Paris Photo wróciło do Grand Palais. Budynek został zamknięty na czas remontu w marcu 2021, co - zaraz po roku pandemicznym - sprawiło, że targi co prawda dalej się odbywały, ale w tymczasowych, znacznie skromniejszych przestrzeniach. Można zatem powiedzieć, że po czterech latach przerwy - powrót do normalności. Ba! I to w jakim stylu!
Odnowione wnętrza znacznie zwiększyły też swoją funkcjonalność. Targi urosły! Na pierwszym piętrze ulokowano przede wszystkim sektor książkowy. Dodano przestrzenie do rozmów i w końcu brakujący ogromnie w poprzednich latach - bufet, czy w ogóle miejsce do chwili odpoczynku.
Bo liczby na Paris Photo zawsze robiły onieśmielające wrażenie, nie inaczej było w tym roku: 240 wystawców z 34 krajów, z czego w części głównej - 147 galerii, dwa projekty "The Digital Section" i "Voices". Oraz sława zaproszona do kuratorowanego wyboru - tym razem rolę tę pełnił Jim Jarmush. Rozmach! Praktycznie fotograficzna olimpiada :)
Nie będę pisać Wam co nowego, co innego w galeriach. Podzielę się zachwytami, ale to zaraz. Ale wrażenie pierwsze - to ciągle jest najważniejsza i największa wystawa fotografii - as such. W tak wielu odmianach, rodzajach, tak różnie eksponowana, tak różnie traktowana. Oczywiście nie jest to wystawa-wystawa, ale gdzie indziej można na raz obejrzeć tysiące, dziesiątki tysięcy prac? Dobre sobie - na raz. Na szczęście targi trwają 4 dni, plus wernisaż. Ciągle są targami, więc patrzymy na czasem zawrotne ceny pod pracami. Ale dla odbiorcy - to jest po prostu wystawa. Nie do przejścia na raz.
No i te książki! Trudno tu nagle sobie uświadamiać kogo zabrakło, bo na pewno kogoś. W trakcie targów zawsze była obecna część edukacyjna - spotkania, rozmowy, prezentacje. Takie oficjalne, takie osobne. Wejście na nie z reguły graniczyło z cudem. I dalej tak jest, mimo stworzenia dodatkowej przestrzeni (jedna trochę w bufecie, mało komfortowa chyba dla wszystkich). Ogromną zmianą - dla mnie przynajmniej - jest rozbudowana i usankcjonowana w końcu i ogarnięta bardziej - część spotkań z artystami - nie tylko na stanowiskach książkowych - ale i w części galeryjnej. W efekcie powstała rozpiska na każdy dzień po kilkadziesiąt spotkań. Book-signings. Niektórzy byli jeden raz, ale byli i rekordziści - 3 czy 4 spotkania, różne dni, godziny, stanowiska. I kolejki, i tłumy. Może takie mamy czasy, może taka specyfika medium. Ale skala kosmiczna!
Prace Joela Sterfeldta
Prace Zofii Kulik i Katarzyny Kozyry
Weronika Gęsicka i Katarzyna Sagatowska / Jednostka
Prace Anety Grzeszykowskiej / Raster Gallery
Prace Rafała Milacha "Rewers"/ Galeria Jednostka
Prace Zygmunta Rytki / Monopol / "Voices"
No a zachwyty? To sprawa super indywidualna. Przecież obok Paris Photo, "na mieście" mnóstwo wernisaży, imprez dodatkowych, poza oficjalnie - towarzyszącymi imprezami, jeszcze dobre dziesiątki innych. Czyli przy takich liczbach można przeoczyć coś, a nawet dużo. Można się zgubić w programach, trzeba podejmować kluczowe decyzje - iść na spotkanie z gwiazdą nr 1 tu, czy pół godziny później w innej części miasta na spotkanie z gwiazdą nr 2, rozegrać transport, przemyśleć strategię ustawienia w kolejce, itp... Widać te rozterki na twarzach mijanych ludzi, znajomych - biegnących, spieszących, albo radośnie opowiadających co im się udało obejrzeć, kogo spotkać, kogo posłuchać, co kupić - jaką książkę zdobyć.
Strategii jest wiele, można iść znanymi nazwiskami, można próbować chronologicznie. Po samym Paris Photo najsensowniej iść kolejnymi alejkami. Poszukiwania konkretnej galerii i to jeszcze by trafić do nich na konkretną godzinę może być wyczynem. Obejrzałam wszystko - jak to dumnie brzmi. No dobrze, poprawka, przeszłam wszystko na Paris Photo, bo właśnie pominęłam program spotkań. Wiele razy się zatrzymałam na dłużej, wczytałam w opowieść na ścianie, w książce. (Tak, oczywiście największe szczęście to przymknięcie oka na dodatkowe kilogramy w bagażu z powrotem.) Na wejściu do Grand Palais - gigantyczna ściana. Bez względu na to, którędy się wchodzi - ona zawsze jedna jedyna na froncie, ogromna. W tym roku zaprezentowano na niej serię "Ludzie XX wieku" Augusta Sandera. Nie sprawdzałam liczby podanej przez galerię - 619 zdjęć. Jeden projekt. No, oczywiście taki klasyk. To przecież się nadaje na osobną wystawę, na godziny oglądania. A tu jedna ściana. Powieszone zdjęcia tak, że przecież się nie da ogarnąć. Od podłogi - 7 rzędów. Poza oczywistym efektem WOW, też super mocny przekaz - jesteśmy tu dla efektu, a nie studiowania. Nie obejrzysz wszystkiego, choćbyś chciał/a. Enjoy!

Prace Cai Dong Dong'a

Prace Andersa Petersena
Koto Bolofo przy swoich zdjęciach KOTO BOLOFO (@kotobolofo) - Instagram
Jonathan Llense / galeria Espace / Jonathan LLense (@jonathanllense) - Instagram
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz