Zależało mi na uchwyceniu jak postrzegany jest
długoterminowy osobisty projekt dokumentalny przez fotoreporterów pracujących
dla gazet i agencji. Także i to, do czego dążą, co próbują osiągać i po co, co
im ma to dać. W ankiecie, która miała bagatela - 51 pytań, pojawiło się jeszcze
mnóstwo informacji. Szykuję porządne podsumowanie całości badania, by było
przejrzyste i dostępne, spokojnie. Mam nadzieję, że nadarzy się okazja do
jakiegoś publicznego przedstawienia wyników i wtedy zaczniemy dyskusję.
Teza potwierdzona, przedstawiona na konferencji „Photomedia”
w Helsinkach. Mnóstwo rzeczowych slajdów, przykłady wizualne także. Jeden z
nich wzbudził ogólne poruszenie, wszyscy uczestnicy sfotografowali slajd, i
potem jeszcze chcieli do niego wracać. Dociekali, komentowali. Jedno pytanie.
To było pytanie trzydzieste czwarte (!). Czujność uśpiona.
Czy jesteś artystą? Każdy respondent musiał udzielić odpowiedzi, wybrać z listy
odpowiedź, która najlepiej odzwierciedla to, jak się identyfikuje. Oprócz
najprostszych i bardzo precyzyjnie określonych: tak lub nie, postanowiłam dodać
odpowiedzi, które sytuują się gdzieś pomiędzy. Nasłuchałam się pewnych
wątpliwości przez ostatnie lata. Zetknęłam z mnóstwem fotografujących, którzy
nie umieją się określić. Trochę artysta, a trochę rzemieślnik. W liście
proponowanych odpowiedzi użyłam określeń, które najczęściej padały w rozmowach
prywatnych:
Tak.
Nie mi to oceniać.
Nie.
Mam kłopot z tym słowem.
Wolę określenie „fotograf”.
Nie zamierzam oceniać i państwu też nie proponuję. W badaniu
wzięło udział 209 osób (każdej z nich ogromnie dziękuję! To było mnóstwo
Waszego czasu, a dla mnie bezcenne informacje!). Nie chcę analizować teraz ile
procent osób zajmujących się zawodowo, a ilu faktycznych fotoreporterów i w jakim wieku udzieliło odpowiedzi o byciu
artystą. Na to nadejdzie czas.
Czemu międzynarodowe towarzystwo było tak poruszone tym
pytaniem i odpowiedziami? Okazało się być bliskie temu, jak i na świecie ludzie
miewają wątpliwości i skromności.
Znamy mniej więcej sytuację fotografów zawodowych – coraz
trudniej działać w mediach, jeszcze trudniej wyżyć z tego co się lubi (a tym samym najlepiej)
fotografować. Trzeba brać dodatkowe zlecenia (bardzo długa lista). Trzeba też
istnieć i wyrabiać sobie nazwisko mając nadzieję, że kiedyś za prawdziwą własną
robotę dostanie się sensowną kasę i nie trzeba będzie chałtur robić. Po to się
bierze udział w konkursach, próbuje się publikować, no właśnie – po to się
sięga i po projekty długoterminowe, itd. itd. No, ale co z tym samookreśleniem?
Najprościej jak kończy się ASP, dają tam tytuł, można używać
bez żadnych adnotacji. Fotografujący, utalentowani ludzie, którzy mają wystawy,
sprzedają zdjęcia kolekcjonerskie, niektórzy też robią książki, a przede wszystkim
– robią własne prace (oprócz zleconych) mają kłopot z określeniem. To nie jest
ani dobrze ani źle. To nasze przyzwyczajenia, doświadczenia i stereotypy.
„Wolę określenie „fotograf” – to właściwie odpowiedź
najbezpieczniejsza. To nie jest zdecydowane sytuowanie się poza sztuką. To nie
jest rzemieślnik odżegnujący się od wszelkich gestów i wymiarów.
„Mam kłopot z tym słowem” – zgadzam się z tymi, którzy tak
odpowiedzieli. To ogromnie trudne w PL w środowisku fotograficznym. Mamy kłopot
z tym słowem, bo mamy nieodrobioną lekcję. Popsuło się wszystko co było
czarnobiałe – jesteś w ZPAF – to jesteś fotografikiem, jesteś po uczelni
artystycznej to jesteś artystą. Przecież większość fotografujących to samoucy,
doszkalający się może w szkołach, na kursach. Dostaje się na koniec może dyplom
ukończenia kursu, ale nie potwierdzenie, zatwierdzenie, że się tym artystą
jest. Kłopoty podobne są także w środowisku plastyków, rzeźbiarzy itd., ale
skala problemu wśród fotografów jest absolutnie nieporównywalna z resztą
dziedzin sztuki.
Otóż to – dziedzin sztuki. Postrzegamy – upraszczam zbiorowo
– że dopiero jak się człowiek wysili konceptualnie, to może artystą będzie w
fotografii. Albo umrze, bo przy pośmiertnej retrospektywie pewnie nie będzie
kłopotu z określeniem.
Będzie, ależ będzie jeszcze większy! Mamy wszak jeszcze
jedno określenie. FOTOGRAFIK. Nie ma go w odpowiedziach możliwych na to
pytanie, bo…to mój polityczny bardzo krok naprzód: słowo to straciło swoje
znaczenie bardzo wiele lat temu i nie powinniśmy go w ogóle używać do
fotografów, którzy żyją i tworzą. Więc nie ma w opcjach odpowiedzi, bo też
zauważyłam, że używane jest w kompletnie dowolny sposób, w większości wypadków
poza sensem. Najczęściej używają go dziennikarze telewizyjni, media
popularne(uogólniam!) – jest tak ą ę i najlepiej nazwać kogoś fotografikiem, to
wtedy jest już szczyt kariery! No nie. Tak jak świetne zdjęcia na wystawie to
nie fotogramy. [ale do tego przyczepię się osobno]. Fotografik to nie jest
nobilitacja fotografa, to nie napisanie słowa fotograf przez duże F. To słowo,
które wymyślił Jan Bułhak – piktorialista, żeby wyróżnić piktorialistów właśnie
od amatorów. W dużym uproszczeniu, ale
mam nadzieję czytelnie. Kiedy piktorializm na świecie się kończył około 1914, w
Polsce hulał. I tak do czasów powojennych, do założenia ZPAF, itd. Słowo
zostało. Ale dziś nie ma żadnej logicznej przesłanki by go używać. Czyli tak –
nie było takiej opcji wyboru.
Wracamy – jest jeszcze jedna odpowiedź wymagająca
wyjaśnienia. „Nie mi to oceniać”, to też nie jest zdecydowane „nie”, co więcej:
to jest takie nieśmiałe „tak”. Chcę, ale się wstydzę. Co powiedzą znajomi, że
się porywam na słońce, w głowie się przewróciło, ambicje przerosły? Co powiedzą
inni, że gdzie mam skończoną szkołę? Co powiedzą…..co powiedzą, co powiedzą!?
Nieprawdaż? Ale jeśli to powie ktoś, ktokolwiek, krytyk, historyk, kurator,
znajomi, może dziennikarz – robi się. Nie nasze ambicje, ale tak po prostu nas
nazwano. Sytuacja bezpieczna. Bo jeśli się tak czujemy… bo jeśli sami to
powiemy, to będzie jakiś zgrzyt?
Mnóstwo stereotypów, mnóstwo strachu i wątpliwości. Mało
zdecydowania. Odwagi! To kłopot jak spostrzegłam świeżo – międzynarodowy.
[czyli do zobaczenia w kolejnym odcinku]
Brawo Pani Joanno! Pytanie, można by powiedzieć trafiające w punkt. Czuły punkt każdego, kto czuje w sobie aspirację do pokazania czegoś więcej niż obrazek. Proponuję pytanie stawiać nie tylko zawodowcom, ale i amatorom. Jest na tyle inspirujące, że sam się nim odpytałem.
OdpowiedzUsuńCzy jesteś artystą?
Hmm. Tu zadaję sobie pytanie czy wiem co to jest sztuka. Od niedawna, dzięki pomocy dziecka, mam własny sposób na jej rozpoznawanie. Młody na moją propozycję wspólnego obejrzenia filmu zapytał - Wolisz sztukę, czy igrzyska? Dobre pytanie. Igrzyska wywołują podziw, moim zadaniem jest się zachwycać szokującą sprawnością lub wpadać w przerażenie. Nic więcej. To czym jest sztuka? Jej celem nie jest sam zachwyt ani szok, choć te stany może powodować. Po długim namyśle znalazłem odpowiedź dla siebie. Sztuka niczego nie wyjaśnia, tylko stawia pytania, wobec których widz czuje potrzebę znalezienia odpowiedzi. Tego się trzymam.
Odpowiedź – tak – do mnie nie pasuje, nie pokazałem prac zachęcających widzów do samodzielnego przerobienia problemu.
Odpowiedź – nie – przeczy moim marzeniom o stawianiu takich pytań.
Mam kłopot z tym słowem – nie mam kłopotu z tym słowem.
Nie mi to oceniać - Gdybym postawił tak przy tym pytaniu, zgrzeszył bym pychą. Po prostu niewiele pokazałem.
Wolę określenie fotograf. - Tak. To pasuje do pojęcia drogi, którą idzie każdy dźwigający torbę z aparatami. Zawodowiec i amator – bez różnicy. Amatorowi łatwiej, nie musi walczyć z klientem, a raczej z jego brakiem wiedzy o warsztacie i sztuce.
Proponuję, aby każdy czytający bloga sam się odpytał i pozostawił odpowiedzi w komentarzach. A może osobna zakładka z pytaniem? Może być bardzo ciekawie, a prosta ankieta może dać początek bardzo poważnej pracy, czego z całego serca życzę.
Janusz Kasprzak.