Subiektywna i wybiórcza relacja z Europejskiego Miesiąca Fotografii 2010 w Berlinie - Magdalena Wajda-Kacmajor
Subiektywna i wybiórcza, ponieważ z ogromnej oferty Monat der Fotografie trzeba wybrać to, co chce się zobaczyć, żeby nie zwariować. Zresztą, to nie do końca miesiąc – zaczyna się na początku października, a niektóre wystawy trwają aż do stycznia. My skoncentrowaliśmy się na tym, co lubimy najbardziej – na klasycznej, czarno-białej fotografii. A tegoroczny Foto-Monat oferuje bardzo dużo takich wystaw. Oglądanie trzech wystaw dziennie to aż nadto, trzeba jeszcze „przetrawić” to, co się widziało.
Duża wystawa Petera Lindbergha w C/O Berlin otwarta jest do 9 stycznia 2011. Imponuje rozmachem i formatem – ponad 200 zdjęć, głównie czarno-białych, w większości ogromnych odbitek. Jest sporo tych, z których znamy Lindbergha najlepiej – komercyjne sesje, portrety modelek, inscenizowane sesje dla Vogue czy domów mody. Są też i zdjęcia uliczne z Berlina oraz rewelacyjne portrety Verushki poprzebieranej w różne stroje i najwyraźniej bawiącej się tą sesją równie dobrze, jak sam fotograf. Genialne portrety – Jeanne Moreau w całej krasie swoich zmarszczek, trzy supermodelki oraz gigantyczna przemysłowa maszyneria, czy wreszcie zdjęcie, przed którym stoję najdłużej – cztery modelki, w tym Verushka i Tatiana Patitz, ucharakteryzowane na berlińskie piękności z lat 30-tych XX wieku. Gdybym mogła zabrać z tej wystawy jedną, jedyną odbitkę, to właśnie tę.
W salach na piętrze prezentowane są dwie grupy zdjęć „ulicznych”, pozornie nieinscenizowanych. Dodatkową ciekawostką jest możliwość podejrzenia warsztatu – w gablotach wystawione są negatywy i stykówki. Uśmiecham się widząc, ile rolek zostało wykorzystanych podczas sesji na to, aby wybrać z nich to jedno, konkretne zdjęcie.
Wystawa prezentowana jest w C/O Berlin, Oranienburger Str 35/36.
W tej samej okolicy jest jeszcze kilka wystaw godnych uwagi.
Pierwsza jest bardzo blisko, na Tucholskystrasse 41, w Galerie Hiltawsky.
Osobom interesującym się fotografią i muzyką jednocześnie nazwisko Olaf Heine nie powinno być obce. W najgorszym przypadku znają fantastyczny portret steranego rockowym życiem Iggy’ego Popa, półnagiego i w bokserskich bandażach na rękach. Wystawa prezentuje niemal wyłącznie czarno-białe zdjęcia, głównie portretowe – jest Chris Cornell, Snoop Dog, Sting i wielu innych. Wstęp wolny, czynne do 8 stycznia 2011. Ciekawostka, z którą spotkaliśmy się także w innej galerii – spis zdjęć zawiera od razu ceny odbitek, gdyby ktoś chciał kupić. (Jest to nieco frustrujące – skąd wziąć na szybko 4 tys. euro? Ale to i tak drobniaki, w porównaniu z inną wystawą, o czym dalej …)
Galeria Kicken – Linienstrasse 155/ 161a, 10 minut spacerkiem – prezentuje typowe „streephoto” autorstwa Barbary Klemm i Ed van der Elskena. Czynne do 18 grudnia. Uwaga, idąc do galerii „właściwej” nie należy przegapić ni to pokoju, ni to gabloty po lewej stronie w bramie, gdzie wystawiono jest kilka zdjęć :)
Czas na coś bardzo, bardzo berlińskiego. Alan Luft – Berlin Portfolio. To, co tygrysy lubią najbardziej – proste, bezpośrednie, czarno-białe portrety ludzi, których ten amerykański fotograf napotykał podczas swoich wędrówek po mieście. Bez udziwnień, bez stylizacji, ot po prostu – ludzie pokazani takimi, jakimi są. Wystawa czynna jest niestety tylko do 17 listopada, więc trzeba się pospieszyć. Dodatkowym bonusem jest jej miejsce – Hotel Bogota, kilka kroków w bok od Kurfürstendamm. Miejsce-legenda. Tutaj było studio słynnej Yvy, tutaj pierwsze kroki w fotografii stawiał niejaki Helmut N. :) Polecam uważne oglądanie wszystkiego po drodze do kawiarni, w której wiszą zdjęcia.
W małej salce – chyba byłej biblioteczce hotelowej – po drugiej stronie holu wisi kilka skromnych, czarno-białych zdjęć z hospicjum, autorstwa Iny Schröder. Przejmujące.
W Berlinische Gallerie chcemy obejrzeć dwie wystawy – Arno Fischera i Emila Otto Hoppé. Obie przewidziane są do końca lutego 2011 i obydwie bardzo polecam. Arno Fischer to głównie „street photo” z Berlina Wschodniego i Zachodniego – fragmenty jego sporego projektu „Situation Berlin”, który przedstawiał podział miasta po II wojnie – jeszcze zanim stanął mur. Na środku sali malutkie, kolorowe polaroidy z serii „ogród” – bardzo urokliwe, przyciągające ciepłymi barwami.
Wystawa Emila Otto Hoppé ucieszy fanów „Miasta, Masy, Maszyny”. To fotografie głównie z okresu republiki weimarskiej, mnóstwo zdjęć obiektów przemysłowych, fragmentów maszynerii. Zagłębie Ruhry, konstrukcja sterowca, fabryka samolotów Junkersa. Precyzyjnie skadrowane, dopracowane technicznie. Oprócz tego świetne portrety – robotników fabrycznych, ale i tancerek czy aktorek z berlińskiej wytwórni Ufa.
Mnie jednak urzeka wystawa w tej samej galerii, której się nie spodziewałam. Niestety, już jej nie ma, przypadkiem trafiliśmy na ostatni tydzień jej prezentacji. To zdjęcia niemieckiej fotografki Marianne Breslauer. Portrety wykonywane poza studiem, w zastanym świetle, często na dworze – delikatne, świetliste zdjęcia „chłopczyc” z lat 20-tych i 30-tych. Doskonała seria zdjęć reporterskich z podróży do Hiszpanii w roku 1933, równie świetne scenki uliczne z Paryża. (Już wiadomo, na kim wzorował się HCB :)). Od kilku portretów nie sposób oderwać wzroku.
W tej samej dzielnicy, kilkaset metrów od BG, znajduje się dobrze ukryta Galerie Berinson (Lindenstraße 34). Do 21 listopada prezentuje prace Dietera Kellera, reportera wydawnictwa „Kosmos”. Keller był także żołnierzem na froncie wschodnim podczas II wojny – to z tego okresu właśnie pochodzą zdjęcia. Doskonale skomponowane kadry o chwilami przerażającej treści – dobre do przekonywania o bezsensie wojny.
Instytut Cervantesa (Rosenstraße 18 – 19) prezentuje bardzo dużą kolekcję fotografii Luisa Ramóna Marína. To jeden z pionierów hiszpańskiego foto-dziennikarstwa, kiedyś uważany za czołowego fotografa kraju, potem nieco zapomniany. Wśród ponad 60 zdjęć znajdują się obrazy z zawodów sportowych, codziennego życia w Madrycie, ale także i z wojny domowej. Wystawa czynna do 25 listopada, więc trzeba się pospieszyć – a warto.
No i deser. Deser także i dla nas, bo była to ostatnia wystawa, jaką mieliśmy na liście. Street Photography – przykłady z sześciu dekad, prezentowana w galerii Jörg Maaß Kunsthandel (Rankestraße 24, blisko Ku-dammu, czynna do 10 grudnia). Znajdujemy małą galeryjkę – sklepik z fotografiami. W witrynie tego „sklepiku” dwie rzeczy – informacja, że właściwa wystawa jest obok, proszę dzwonić oraz – zdjęcie Roberta Capy, TO zdjęcie, najbardziej znane jego zdjęcie z wojny domowej. Znajdujemy wejście, dzwonimy, wchodzimy po schodach do wielkiego mieszkania przerobionego na galerię … i od razu po wejściu opada mi szczęka. Jedno z najbardziej znanych zdjęć Ruth Orkin wisi w korytarzu. Dalej jest jeszcze lepiej. Callahan, Brassai, Robert Frank … ta galeria to jak świątynia dla fanów street photo. Każde zdjęcie można kupić, jest oficjalna lista z cennikiem. Może by tak, w ramach przedświątecznych zakupów ? … niestety, cennik otrzeźwia. Bez wygranej w totka byłoby ciężko, przeciętna cena to około 20 tys. euro. Charles H Traub, Tokyo Japan, 1983 copyright Charles H. Traub /dzięki uprzejmości Kunsthandel Jörg Maaß
relację przygotowała Magdalena Wajda-Kacmajor. dziękujemy!
[bardzo przepraszam za opóźnienie w publikacji, bardzo! j]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz