Galeria Bezdomna ma już 10 lat. Dokładnie nawet 10 i pół. Pierwsza wystawa odbyła się w maju 2002 roku w pałacyku przy Złotej 1 w Warszawie. 105 (STO PIĄTA!!!) edycja otworzyła się w sobotę w Warszawie, w Pałacu Kultury. Jest to już ósma edycja warszawska. Oprócz Złotej, była też Lubelska 30/32, 'reform plaza' (czyli milennium plaza, a popularnie prysznic, toi-toi), w siedzibie Sinfonii Varsovia (czyli d. SGGW), CSW Zamek Ujazdowski plus jedna edycja "chodzona".
Wymieniam te miejsca, trochę porządkując pamięć i by uświadomić sobie dziwną i interesującą sprawę. Oczywiście "Bezdomna" otrzymywała miejsca na chwilę w różnych lokalizacjach. "2 Złota", czyli gdy odbywała się edycja 30. i jubileuszowa znowu, bo trzyletnia; z kolei 40ta na Foksal trafiła na 4te urodziny. Bezdomna w CSW to było święto-świąt, bo galeria odbyła się w prawdziwej galerii! I tak zawsze coś jest z dzikiego święta fotografii! Dzikiego, bo też umówmy się, że finałowy efekt, gdy wszystkie prace już są wyeksponowane, jest...zdumiewający, fantastyczny i dziki.
Przypomnijmy credo: "galeria bezdomna to spontanicznie tworzone wystawy fotograficzne z udziałem każdego chętnego, w miejscach udostępnianych nam na ten cel na dzień, dwa lub tydzień (np. w opuszczonych wnętrzach przed remontem).
Temat, forma i ilość prezentowanych prac są indywidualną decyzją autorów. Dopuszczalna jest każda forma wystawiennicza, od zwykłej odbitki do instalacji.
Impreza ma charakter nieformalny, rozwinęła się już w formę cyklicznych wystaw. Celem GALERII BEZDOMNEJ jest umożliwienie prezentacji własnej twórczości wszystkim tym, którzy robią ciekawe zdjęcia."
W efekcie przez 10 lat Bezdomna krążyła po Polsce, Europie i nawet po szerokim świecie. Ostatnie zdanie manifestu, że Bezdomna jest miejscem do prezentacji własnej twórczości nie przestaje mnie zastanawiać. Mimo internetu, rozmaitych galerii w stylu onephoto, plfoto, f2, fototok, itd, itp; masy blogów, portali i wortali, Bezdomna stała się dopełnieniem i spełnieniem. To na wieszaniu i otwieraniu spotykali się ludzie znający się z sieci, mijali się z tymi, którzy pokazywali swe prace w prawdziwych galeriach. Dokładnie to samo zdarzyło się w Warszawie, po raz pierwszy i po raz sto piąty. Obok autorów, którzy pozostawili czasem jedynie ksywy i nick'i, są większe i wielkie nazwiska. (adresy stron, emaile, wizytówki i pamiątki)
Jeszcze większa demokracja panuje w sposobach ekspozycji. Zawsze w anonsach znajdują się warunki ekspozycji, czasem nie wolno wbijać gwoździ, innym razem nie wolno rozkładać zdjęć na podłodze, innym jeszcze razem gwoździe wbijać można tylko większość ścian przeszklona (jak w łódzkiej fabryce np.). Wszelkie ograniczenia są respektowane i pokonywane z inwencją. I to jaką?!
Warszawski efekt: zdjęcia wiszą w ramach, są przyklejone, wiszą na sznurkach za inne sznurki, klipsy, taśmy, wstążki, spinacze itd., leżą na podłodze, są oparte o ściany, rozłożone na krzesłach, paletach, postumentach... W tej odsłonie właściwie żadnej większej foto-instalacji nie ma. Kiedyś stał tekturowy autobus, innym razem coś w rodzaju namiotu, zdjęcia w walizkach.
Bezdomnych się nie da recenzować. Można opisać co ciekawsze prace, albo wskazać je palcem - pokazać na zdjęciu, ale to twór żywy, zmieniający się (bo nie wszystkie prace przeżywają wernisaż, a inne potrafią nie doczekać finisażu). To też straszny oczopląs. Nagromadzenie form i tematów, zdjęcie na zdjęciu nie zostawia wiele oddechu. Przestrzeń jest absolutnie szczelnie wykorzystana: postumenty, schody, barierki, okna, żyrandole, podesty, drzwi....no i oczywiście ściany. Niektórzy dowieszali swoje zdjęcia na tyłach innych ram wiszących w przestrzeni. Wszystkie chwyty dozwolone.Wernisaże. To osobny rozdział właściwie. Zawsze jakaś akcja, happening. Tym razem wśród publiczności pojawiły się zjawy-znakomitości komunizmu (MUWA). Obowiązkowe przemówienie organizatorów z... drabiny! (która w międzyczasie - od przyniesienia do użycia w celu montażu lub wygłoszenia przemówienia - zawsze obrasta w zdjęcia, czasem uniemożliwiając wspięcie się mówcy). Pomysłodawcy: Andrzej Świetlik i Tomek Sikora. Od samego początku ideę realizował Jakub Winiarski.
Piszę, że zwykle, zawsze, często a tak na prawdę widziałam jakieś naście wystaw Bezdomnej. I to z początku -nastu. Regułą tych kilkunastu Bezdomnych było zawsze zdjęcie dziecka - przynajmniej jednego (a bywały i całe grupy) - jego lub jej twórczość. Regułą jest akcja Tomka Sikory - najczęściej interaktywny pokaz lub praca w procesie.
10 lat to już wiek poważny, to może jakieś badania będą nad rozpoznawalnością pomysłu? Czy taki statystyczny amator fotografii to wie, wiesza i bywa?
10 lat to też poważny wiek, by wspominać Bezdomną z nostalgią. Jak się jeździło, jak się widziało, jak się wieszało. Lista fotografów, która brała udział w bezdomnej to pewnie w tej chwili solidne tysiące. A wśród tych tysięcy, nazwiska takie, które 10 lat temu były już wielkie a także takie, które 10 lat temu po raz pierwszy na którejś Bezdomnej pokazały światu odbitki.
Pamiętam jak o jednej z pierwszych edycji, kolega mi kiedyś opowiadał jak o "życiowej szansie pokazania własnych prac, możliwości dostrzeżenia przez widza". Z perspektywy takich 9-10 lat, to chyba wyjątkowo naiwne i zabawne wspomnienie. Choć jakby się zastanowić głębiej - to szansa na spotkania, dostrzegania, rozmowy. Jakiś zastrzyk energii, jakaś próbka możliwości, spięcie autora i czasem skromny czasem niepewny, czasem przebojowy krok naprzód.
Bezdomna to chyba jedyna galeria, która nie musi się martwić o frekwencję. Gdziekolwiek jest. Nikt się nie martwi - czy to dobry dzień, godzina, czy na mieście nie ma innych zdarzeń, czy ludzie przybędą? Tłumnie! Jeszcze przyniosą własne napoje.
100 lat Bezdomna! Ciągle jesteś potrzebna!
tu trochę historii. wow, co za liczby!
gdyby ktoś miał pytania po co, dlaczego, dla kogo, i jak... na wszystkie (niemal) pytania odpowiadają na stronie organizatorzy. tutaj.
codziennie do końca trwania wystawy są organizowane spotkania z fotografami. line-up tutaj