Jaki kraj taka polityka, jaka polityka taka fotografia? Tekst napisany w czerwcu 2015 dla Digital Photographer Polska. To dość istotny fakt, prawda?
Pete Souza, Prezydent USA Barack Obama złapany w sieć Spidermana, trzyletniego Nicholasa Tamarin, Biały Dom, Waszyngton, Stany Zjednoczone, 26 października 2012 / White House
oryginalny podpis: United States President Barack Obama pretends to be trapped in Spider-Man's web as he greets Nicholas Tamarin, aged three, in the doorway between the Oval Office and his secretary's office. Spider-Man had been trick-or-treating for an early Halloween with his father, White House aide Nate Tamarin, in the Eisenhower Executive Office Building. President Obama declared this photograph his favourite picture of 2012 when he saw it hanging in the West Wing a couple of weeks later.
Nieznośna zazdrość obrazu
Wakacje kolejne, szef kazał coś lekkiego. To może coś, w
czym wszyscy jesteśmy mocni – polityka? Temat nielekki co prawda, ale
wakacyjnie aktualny. Czeka nas zmiana na fotelu prezydenta w sam środek
wywczasu. Nie będzie agitacji, żadnego stawania po stronach. Pozwolę sobie
urlopowo na drobne roszczenia, niewielkie żądania. Czy my moglibyśmy tu w kraju
nad Wisłą mieć taką fotografię polityczną jak mają za wielką wodą? Czy to takie
nierealne? No to chociaż jak z surowej Skandynawii?
Czy na fotografii przypadkiem nasz prezydent mógłby się
zdrzemnąć na kanapie w gabinecie? Przebiec z wnukami korytarzem? Pani premier
szykująca kolację w swoim domu, w swetrze i z uśmiechem na zdjęciu z oficjalnej
kampanii? Pani marszałek na kocyku w sportowym stroju z familią? Pan poseł
grający w piłkę, oczywiście nie w garniaku? Senator w galerii czy innym
teatrze, relaks z kulturą najwyższych lotów. Jakiś taki ludzki typ, cieplejszy,
obyty, zwyklejszy mi się marzy i ciągle nie myślę o emigrowaniu. Czemu to się
nie da?
Posłowie i senatorowie w piłkę kopią, bywają na rautach i w
wielkiej kulturze gośćmi honorowymi. Marszałek i premier, zwykli ludzie,
niejedną kolację robiły, na niejednej wycieczce były. Prezydent już za moment
były, ma wszak sporą gromadkę wnuków, a drzemka powinna być w ramach obowiązków
służbowych. Czyli sytuacje nie z kosmosu, wykonalne, możliwe, wielce
potencjalne, że się zdarzają, że mogą być.
Co gorsza, nie myślę wcale o zdjęciach kompletnie
wymyślonych. Szwedzcy politycy fotografują się do oficjalnej kampanii na luzie,
to znaczy i w swetrze, w domu, przy sałatce, na wycieczce, w ruchu. Prezydent
Stanów ma właśnie takie śpiące zdjęcie, na innych, niezliczonych gania się z
dzieciakami. Grający w piłkę politycy francuscy, włoskie posłanki bywające na
imprezach charytatywnych, nawet z kieliszkiem w dłoni mogą na zdjęciu wystąpić.
Polityka krajowa nie cierpi, świat się nie zawala, a ludzie…? No właśnie. Afery
drzemkowej nie robią, nie pytają na co jeszcze polityk sobie pozwala w czasie
płaconym z MOICH podatków? Ano nie.
Jak polityk wygląda, każdy widzi. Oficjalny strój,
dostosowany do okazji, dress code klasa master. Twarze słuchające, gesty
otwarte, to kwestia obycia, wychowania, nauki. Przed wyborami robią się jeszcze
bardziej otwarci, jeszcze bardziej słuchający. Marketing polityczny to coś mi
obcego jednakże. Podobnie niestety marketingowcom politycznym – fotografia. Jak
kiedyś badania wykazały, że kandydat sfotografowany w ¾ najlepiej się kojarzy
respondentom, bo oficjalnie, godnie i słuchająco – idealny reprezentant, tak od
tego momentu uchybień żadnych być nie może. Byle reklama banku, pardą, bije
tychże polityków na głowę, bo w każdym spocie bankier słuchający i otwarty. Wszyscy
potrzebują MOICH pieniędzy, ok., ale jednak role się różnią, może i obraz też trochę
powinien?
A przepraszam, za politykiem zwykle jakaś flaga, jakieś tło,
jakiś chwyt za serce! Toż się ważą losy kraju! Tłem, czyli ostatnim planem nie
zawojuje się świata ani wyborcy nie przekona.
Co by powiedziała opozycja widząc polityka z kieliszkiem?
Dyskredytacja, ochlaj przecież i alkoholik, a w życiu nie powierzę losów mej
ojczyzny! Prezydent może nie drzemiący, ale podczas oficjalnej wizyty akurat
uśmiechnięty, bez krawatu i na…wielbłądzie? Opozycja z pewnością zareaguje, że
to egzotyka, Szogun przyczajony, obce tereny, turystyka za MOJE podatki, zbędny
punkt podróży. Można tak długo.
To jest najgorzej: mamy polityków całkiem zwykłych ludzi,
mamy ich zdjęcia w trakcie zwykło ludzkich czynności, mamy też wzory ze świata,
że można bez kija od szczotki. Ale nie mamy tych obrazów i mieć nie będziemy.
Spece od wizerunku boją się memów, wpadek i gaf. Jak polityk jest sztywny jest
zdrowy, a jak się zachwieje, to będzie na pasku w telewizji. Media popularne
bardziej zainteresowane są zawartością kieliszka niż słowami z przemowy.
Przekaz musi być nienaganny, to znaczy taki by się nikt do niego nie
przyczepił. Dmucha się na zimne, odstukuje kilka razy, uroki rzuca przez lewe
ramię. A gdyby tak spuścić trochę powietrza? Przekaz fotograficzny ma
gigantyczną moc, im mniej go napompujemy tym przecież szczery. I właściwie
czemu oficjalna sesja nie może być jakby dla kobiecego pisma? Właściwie, no
czemu nie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz