samym -czas zakupów prezentowych.
Wszystkie te akcje każą myśleć optymistycznie o „dzianiu się” w kwestii kolekcjonowania fotografii. Nie jest to terra kompletnie incognita, nie jest to pole zapomniane, temat nie poruszany i obcy w naszym kraju. Interesujące, że niektórzy organizatorzy mówili o „zaczynaniu” kolekcji, nie pojawiła się ani razu zachęta do jej wzbogacenia i poszerzenia. Najwyraźniej slogan o rozpoczynaniu zbioru, podjęcie zajęcia „wyjątkowego” i elitarnego otwiera najskuteczniej portfele potencjalnych nabywców.
Jasne, daleko „nam” do świata. Narzekanie na brak kupców i kolekcjonerów sprawy nie rozwinie. Traktowanie zaś widza jako nieuświadomionego kolekcjonera to też chybiony pomysł. Cóż, instytucje organizujące podobne imprezy powinny staranniej się przyłożyć do treści przez siebie produkowanych... i rozpocząć akcje edukacyjne, oczywiście zaczynając od siebie.
Na koniec polecam wszystkim lekturę niezrównanego Gerry Badgera „Collecting Photography”. Mamy tu i rys historyczny, próbę spojrzenia socjologicznego, przegląd najważniejszych tendencji i...słownik terminów technicznych, wykaz najważniejszych instytucji i galerii oraz biogramy autorów wraz z notką o uprawianych tematach, technikach i cenach. Ach, gdyby coś takiego o polskiej fotografii...
poniedziałek, 3 stycznia 2011
zmarł Wiktor Hombek
Dziś w nocy zmarł Wiktor Hombek, członek Gliwickiego Towarzystwa Fotograficznego. Pogrzeb odbędzie się w Gliwicach, w najbliższą sobotę.
Wiktor Hombek - Wieśniaczka, 1963
Wiktor Hombek, Rzeźbiarz, z serii: Zostań Napoleonem, 1970-75
Subskrybuj:
Posty (Atom)