na śnieg szans brak, ale zdaje się i na takie studio dziś też niespecjalne widoki. zawsze zostaje fotomontaż :)
sposób identyfikacji klienta dyskretny i uroczy, prawda?
wszystkiego naj
środa, 25 grudnia 2013
poniedziałek, 16 grudnia 2013
4 urodziny!
Dziś dokładnie Miejsce Fotografii kończy 4 lata. Dziękuję bardzo oczywiście redakcji i wszystkim, którzy do tej pory pisali i wspierali w różny sposób bloga. Dziękuję wszystkim, którzy czytają i śledzą, tym z Was, którzy zajrzeli na tę stronę (a tych odsłon mamy 164.500!). Dla Was urodzinowe zdjęcie i 199. post. :)
A teraz świętujemy!
niedziela, 15 grudnia 2013
22 z 42 / Vladimir Akimov / Gest Kozakiewicza
Vladimir
Akimov, Gest Kozakiewicza, Moskwa, 30
lipca 1980
Polski
lekkoatleta, Władysław Kozakiewicz na Letnich Igrzyskach w Moskwie pokonał
zawodnika gospodarzy - Konstantina Wołkowa, pobijając rekord świata i
zdobywając tym samym tytuł mistrza olimpijskiego w skoku o tyczce. Wygwizdany
przez sowieckich kibiców, pozdrowił ich słynnym już, niecenzuralnym gestem,
który od tamtej pory jest znany jako gest Kozakiewicza. / fot. dzięki
uprzejmości AFP & East News
- - - - - - - - - - - - - - - - - -
XXII Igrzyska Letnie w Moskwie w 1980 były imprezą dość kontrowersyjną. Zostały
zbojkotowane przez aż 63 państwa! Zabrakło przedstawicieli Stanów Zjednoczonych
a dalej „Albanii,
Argentyny, Chin, Egiptu, Izraela, Japonii, Kanady, Korei Płd., Maroka,
Norwegii, Paragwaju, RFN, Turcji, Urugwaju czy ZEA. Wiele reprezentacji spośród
81, które pojawiły się w Moskwie (m.in. Australii, Francji, Hiszpanii,
Holandii, Wielkiej Brytanii, Włoch), nie występowało pod flagami narodowymi,
lecz narodowych komitetów olimpijskich. Niektóre państwa (np. Francja, Belgia,
Włochy czy Holandia) protestowały, odmawiając udziału w ceremonii otwarcia lub
wysyłając na igrzyska jedynie symboliczną, jednoosobową reprezentację.”
/za: Paweł Pluta, współpraca PAP/
Tak żywe emocje przy organizacji igrzysk
mogły pojawić się jeszcze w związku z Berlinem i ostatnio – Pekinem. „Bardziej
ryzykowne było przyznanie Moskwie igrzysk w 1980 roku niż Pekinowi w 2008.
Chiński reżim był i jest bardziej otwarty niż ten istniejący w Związku
Radzieckim w tamtych latach” - przyznał dwa lata temu Juan Antonio Samaranch, w
latach 1980-2001 prezydent Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. /za: Paweł
Pluta, współpraca PAP/ (Swoją drogą arcyciekawe powiązania
polityczno-dyplomatyczne w biografii Samarancha…). Olimpiada szczególna dla
Polski, która wówczas zajęła 10. miejsce w klasyfikacji medalowej.
19 lipca 1980 roku Igrzyska otworzył
Leonid Breżniew. Żywy był wówczas dowcip (anegdota?) o przemówieniu z otwarcia:
Breżniew – O!
oklaski
Breżniew – Oo!
oklaski
Breżniew – Ooo!
Przyboczny Breżniewa, szeptem do
Sekretarza Generalnego: Towarzyszu Sekretarzu, tekst zaczyna się niżej, to są
kółka olimpijskie.
Moskwa 1980 manifestowała podział świata na
„nasz” (komunistyczny, socjalistyczny) i „ich” świat. Polska reprezentacja
tkwiła oczywiście po same uszy w „naszym” systemie demoludów i braterskiej
przyjaźni z ZSRR. To właśnie 75 tysięcy „przyjaciół” 30 lipca 1980
zgromadzonych na stadionie Łużniki w Moskwie gwizdami witało reprezentantów
Polski w skoku o tyczce: Władysława Kozakiewicza i Tadeusza Ślusarskiego. Gwizdy
i buczenie powtarzały się przy każdym ich skoku. Istnieje także przypuszczenie,
że organizatorzy usiłowali kierować wiatrem – wzbudzali go i osłabiali –
otwierając i zamykając wrota stadionu. Nie bardzo sprawdziły się te domniemane
metody. Konkurencja skok o tyczce zakończyła się w składzie: złoto: Władysław
Kozakiewicz, srebro Tadeusz Ślusarski, brąz Konstantyn Wołkow. Stadion stał za
Wołkowem wspomagając ile sił w gardle swojego faworyta. Problem w tym, że
gardłem operowano także wtedy gdy skakał oponent. Potocznie tego rodzaju
zachowanie określa się mianem chamskiego i współcześnie także dziennikarze i
zawodnicy przywiązują dużą wagę do nastroju publiczności. (porównaj chociażby z
doniesieniami o publiczności w trakcie meczów Radwańskiej w Izraelu…).
Kozakiewicz – „maszyna do skakania” (jak
mówił komentator Igrzysk w telewizji) był literalnie ponad wszystko, w trakcie
zawodów pobił rekord świata skacząc na wysokość 5, 78 metra. Po finałowym swoim
skoku, odbił się od maty i z ogromnym uśmiechem pozdrowił publiczność gestem,
który przeszedł do historii pod jego imieniem.
Kozakiewicz walczył nie tylko z innymi
zawodnikami w swojej dyscyplinie, także z publicznością na stadionie, z reżimem,
systemem, itp. Jacek Wszoła, lekkoatleta, który był także w Moskwie, wspominał,
że „walczył – o czym ja wiedziałem, nie wiedziało bardzo wielu obserwatorów, fachowców,
trenerów, komentatorów – ze skutkami kontuzji, której się nabawił w trakcie
sezonu. Szczerze mówiąc nie wierzyłem, że odniesie sukces na tych Igrzyskach.”
Polecam obejrzeć fragmenty relacji telewizyjnych, gdzie skoki Kozakiewicza z
tej olimpiady są powtarzane. Najlepiej oczywiście z komentarzem. O interesujące
– komentator relacjonujący zawody dla TVP nie zauważył gestu, nie zwrócił na
niego uwagi.
fot. Leszek Fidusiewicz (agencja Reporter) źródło: wici.info
Kozakiewicz wspomina: „Powiedzmy z tych 75
tysięcy, dajmy 50 tysięcy gwiżdże w tym momencie jak jeden z nas (Ślusarski i
Kozakiewicz – przyp.jk) wchodzi na rozbieg. To sobie normalnie nie można
wyobrazić co to jest za hałas. Brałem tą tyczkę, stawałem, koncentrowałem się
na tym co mam robić i to właśnie 5:75 następna wysokość przy olbrzymich
gwizdach publiczności rosyjskiej. Przeleciałem nad poprzeczką znowu w pierwszej
próbie. Oni gwizdali z zasady, bo to nie Rosjanie, tylko Polak wziął i chce
jeszcze pobić rekord świata. Na wysokości 5:75 wykonałem taki gest, którym mi
troszeczkę ulżyło na duszy, właśnie tej publiczności, która właśnie wtedy na
mnie gwizdała.” /z programu Discovery o Igrzyskach w Moskwie 1980/
- Ten gest był taki nasz, polski. Lecz i oni doskonale
go zrozumieli - mówił po latach Kozakiewicz.
„Oni” zrozumieli gest wyśmienicie. Borys Aristow, ambasador ZSRR w Polsce, nazajutrz zażądał odebrania medalu polskiemu lekkoatlecie. Władze polskie musiały wydawać oficjalne stanowiska, które tłumaczyły gest skurczem mięśni. Cała sytuacja ubawiła Polaków setnie, szybko gest zdobył większą popularność, samego Kozakiewicza stawiając jako bohatera. Gest nie był tylko odpowiedzią na zachowanie publiczności, ale odczytywany był jako manifest polityczny. Kibice, ale i nie zainteresowani sportem w Polsce ludzie, cieszyli się nie tylko z medalu i rekordu, ale nawet bardziej z tupetu i odwagi Kozakiewicza.
Gdyby ktoś nas pytał o zdjęcie gestu Kozakiewicza, pokazywał nam je – nikt z nas nie będzie potrafił spamiętać – kiedy widział to zdjęcie? Czy widział zdjęcie czy obraz w telewizji? (poza tymi, którzy przyklejeni byli wtedy do telewizora). Nie będziemy prostować – tak gest znam, ale nie ze zdjęcia. Prawda?
„Oni” zrozumieli gest wyśmienicie. Borys Aristow, ambasador ZSRR w Polsce, nazajutrz zażądał odebrania medalu polskiemu lekkoatlecie. Władze polskie musiały wydawać oficjalne stanowiska, które tłumaczyły gest skurczem mięśni. Cała sytuacja ubawiła Polaków setnie, szybko gest zdobył większą popularność, samego Kozakiewicza stawiając jako bohatera. Gest nie był tylko odpowiedzią na zachowanie publiczności, ale odczytywany był jako manifest polityczny. Kibice, ale i nie zainteresowani sportem w Polsce ludzie, cieszyli się nie tylko z medalu i rekordu, ale nawet bardziej z tupetu i odwagi Kozakiewicza.
Gdyby ktoś nas pytał o zdjęcie gestu Kozakiewicza, pokazywał nam je – nikt z nas nie będzie potrafił spamiętać – kiedy widział to zdjęcie? Czy widział zdjęcie czy obraz w telewizji? (poza tymi, którzy przyklejeni byli wtedy do telewizora). Nie będziemy prostować – tak gest znam, ale nie ze zdjęcia. Prawda?
Całość Igrzysk była transmitowana na żywo
oczywiście do państw zainteresowanych. Istnieją nagrania telewizyjne skoku
Kozakiewicza. Zdjęcia istnieją dwa, nie licząc stopklatki. Jedno wykonał polski
fotograf Leszek Fidusiewicz. Jego ujęcie jest „profilowe” – powtarza jeden z zapisów
z kamery. Drugą fotografię – tę ikoniczną wykonał reporter radziecki: Vladimir
Akimov. Zdjęcie Akimova zostało wykonane z tej samej strony, z której można było
obserwować skok i gest w telewizji – w tej „popularniejszej” relacji. Siłą
rzeczy utrwalało obejrzany raz obraz. Zdjęcia uśmiechniętego Kozakiewicza
pojawiły się ponoć na całym świecie następnego dnia w prasie. (no cóż, raczej
nie w zaprzyjaźnionych krajach, które walczyły na Igrzyskach!)
Francuska "L'Equipe" ogłosiła,
że było to jedno z najciekawszych wydarzeń w całej historii igrzysk. /za: Paweł
Pluta, współpraca PAP/
Zgadzałoby się to z głosowaniem
przeprowadzonym w portalu iconicpictures. Poproszono internautów o zagłosowanie
na najważniejsze ikoniczne zdjęcia sportowe. Czwarte zdjęcie to gest
Kozakiewicza! (portal odwiedzany jest przez anglojęzycznych widzów).
Polska prasa nie miała oczywiście szans na
tę publikację, aż do roku 1989! A jednak 9 lat „przerwy” w publikacji, nie
zmieniło nic z aktualności tej fotografii.
No właśnie: czy na pewno fotografii? Gest
Kozakiewicza to właściwie jedno z koronnych pytań w teście na obywatela Polski.
Każdy go zna, każdy. Albo widział sam w telewizji, albo widział zdjęcie, albo
pokazano mu ten gest, opowiedziano historię, obejrzał na powtórce w jutjubie [bezbłędnyRaczkowski!]. A, albo obejrzał reklamy z Kozakiewiczem w roli głównej. Skurcz
mięśni łatwo zwalczyć odpowiednią maścią… Do tej niemal żartobliwej, ale autentycznej
historii nawiązała firma produkująca lek. Zatrudniony w reklamie Kozakiewiczpowtarza gest.
Ten sam gest pojawił się w reklamie
społecznej w wykonaniu młodych ludzi, którzy namawiają do badań krwi na
wykrycie wirusa HIV. (W kilku miejscach można się zastanawiać, czy to
specyficzna forma podparcia ręki, czy faktycznie ‘pozdrowienie braterskie’).
Jeszcze raz dobry cytat: - Ten gest był
taki nasz, polski. Lecz i oni doskonale go zrozumieli - mówił po latach
Kozakiewicz. No cóż, ten gest to przecież bras d’honneur, międzynarodowo
rozumiany gest – obsceniczny, niegrzeczny, nieparlamentarny. Szczególnie
popularny i „czytany” jest w obydwu Amerykach. We Włoszech, co ciekawe, mówi o
parasolce, choć Amerykanie ten sam gest nazywają „włoskim pozdrowieniem”,
oczywiście z pejoratywną konotacją.
Wróćmy zatem. Zdjęcie Akimova znalazło się
w akcji Fotoikony. Gest jest szalenie i totalnie znany. Zdjęcie wykonano z tej
samej strony co relacjonowała telewizja. Samego zdjęcia nie publikowano z
Polsce przez kilka lat od wydarzenia. Co prawda w akcji fotoikony już nie raz
wykazaliśmy, że to w niczym akurat nie przeszkadza w popularności fotografii. Fotografia
„przejęła” znamiona samego wydarzenia, nagrania telewizyjnego – które
bezsprzecznie były ikoniczne. Zdjęcie jest właściwie tylko nośnikiem tego
ikonicznego zdarzenia. Zatem fotografia pokazująca tak znany i komentowany
moment – sama staje się ikoniczna.
Nawiązań jest sporo, często gdy Kozakiewicz powtarza gest - gdzieś w tle bywa zdjęcie Akimova (częściej), Fidusiewicza (rzadziej). Mnóstwo
do powiedzenia mają także demotywatory.
Dodam jeszcze z ciekawostek: okładki książek „Gest Kozakiewicza” oraz "Nie mówcie mi jak mam żyć", jeszcze obraz na płótnie Agaty Nowsielskiej z 2009 roku „Gest
Kozakiewicza”. Można także po prostu powiedzieć o geście, nie trzeba go
wykonywać by był powszechnie rozumiany – skorzystał z tego Leszek Balcerowicz.
(i pokazał swoją wersję w programie Kuby Wojewódzkiego).
pocztówka 'okolicznościowa' /rep.jk
Lista nawiązań w przypadku gestu jest też
niezliczona, co tym bardziej utwierdza sytuację (fotografię i relację
telewizyjną) jako ikoniczną. Warto tylko na koniec zwrócić uwagę – przecież ani
„Czas Apokalipsy” Chrisa Niedenthala czy Adama Golca „Wisława Szymborska”
(dowiadująca się o Nagrodzie Nobla) – czyli do tej pory w głosowaniach
publiczności w akcji „Fotoikony” najwyżej punktowane zdjęcia – nie mają tylu
naśladownictw, użyć, tak bogatego „drugiego życia”. Ot Szymborską przypomina
się z okazji kolejnych rocznic i wydań książek, „Czas Apokalipsy” właśnie
przepłynął przez wszystkie media z okazji 13 grudnia. A może właśnie to
połączenie obrazu telewizyjnego z fotografią, plus łatwość powtórzenia samego
gestu w rozmowie, może to właśnie dlatego sam gest jest tak szalenie obecny,
ciągle „żywy”?
Agata Nowosielska, Gest Kozakiewicza, 2009, olej na płótnie / źródło: Artinfo.pl


okładki książek: Ireneusz Pawlik, Gest Kozakiewicza, Wydawnictwo Skorpion, 1994 / / Władysław Kozakiewicz, Michał Pol, Nie mówcie mi jak mam żyć, wyd. Agora S.A., 2013
Na sam zupełnie koniec wypadałoby cokolwiek powiedzieć o fotografie. Niestety nie zdobyłam jak dotąd wiele informacji. Vladimir Akimov fotografował od 1962 roku. Jego zdjęcia znajdują się m.in. w agencji Novostii. Kończą się na 1993 roku. Będę oczywiście ogromnie wdzięczna za więcej informacji na jego temat...
Linki:
Moskwa 1980 - wg Polskiego Komitetu Olimpijskiego
przebieg konkurencji - relacja tv
Rozmowa z Władysławem Kozakiewiczem w programie "Prawdę mówiąc" - TVP
O Olimpiadzie w Moskwie - program dla Discovery od 15:37 o skoku Kozakiewicza
Wywiad dla Gazety Wyborczej z października 2013, z okazji wydania książki. mnóstwo linków, bardzo polecam.
Zawsze urocze: demotywatory
Na deser "słodziutka" rozmowa z imienin :)
Marek Raczkowski w temacie gestu
Rozmowa z Władysławem Kozakiewiczem w programie "Prawdę mówiąc" - TVP
O Olimpiadzie w Moskwie - program dla Discovery od 15:37 o skoku Kozakiewicza
Wywiad dla Gazety Wyborczej z października 2013, z okazji wydania książki. mnóstwo linków, bardzo polecam.
Zawsze urocze: demotywatory
Na deser "słodziutka" rozmowa z imienin :)
Marek Raczkowski w temacie gestu
sobota, 14 grudnia 2013
Schowana matka / książka
Linda Fregni Nagler, The Hidden Mother, wyd. MACK, 2013 /rep. za MACK
Fenomen "chowania matek" w fotografii dzieci z XIX wieku rośnie w siłę, zbiory i źródła. Jakiś czas temu o tym pisałam, linkowałam do grup na flickerze, itp. A teraz jest książka! Ba, książka - księga! Ponad 400 stron, sporo ważąca z mnóstwem zdjęć wewnątrz. Sposobów chowania przysłowiowej matki było mnóstwo: pod kotarę, za zasłonkę, pod stół, za oparcie fotela. Niezliczone pomysły i gdzieś zawsze możemy ją wypatrzeć - a to oko wystaje, a to retuszer ręki zapomniał wymazać.
Chowanie było bardzo praktyczne i celowe. Tylko dziecko miało być na zdjęciu - ale czy nie trzeba go przytrzymać? Interesujące jest jak to zjawisko odkryto. Rzecz codzienna dla zakładu fotograficznego, dziś stała się kuriozum i ciekawostką doby internetu. Onegdaj dużo miejsca poświęcono fotografii post mortem, znowu jako zjawiska przeszłego, frapującego. Dlaczego, po co, kiedy, jak - dlatego właściwie, że już się jej nie robi. Z innych zupełnie względów niż chowanie matki, oczywiście. Ciekawa jestem po prostu co następnego, kiedy "matki" się już opatrzą. Czy będą to rekwizyty trzymane przez portretowanych na kartach wizytowych (a bywają doprawdy kuriozalne), czy będą to puste oczy na pierwszych dagerotypach (wynikające z długich czasów naświetlania), a może zbiory malowanych teł fotograficznych w atelier (niekiedy absolutne!)?
Wracając do książki, fascynująca lektura obrazowa! (książkę przeglądałam zaraz po premierze na Paris Photo, i niestety tekstów nie dałam rady przeczytać, drogi święty Mikołaju...polecam się uwadze).
Portret dziecka / schowana matka, Fourie, Bordeaux, cdv / zbiory prywatne. rep. jk
Portret dziecka / schowana matka, fotograf nieznany, ok 1870-1880, cdv / zbiory prywatne. rep. jk
więcej w Miejscu:
akuku - schować matkę (cd)
schować matkę!
niedziela, 1 grudnia 2013
wpisać czy nie wpisywać, oto jest pytanie.
Dziś trochę mniej na temat obrazu. Zlepiły mi się dwie
aktywności i dziwnym trafem coś odkryłam. Między przeglądaniem cv praktykantów,
wypisywaniem rekomendacji fotografom na początku raczej kariery a pisaniem
biogramu ważnego mistrza – popatrzyłam na bardzo różne formy najsztuczniejszego
tworu świata – curriculum vitae.
Co wpisać do cv, co się podaje w biogramie? Wiadomo - wszystko
co się da. Umiejętność obsługi kija w barze, opiekę nad dziećmi w dalekim
kraju, udział w warsztatach mistrzów, znajdowanie się w ‘kolekcjach prywatnych
w kraju i za granicą’, wystawę zbiorową w pensjonacie w kurorcie. Języki dobrze
podać te, w których umiemy się przedstawić. (Google translate na pomoc!).
Kilka razy do roku przekopuję dokumenty ludzi szukając tych,
co trzeba. Mają się ciut interesować sztuką nowoczesną, typów bardziej
humanisty niż naukowca. Oprócz standardowych i koniecznych wpisów w cv znajduję
ekstra kwiatki – w polu doświadczenie zawodowe trzeba coś wpisać. Jak na teście
– nie zostawiaj pustych pól. I co tam kwitnie? Au pair, ekspedientka, barista,
sprzątaczka, wśród umiejętności zaś nie tylko Excel czy generalny Internet, ale
obsługa kija barowego, kasy fiskalnej, ekspresu do kawy, frytkownicy, itp. I
myślę sobie i napominają mnie inni – nie ma się co śmiać. Oni po prostu nie
mają co tam wpisać. Są młodzi, czasem w trakcie studiów i jeśli tych obsług kas
fiskalnych jest kilka w karierze dwudziestolatka, to nawet działa na plus
przecież. Szukają swej drogi, są
odpowiedzialni, wiedzą, że w życiu nie jest lekko, że zanim zostaną managerami
trzeba będzie pole zaorać.
Co innego gdy cv przedstawia ktoś, kto w końcowym paragrafie
podaje informację o udziale w szeregu wystaw i warsztatów. Jej/jego prace z
pewnością znajdują się w kolekcjach na świecie. Szturmem zdobywa świat. Jak to
efektownie zrobić?
Nigdy nie podawaj tak po prostu listy wystaw. Poprzedź ten
zapis stosownym skrótem „m.in.” – między innymi, można też dodać słowo
„ważniejsze” albo „wybrane”. Bo przecież wystaw indywidualnych miało się zawsze
kilkanaście. Jeśli pokazywałaś/pokazywałeś swoje zdjęcia w knajpie, u znajomych
na imprezie, po prostu pomiń nazwę galerii, wpisując jedynie miasto. Jeśli
wystawa trwała kilka dni – przypadkiem się do tego nie przyznawaj – podaj tylko
miesiąc, albo lepiej – sam rok. Wystarczy!
Zwykle trzeba gdzieś umieścić ‘publikacje’. Na co to jest
miejsce? Wpisujemy tam wszelkie wzmianki o tobie. Mogą być nawet informacje w
kalendarium wystaw, niemal w ogłoszeniach drobnych. Wpisujesz wszystkie tytuły
gazet. I tak jak punkt wyżej – koniecznie „itp.” „itd.”, „m.in.”. Jeśli twoje
zdjęcia pojawiły się na stronach internetowych gazet, ale już nie w prasie – to
właściwie nic nie znaczy. Wpisujesz ten wielki tytuł, pomijając adresy
internetowe. Potęga prasy, a nie jakieś drobiazgi.
Nagrody i wyróżnienia. Zasadniczo nie ma to większego
znaczenia jaką nagrodę wpisujesz – ważne by podać dużo edycji, konkursy
wszelakie. Mogą być studenckie, mogą być organizowane w domu kultury albo przez
sąsiadkę. Nie podawaj nigdy miejsca, które zajęłaś/zająłeś, no chyba, że masz
na koncie totalną wygraną - grand prix. Jeśli nic nie wygrałeś, ani wyróżnienia
– a kogo to tak na prawdę obchodzi – wpisuj: „brał/brała udział w konkursach
ogólnopolskich i międzynarodowych”.
Praca dydaktyczna to niemal to samo co bycie odbiorcą tej
pracy. Jeśli więc studiowałeś coś dodatkowo, byłeś na jakimś kursie czy
warsztacie – wpisuj śmiało. Tu dobrze sypnąć nazwiskiem prowadzącego, o ile
oczywiście to ktoś sławny. Siedzenie wśród kilkunastu osób, kilka chociażby godzin
przed gwiazdą, z pewnością i ciebie obdzieliło talentem. Wiele o tobie mówi,
zatem trzeba to powiedzieć nagłos!
Do tego tutoriala by nie doszło, gdybym nie zajrzała akurat
w biogram pewnego mistrza, który podaje, że ów autor ma na koncie: kilkaset
wystaw, kilkaset tekstów w tym krytyczne, teoretyczne, itp. Mistrz jest wielki
– myślę sobie – skądś się jego mistrzostwo wzięło. Musiał wystawiać i musiał
publikować, być wszędzie. Ale zajrzałam głębiej, skoro nadarzyła się okazja i
„wybór” zaprezentowano. A tam: felietony, eseje, ale także teksty pozostające w
maszynopisach, ‘noty biograficzne’ (także o nim! I osobno każdy napisany
biogram!), wstępy do katalogów wystaw (o nim i jego wystaw), wypisane wnioski i
ankiety, apele i noty prasowe. Gorzej, gdy jedna z wystaw (z tych kilkuset)
zmieniała miejsce wystawiania – każdorazowo teksty wspominające o mistrzu lądują
w jego spisie nie tylko wystaw, ale także tekstów! Dodaje także w ramach
tekstów własnych – swoje kalendarium pracy twórczej. Zaczęłam się wgłębiać i
się wahać. Jakiś 10% całego spisu nosi znamiona ewentualnie własnego i
twórczego pisania. (przeliczyłam szybko ilość pism, które kiedykolwiek
wyprodukowałam – biogramów, informacji o wystawach i wydarzeniach, rekomendacji
i notek… gonię mistrza, jeśli nie prześcigam!).
Nie chcę podważać autorytetu, tego niewątpliwie ważnego
fotografa, dlatego nie podam nazwiska. Ręce mi opadły, a napadły myśli o
niesprawiedliwości świata. Z innej strony, a kto by nas tego nauczył? A kto by
nam powiedział co wpisać a czego nie? Co jest autorskie, a co jest notką
prasową? Spece od autopromocji pewnie mają interesujący kompromis, by było
chwytliwe, ale wciąż prawdziwie.
To ja tylko od siebie nadmienię:
- biogramy i noty prasowe to nie są teksty autorskie; żadne
apele, rekomendacje, odezwy czy mejle.
- wzmianek prasowych nie podajemy w kategorii ‘publikacje’.
- jeśli twoje zdjęcie znalazło się w prasie, bo stworzone
zostało dla innego podmiotu, nie zostało zamówione przez prasę – to daruj sobie
wypis tychże miejsc. Jeśli załapaliście się na publikację z jakiegoś alertu czy
pokonkursowej publikacji – też nie warto podawać kto o konkursie napisał…
- jeśli ktoś zabiera się za prowadzenie warsztatów i wielką
swoją karierę – nie może podawać u kogo na warsztatach był. To tak jakby
napisać które książki się czytało i na jakich wystawach się było. Korci
troszkę, co?
- wystawy podajemy zawsze z tytułem, miejscem – i nie tylko
nazwą miasta – ale nazwą miejsca (galerii, knajpy) oraz organizacji, która
wsparła. Koniecznie z datą dzienną (miesięczną) i najlepiej wraz z nazwiskiem
kuratora.
Na koniec zupełnie – a może by mieć kilka wersji tych
życiorysów? Czy przyszły pracodawca musi koniecznie wiedzieć o wszystkim? Czy
jury konkursu potrzebuje spisu tych konkursów gminnych? Co innego się przecież
pisze gdy chcesz pracować za barem w knajpie, a co innego gdy chcesz pomagać
kuratorowi. To tylko przeczucie i subiektywne zdanie. Ale nad biogramami, które
podają: ‘udział w konkursach w kraju i zagranicą’ plus ‘publikacja m.in.: w
Gazecie Wyborczej, TVN, Onet…’ plus ‘udział w warsztatach z przysłowiowym Avedonem’ a na deser: ‘jest autorem/autorką kilkudziesięciu
wystaw indywidualnych’ (gdy autor jeszcze przed 30tką) – nie mam litości i
śmieję się nagłos J.
Starszemu fotografikowi można odpuścić, ale my nie idziemy jego śladem, co?
Trudno – od momentu publikacji już nikt mi nie da swojego cv
ani też nie da biogramu do napisania.
sobota, 23 listopada 2013
nieplanowana przerwa
fot. Wilhelm Monck / Sylt / około 1900 / ze zbiorów własnych, rep. jk
Gdyby czytelnik pomyślał, że siedzimy w przyjemnych okolicznościach przyrody i pogody i pijemy kawę w miłym towarzystwie, zapominając o wszystkim, w tym także o miejscu fotografii, spieszę donieść, że niestety tkwimy po uszy w robocie.
A ci państwo siedzą sobie zaraz przy granicy duńskiej w miejscowości Sylt. Zazdrość. Aha, fajnie płaszcze rzucili.
środa, 23 października 2013
A czy wy potrzebujecie takiej galerii?
W kioskach leży na półkach ostatni numer magazynu "FOTO". Potem niestety pustka. Wydania zawieszone. Przez ponad rok pisałam tam felietony. Czasem ktoś je nawet czytał. Trochę żegnając się z FOTO, a trochę witając z nową przestrzenią wystawienniczą w Warszawie - Leica Gallery Warszawa na Mysiej - wklejam tu felieton jakoś z listopada 2012.
Trochę się sytuacja zmieniła od roku - na dole dodałam małe uaktualnienie.
Pytania ciągle aktualne i jestem żywo zainteresowana odpowiedziami.
wystawa "Elliot Erwitt, Personal Best" Leica Gallery Warszawa, Mysia 3 (gościnnie) luty 2013 / materiał LGW
- - - -
kilka aktualności:
Asymetria jest jedyną galerią polską na Paris Photo także w 2013. Czułość przeniosła się do Centrum. Powstał projekt Asymetria Modern prowadzony przez Kubę Śwircza oraz galeria 'Pola Magnetyczne' prowadzona przez Patricka Komorowskiego. Powstał z popiołów festiwal warszawski fotografii, teraz nazywa się 'Warsaw Photo Days' i organizowany jest pod auspicjami ZPAF. Odbyła się przed momentem (tydzień temu) konferencja "Fotografia - Narracje Muzealne" w Muzeum Narodowe w Warszawie przygotowana przez Archeologię Fotografii - mówiono na niej sporo o przyszłym, ewentualnym, prawdopodobnym Muzeum Fotografii w Warszawie (o tym jeszcze będzie osobny artykuł).
Do zobaczenia, mam nadzieję, na otwarciu Leica Gallery Warszawa oraz wystawy Jacob Aue Sobola "Arrivals and Departures" - 25.10.2013 o 20. Mysia 3.
Trochę się sytuacja zmieniła od roku - na dole dodałam małe uaktualnienie.
Pytania ciągle aktualne i jestem żywo zainteresowana odpowiedziami.
Wystawiać i wysławiać?
Mój ulubiony temat to wystawy i galerie fotograficzne. Kiedy
byliście Państwo ostatnio w galerii, na wystawie, niekoniecznie fotografii?
Przypuśćmy, że niedawno. Załóżmy, że nad handlowe, cenicie
bardziej galerie ze sztuką. Nieważne czy był to plakat, czy sztuka dawna,
grunt, że jesteście aktywnymi widzami. Nawet, jeśli nie byliście na tej czy
tamtej wystawie, to wiedzieliście, że się odbywa. Mogło czasu nie starczyć,
mogły być ważniejsze sprawy. Ale przynajmniej śledziliście wieści. A już z pewnością o fotograficznych pokazach.
Takie pismo w końcu czytamy.
Dzwoni znajoma z południa kraju i pyta, jakie wystawy
fotograficzne są akurat w Warszawie. Planuje weekend i chce go sobie wypełnić
spotkaniami i dobrymi zdjęciami. Świetnie, mówię, kawa będzie przemiła, ale z
wystawami… No wiesz, nie bardzo. Sądząc, że coś przeoczyłam lub nie pamiętam,
wymienia mi miejsca, po których możemy się spodziewać… A ja odpowiadam: są
świetne wystawy dwie, ale nie o fotografii, jak masz wolną chwilę zajrzyj do
kolejnych trzech miejsc, ale bez szaleństw.
Fotograficznie zaś – no tak jest kilka, ale musisz trochę
pojeździć po mieście. Wymieniam miejsca, ona na to – gdzie to, co to? Wymienia
dalej kilka miejsc kojarzonych zawsze z fotografią, a ja na to: nic, nic
ciekawego, słabo, zamknięte, nie istnieje, nie ma już. I następuje krępująca
cisza, z tych smutnych i bezsilnych.
Można widzieć tę sytuację na dwa sposoby. Zacznijmy od
użalania się, podobno celujemy narodowo. Nie ma już Yoursa, nie ma Luksfery, zniknęła Galeria 65, ale
od bardzo niedawna nie ma też Refleksów. Zamknęły się zatem w różnym czasie i z
różnych przyczyn galerie stricte fotograficzne: reprezentujące, sprzedające i
pokazujące polską i zagraniczną fotografię artystyczną. Refleksy mają kiedyś
wrócić a chwilowo działać będą przez Internet. Życzę szczerze powodzenia, by
nie zniknęła galeria wśród tysięcy inicjatyw internetowych i kiedyś naprawdę
wróciła do życia. Do tego krajobrazu bólu, trzeba też dodać aż jedno w całej
Polsce - Muzeum Fotografii, w Krakowie. Inne, stołeczne, podobno, jest na
papierze, od lat.
Narzekając dalej, duże instytucje i galerie sztuki, które
nie są zorientowane według medium, pokazują fotografię niezwykle rzadko. Mimo
absolutnego strzału medialnego i frekwencji, okazuje się, że albo środowisko
polskie słabo się rozumie i nie potrafi pokazać czegoś ważnego, albo zagraniczne
wystawy za dużo kosztują. I kółko się domyka na niedogadaniach pomiędzy
zagorzałym światkiem fotograficznym a instytucjami. Jedni zawsze uważać będą fotografię za sztukę
wyższą, drudzy nie będą faworyzować jednego medium ani organizować pokazów dla
parytetu.
Optymistycznie patrzeć będzie trudniej. Jednak w ciągu roku
pojawiło się coś niecoś nowego w stolicy. Czułość działa już drugi rok, Mito
czasem robi coś fotograficznego, mamy nowy Lookout i jeszcze świeższą 27.
Mieliśmy też kiedyś przez moment prężnie działającą fundację z bodaj
najliczniejszym wernisażem fotograficznym w kraju, ale już nie mamy. Mam na
myśli Fundację .DOC oraz wystawę, którą przygotowałam „Street Photography Now”,
za którą od FOTO dostaliśmy nawet nagrodę za wydarzenie roku 2011. A czemu już
nie mamy, to temat na osobną ostatnią stronę. No właśnie, trudno nie wpadać w
narzekanie. Czułość działa od wernisażu do wernisażu, i trudno się dostać tam
na co dzień, Lookout jest kawałek od centrum, a trafienie do 27 w odpowiednie
godziny otwarcia, to spory wysiłek logistyczny. Jest przecież na mapie jeszcze
Leica, w galerii, co prawda handlowej, która nie ma kawałka ściany pod
fotografię, a która przecież sprzedaje aparaty i jakoś robi naście wystaw w
roku. Asymetria jako jedyna z Polski była na Paris Photo 2012. Fundacja
Archeologia Fotografii mimo odrzuconych wniosków czyli na mniejszą skalę, robi
i robi. Mamy też w końcu ZPAF, z dwiema galeriami, a to już potencjał tylko
ciągle czekający. I mamy rok bez warszawskiego festiwalu fotografii
artystycznej. I sporadycznie w Fundacji Profile, Raster, Leto i innych
mniejszych – tych od sztuki – fotografię.
Słychać raz na jakiś czas kuluarowo, że oto za chwilę
powstanie nowa galeria, nawet dwie albo trzy. Padają nazwiska, środowisko wrze,
oczy napełniają się nadzieją, pojawiają się uśmiechy i po chwili znowu cisza.
Krępująca, z tych bezsilnych. Uśmiechy przeradzają się w pełne wyrozumiałości
gesty i padają słowa pocieszenia. Szeptem wymieniane są te nazwiska, które już
próbowały, które zamknęły, którym nie wyszło…
Zaraz, zaraz, że to uniesienie przerwę, spytam: po co nam
galeria fotograficzna? Tylko fotograficzna? Reprezentująca, pokazująca,
edukująca?
Jak to po co? Ktoś to musi pokazywać, ktoś ten rynek musi
wzruszyć. Jasne! Pewnie i rywalizować i wzbudzać, wystawiać i produkować nowe
rzeczy. Może i wydawać, może i szkolić. Oczywiście zapatrzeni na świat i jego
rozwiązania.
A czy Wy potrzebujecie takiej galerii? Pytam poważnie i proszę
o odpowiedzi! Ile zapłacicie za bilet do takiej galerii? Pewnie ma być bezpłatna, no
jasne, w końcu sztuka i artysta pro publico bono. Za ile kupicie zdjęcie i ile ich
w roku? Jak często i długo ma być czynna? Co ma pokazywać? Powinna promować polskich twórców? Czy chcielibyście wystaw światowych: Gursky, Wall, Avedon?
Powinna się zająć tylko fotografią nową, a może starszą? Albo jakąkolwiek, byle
problemowo i przeglądowo? Ile razy w roku chcielibyście tam chodzić?
Zapłacilibyście za spotkanie ze światowym mistrzem? Wreszcie, czy powinna być
instytucją publiczną, w rodzaju Muzeum czy Domu Fotografii, a może inicjatywą
niezależną i prywatną?
Chciałabym przeprosić za te pytania, pewnie naiwne i
rudymentarne. W niektórych znam odpowiedź, w niektórych tylko ją przeczuwam, na
niektóre niestety nie mam pojęcia. Ja się poważnie pytam i mam nadzieję poczytać
Wasze odpowiedzi. Tylko poważne oferty!
środa, 16 października 2013
hity i zmiany czyli 11. edycja projektu Fotografia Kolekcjonerska
WITKACY - WITKIEWICZ Stanisław Ignacy (1885-1939), Nieśmiały bandyta, Groźny bandyta,
1931, dwie
odbitki żelatynowo-srebrowe, papier chloro-bromowy, 11,8 x 8,9 cm, 11,7 x 8,5
cm, na odwrocie napisy: A, 12, 286, 137,
ST. I. WITKIEWICZ, oraz B, 13, 287, 138,
ST. I. WITKIEWICZ, vintage prints
O
aukcjach pisze się zwykle liczbami: tyle i tyle prac, takie a takie ceny.
Porównuje się z poprzednimi latami, dobrze też dodać informację, ile jakieś
nazwisko zyskało w ciągu powiedzmy dekady. Po te informacje odsyłam do bardziej
branżowych i ekonomicznych stron, miejsc, itd. Tutaj więcej o idei, o nowej
edycji oraz dlaczego trzeba pójść chociaż obejrzeć wystawę, przybyć na jedno z
wydarzeń towarzyszących i dlaczego na tej aukcji będzie tak ciekawie.
W 11. edycji projektu Fotografia Kolekcjonerska znalazły się aż dwaportrety Stanisława Ignacego Witkiewicza - Witkacego (poz. 014). Cytuję za organizatorami: które zasługują na szczególną uwagę. Fotografie artysty są cenione przez kolekcjonerów w Polsce i za granicą. Do dziś jeden z jego autoportretów to najdrożej sprzedane zdjęcie na polskim rynku. W 2003 r. wylicytowano je za rekordową sumę 135 tys. zł! Rzeczywiście sprawa niebywała, po raz pierwszy Witkacy jest w zestawie "Fotografii Kolekcjonerskiej", a przez 10 lat wiele się mogło zmienić. W dodatku projekt odbywa się w Centrum Sztuki Współczesnej. Abstrahując od problemów przez jakie ta instytucja aktualnie przechodzi, z pewnością dla projektu jest to krok milowy. Połączenie sił z dużą instytucją wystawienniczą, związaną ze sztuką współczesną, działa na wyobraźnię, gdyby ktokolwiek miał wątpliwości gdzie jest miejsce fotografii w dzisiejszym świecie.
W 11. edycji projektu Fotografia Kolekcjonerska znalazły się aż dwaportrety Stanisława Ignacego Witkiewicza - Witkacego (poz. 014). Cytuję za organizatorami: które zasługują na szczególną uwagę. Fotografie artysty są cenione przez kolekcjonerów w Polsce i za granicą. Do dziś jeden z jego autoportretów to najdrożej sprzedane zdjęcie na polskim rynku. W 2003 r. wylicytowano je za rekordową sumę 135 tys. zł! Rzeczywiście sprawa niebywała, po raz pierwszy Witkacy jest w zestawie "Fotografii Kolekcjonerskiej", a przez 10 lat wiele się mogło zmienić. W dodatku projekt odbywa się w Centrum Sztuki Współczesnej. Abstrahując od problemów przez jakie ta instytucja aktualnie przechodzi, z pewnością dla projektu jest to krok milowy. Połączenie sił z dużą instytucją wystawienniczą, związaną ze sztuką współczesną, działa na wyobraźnię, gdyby ktokolwiek miał wątpliwości gdzie jest miejsce fotografii w dzisiejszym świecie.
Katalog
aukcyjny - drukowany - został podzielony w bardzo przejrzysty sposób. Zdjęcia
są ułożone chronologicznie, ale pewne etapy - przedziały zaakcentowane.
Chronologia jest odzwierciedlona w numerach aukcyjnych, wewnątrz „epok”/
rozdziałów obowiązuje układ alfabetyczny. Są zatem piktorialiści osobno, blisko
siebie, fotografia około konceptualna też zestawiona ze sobą, itd. Paweł Żak
klasycznie i zawsze zamyka zestaw setki prac na aukcji.
Z nowości w projekcie warto zaznaczyć
dwie sprawy: pierwsza to wprowadzenie estymacji do zapisów katalogowych.
Szalenie przydatna sprawa, do tej pory nieobecna na polskim rynku fotografii
kolekcjonerskiej. Druga – to prawdziwie edukacyjna działalność. Wśród wielu
wydarzeń towarzyszących projektowi – najważniejszym jest wieczór
kolekcjonerski. Udział w nim wezmą Dariusz
Bieńkowski, Wojciech Jędrzejewski, Joanna i Krzysztof Madelscy, Wojciech
Nowicki oraz Cezary Pieczyński, a gospodarzem wieczoru będzie znakomity
artysta, także kolekcjoner i kurator - Józef Robakowski. Ta ekscytująca i
wyjątkowa rozmowa już w sobotę 20 października.
DZIACZKOWSKI Jan (1983-2011), Bez tytułu, ok.
2006, dwa fotokolaże, 12,8 x 9,3 cm, 11,3
x 7,5 cm, w ramie 36,5 x 46,5 cm, pieczęć
autorska na odwrocie, unikaty
Nazwiska
pierwszorzędne "mistrzów": Bułhak, Gardulski, Hartwig, Dłubak, Rydet,
Robakowski, Poremba i "młodzieży": Rayss, Kowalski, Milach, Bedyńska,
Zbierski, Buczkowska.
Warto może kilka hitów zaznaczyć, bo poza Witkacym jest ich w aukcji sporo. Wybór będzie raczej subiektywny, czyli gdybym mogła to…
Warto może kilka hitów zaznaczyć, bo poza Witkacym jest ich w aukcji sporo. Wybór będzie raczej subiektywny, czyli gdybym mogła to…
Dwa kolaże Jana
Dziaczkowskiego, tragicznie zmarłego w 2011 roku artysty znalazły się na
aukcji. Dzięki
uprzejmości spadkobierców artysty dochód ze sprzedaży przeznaczony zostanie na
wydanie albumu prezentującego twórczość Janka, nad którym obecnie pracuje
Fundacja Sztuk Wizualnych.
ŁOPIEŃSKI Bogdan (Łukasz Bogdański) (ur. 1934), Przyśpieszajmy obywatele (Edward
Gierek i Piotr Jaroszewicz), 1973/2008,
odbitka żelatynowo-srebrowa, papier, 44,5 x 45
cm (47 x 59 cm), sygn., dat. i opis na
odwrocie, nakład: 8/25
Jest
kilka znakomitych prac z reportażu i z jego okolic. Są do
wylicytowania dwa zestawy zdjęć Karola Szczecińskiego , w tym jeden szczególnie
interesujący. 4 fotografie „Bez tytułu” (009) zburzona Warszawa z 1945
roku. Wśród nich kadr ikoniczny – kościół św. Augustyna wśród ruin, oraz drugi
– bliźniaczy do znanego zdjęcia Zofii Chomętowskiej – buda ‘pedicure-manicure
na miejscu’.
„Przyspieszajmy
obywatele” Bogdana Łopieńskiego, słynne zdjęcie, które ostatnio znalazło się na
wystawie „Czas wolny” w Zachęcie, omawiano je w książce „Fotobiografia PRL”
(041). Zdjęcie znajduje się w zestawie "Fotoikon" - czyli omawiałam je już w miejscu.
Znalazły
się także prace Bogdana Dziworskiego (022) z Paryża, Erazma Ciołka z „II
Pielgrzymki Papieża do Ojczyzny” (016) oraz uroczy kadr z Alibabkami Marka
Karewicza z festiwalu w Sopocie z 1969 roku (032). Współczesny reportaż reprezentuje
Tomasz Tomaszewski pracą z serii „Sugar Town” (092).
ROBAKOWSKI Józef (ur. 1939), Obraz kalejdoskopowy, 1970, odbitka
żelatynowo-srebrowa, papier, 30,5 x 24 cm, sygn.,
dat. i opis na odwrocie, nakład: 1/1
(opisana na odwrocie jako oryginał), vintage
print
Jest
bardzo mocny zestaw prac z lat 1970tych, około konceptualnych a wśród nich
Natalia LL „Sztuka konsumpcyjna” (mniej znany kadr) z 1974 roku (039), Józef
Robakowski (048) unikatowa praca „Obraz kalejdoskopowy”, ikoniczne wręcz
fotografie dla konceptualizmu w Polsce czyli seria Zbigniewa Dłubaka
„Gestykulacje” z lat 1970-1978 (3 fotografie – poz. 019). Oczywiście nie mogło
zabraknąć Jerzego Lewczyńskiego, w dodatku „okładkowego” z książki/katalogu
jego zeszłorocznej wystawy w Czytelni Sztuki w Gliwicach, a następnie w Muzeum
Narodowym w Krakowie „Portret NN” (037) oraz ze słynnej serii „Antyfotografia”
z 1959 (038). W tym rozdziale jeszcze Rydet, Rytka, Schlabs, Gierzyńska i
Łagocki.
MILACH Rafał (ur. 1978, Gliwice), Bez tytułu z cyklu Czarne morze
betonu, 2008/2013, wydruk pigmentowy, papier Hahnemühle Photo Rag Baryta
315 g, 100 x 125 cm, dat., sygn., opis i
hologram na odwrocie, dołączony certyfikat autentyczności, nakład: 1/4 + 2 a.p.
(w tym formacie)
Młodsi
autorzy reprezentowani są przez swoje najbardziej znane fotografie: z
nagradzanych projektów, z okładek książek, z wystaw. Chyba w szczególności warto zaznaczyć fotografię
Anny Bedyńskiej z serii „White Power”, nagrodzoną w tegorocznej edycji konkursu
World Press Photo (064). Dalej pewnie jeden z najlepszych kadrów z nowego cyklu
„Love Has to be reinvented” Piotra Zbierskiego, zeszłorocznego młodego talentu „newcomera”
Oscara Barnacka (098).
Teraz jeszcze wywoławczo za 1500zł, ale jak wróci z La Quartieme Image wParyżu, pewnie będzie już w innej lidze.
W
natarciu na aukcji jest kolektyw Sputnik: tym razem Milach, Rayss, Łuczak i
Pańczuk (o jedną osobę więcej niż rok temu). Wszyscy z aktualnymi projektami:
Rafał Milach „Czarne morze betonu” – w tym roku wydał książkę z tego projektu
(079), podobnie Michał Łuczak z serii „Brutal” – książka już wyprzedana,
nagrodzona w Fotograficznej Publikacji Roku (077). Zdjęcia na aukcji Agnieszki
Rayss (088) i Adama Pańczuka (083) pochodzą z zespołowej pracy „IS (NOT)” –
Agnieszki „Earth Bleeds Water” a Adama „Hidden People”.
Galeria
„Czułość” jest za to w sposób śladowy reprezentowana na aukcji – dokładnie jedną
pracą Janka Zamoyskiego, czyli szefa galerii (096). Lightbox w edycji 1/3 (w tym
formacie) za 1500 zł, to jednak jest okazja.
Mamy też
fotografię Tomka Niewiadomskiego z cyklu „Blue”, prezentowanego na wystawie
autorskiej w zeszłym roku w Warszawie i Krakowie (080). Cyklu, który cieszył
się dużym zainteresowaniem kolekcjonerów podczas pokazu. Cena wywoławcza to
4000 zł, lecz estymacja sięga 7000 zł. Warto jednak dodać, że estymację
ustalono przed drobnym faktem - w międzyczasie firma ‘Tomasz Niewiadomski
Fotografia’ zakupiła tygodnik „Przekrój”.
POREMBA Jacek (ur. 1966), Bez tytułu, 1999,
Polaroid 8 x 10" (obraz 24 x 19 cm),
sygn., dat. i opis na odwrocie, unikat
W ulubionych
zdjęciach z aukcji mam jeszcze znakomity portret przedstawiający
Tadeusza Rolke, który wykonał Filip Ćwik (068). Intensywny, tajemniczy, mocny i
aktualny. Jest też wspaniały portret (chyba na zasadzie kontrastu zestawienie)
sesyjny Jacka Poremby, mniej znany i unikatowy, wykonany na polaroidzie w 1999
(085). Jest też fotografia szczególna, na którą dobrze przygotować sobie
specjalną przestrzeń – ogromna praca 148x248 cm Kacpra Kowalskiego (072).
Wielokrotnie nagradzany autor latający tym razem w około dokumentalnej serii
zdjęć. Plaża #7 to pierwsza praca z nowego cyklu artysty,
który tym razem komponuje swój obraz w super-skali i kreuje plażowy krajobraz.
Nie jest to zapis rzeczywistości, ale wizja autora, który, zachowując jedność
miejsca i czasu traktuje rzeczywisty obraz plaży we Władysławowie jako surowiec
dla swej wyobraźni. Witkacy, Łódź Kaliska (076) i Kacper Kowalski – to trzy
najdroższe prace na tegorocznej aukcji.
ĆWIK Filip
(ur. 1973), Tadeusz Rolke, 2013, odbitka
żelatynowo-srebrowa, papier, 56 x 45 cm (72,5 x 53 cm), sygn., dat. i opis na
odwrocie, nakład: 1/7 + 2 a.p.
Łatwiej
byłoby wymienić prace mniej ciekawe, bo tych w tegorocznej edycji jest
wyjątkowo mało. Kuratorka Katarzyna Sagatowska, wraz z Magą Sokalską zdołały zebrać
fotografie reprezentujące pewne epoki i nurty w polskiej fotografii. Oczywiście
jest tam piktorializm i Kielecka Szkoła Krajobrazu, jest i pejzaż i akt, jest
fotografia awangardowa, konceptualna, przez reportaż do nowego dokumentu. Wśród
tych szalenie ważnych fotografii, rozpoznawalnych serii i kadrów, wynalazły
prace mniej znane, często unikatowe. Brawa!
Do zobaczenia na aukcji: 27.10.2013, godz.19.00 (niedziela).
Artyści: Jan Bułhak, Janusz Bułhak, Benedykt Jerzy Dorys, Bolesław Gardulski, Edward Hartwig, Włodzimierz Puchalski, Karol Szczeciński, Tadeusz Wański, Antoni Wieczorek, Stanisław Ignacy Witkiewicz - Witkacy, Stefan Arczyński, Erazm Ciołek, Janusz Czarnecki, Zbigniew Dłubak, Kazimiera Dyakowska, Bogdan Dziworski, Leszek Fidusiewicz, Marek Gardulski, Krzysztof Gierałtowski, Teresa Gierzyńska, Aleksander Górski, Andrzej B. Górski, Eugeniusz Haneman, Krzysztof Kamiński, Marek Karewicz, Jan Kosidowski, Jerzy Kosiński, Ewa Kuryluk, Jerzy Lewczyński, Natalia LL, Zbigniew Łagocki, Bogdan Łopieński, Zofia Nasierowska, Fortunata Obrąpalska, Marek Piasecki, Paweł Pierściński, Józef Robakowski, Tadeusz Rolke, Eva Rubinstein, Tadeusz Rydet, Zofia Rydet, Zygmunt Rytka, Bronisław Schlabs, Mikołaj Smoczyński, Marian Szulc, Jan Weselik, Krzysztof Zarębski, Anna Bedyńska, Karolina Breguła, Dorota Buczkowska, Przemek Dzienis, Filip Ćwik, Jan Dziaczkowski, Marcin Jastrzębski, Bogdan Konopka, Kacper Kowalski, Andrzej Kramarz, Georgia Krawiec, Zofia Kulik, Łódź Kaliska, Michał Łuczak, Małgorzata Markiewicz, Rafał Milach, Tomek Niewiadomski, Igor Omulecki, Krzysztof Pająk, Adam Pańczuk, Maciej Pisuk, Jacek Poremba, Krzysztof Pruszkowski, Grzegorz Przyborek, Agnieszka Rayss, Sławomir Rumiak, Juliusz Sokołowski, Andrzej Świetlik, Tomasz Tomaszewski, Wacław Wantuch, Wojtek Wieteska, Stanisław J. Woś, Janek Zamoyski, Joanna Zastróżna, Piotr Zbierski, Ireneusz Zjeżdżałka, Paweł Żak.
Miejsce: Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski, ul. Jazdów 2, Warszawa
Organizatorzy:
FotografiaKolekcjonerska.pl przy współpracy Artinfo.pl oraz Domu Aukcyjnego
Rempex
linki:
Fotografia Kolekcjonerska
katalog aukcji w artinfo.pl
fb - wydarzenie
Subskrybuj:
Posty (Atom)