piątek, 21 lutego 2020

Kawiarnia na pastwisku

Autor nieznany, zdjęcie pamiątkowe rodziny w kawiarni / montaż / gdzieś w Europie? / po 1932, lata 1930te. / z archiwum jk



Komu się nigdy nie zdarzyło naświetlić podwójnie negatywu? Przypadkowo, niechcący. Nie zaniosło się w porę do laboratorium, nie oznaczyło, że zrobione. Wystawał kawałek kliszy, odłożona - znaleziona. O! To włożę do aparatu.
Albo ktoś zapomniał przewinąć. To trudniej zrobić paradoksalnie, bo ten odruch, że przesuwam. Muszę przesunąć, żeby zwolnić blokadę. No ale to tylko maszyna, coś się mogło popsuć, ząbek urwać. Cokolwiek.

Także zdarzyło się. Odkrycia dokonał laborant albo amator fotografii w ciemni. No i co dalej? Jeśli klient przyniósł do wywołania, trudno, robimy jak jest. Klient potem zdecyduje. Autor zdjęcia stoi przed tym efektem. Albo odkrył w ciemni albo właśnie odebrał odbitki z laboratorium. I co dalej?
Najpierw frustracja. Bo przecież błąd. Sprawdzamy aparat, wewnętrznie krzyczymy. Albo i zewnętrznie, że ktoś nam to zrobił. Zakładam wersję autorefleksji i autor poszukuje powodu usterki w ciszy, wiedząc, że to był jej/jego błąd. Nikt mu w laboratorium nic nie zepsuł. Pewnie negatyw dokładnie tak wygląda. A zatem stało się, bład nieodwołalny. I co dalej?

Zwykle takie nieudane lądują w koszu. Nikt tego w ramki nie wrzuci, nie oprawi. Zdarzyło mi się kiedyś źle ocenić już raz naświetlony negatyw. Właśnie ta klisza wystawała, zapraszając do użycia. Któż mógł pamiętać, że do podwójnego. Wyjazd z rodzicami w góry był. Owce, doliny, połonina, góry. Jakoś się zdarzyło, że ówczesny chłopak wkręcił tę kliszę do aparatu. Poszedł na koncert Piwnicy pod Baranami. Raz się nawet fajnie złożyło, bo scena grupowa wypadła akurat w dolinie. I to zdjęcie opublikował, że efekt fajny. Choć oczywiście kompletnie przypadkowy.

Ale z reguły, takie zdjęcia lądują w koszu. A to tu, przetrwało. Bo jakby się wpatrzeć, błąd błędem, oczywisty, ale widać cała scenę. A to znaczy widać bohaterów, ich miny. Dziewczynka z lewej strony jest najbardziej poszkodowana. Ale już jej babcia, brat, mama, ojciec i ddziadek - widoczni, jak to i tak mogło na zdjęciu bez montażu być widać. Role oczywiście zgaduję. Wszystko znów jest zagadką.
Pewnie Europa, przed II wojną. Jakieś miejsce, które by można nazwać atrakcją turystyczną, wnosząc po ilości stołów w tle, na jakimś ogromnym tarasie. Stroje wyjściowe, eleganckie. Moda lat trzydziestych. Plus nie bez znaczenia, nasza data dolna: 1932 rok. Na odwrociu tylko znak firmowy producenta papieru: Agfa Lupex. Te papiery wyszły w 1932 roku, używane często także w czterdziestych. Tyle na pewno wiadomo.

Zastanawia mnie ten ślad czy zarys budowli w tle. Wygląda jak ogród zimowy, oranżeria. Może to jest owa atrakcja? Może jesteśmy gdzieś w Schonbrunnie? Innym przypałacowym parku. Pastwisko jednak z innego porządku. Musiał być lat w tle. Zdjęcia obydwa i razem turystyczne, pamiętkowe, z różnych miejsc. Może się ten ząbek do przewijania jednak po cichu urwał.
Znów zagadki. Ale w samym zdjęciu jest to coś, przez co patrzę dłużej. Są jakieś skojarzenia, bo mamy podwójne treści. Z tym zaproszeniem do stworzenia własnych skojarzeń i z tym obrazem już państwa zostawię w spokoju.


- - - - - - - - - - -
Raz na jakiś czas patrzę dłużej na zdjęcia, które trafiają mi w ręce. Dzielę się spostrzeżeniami, zapraszając państwa do patrzenia dłużej na zdjęcia, na te, lub inne, na własne archiwa, na to co miga nam codziennie przez internet przed oczami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz