poniedziałek, 30 lipca 2012

10 z 42 / Fotograf nieznany / Rok 1945: Warszawa w ruinie


Fotograf nieznany, Warszawa, 1945
Po stłumieniu powstania w Getcie Warszawskim w 1943 roku, Adolf Hitler zarządził likwidację żydowskiej dzielnicy. Niemieckie oddziały zrównały jej teren z ziemią. Widoczny na zdjęciu ocalały budynek to kościół pod wezwaniem Św. Augustyna. Zdjęcie wykonano najprawdopodobniej w 1945 roku. Znajdowało się w archiwach Wojskowej Agencji Fotograficznej. /fot. dzięki uprzejmości Narodowego Archiwum Cyfrowego

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 
Sfotografowane ruiny Warszawy z widokiem na kościół św. Augustyna jest jedynym nie odnalezionym przez nas TYM co trzeba zdjęciem. Fotografia jaką prezentujemy w akcji i na wystawie została wykonana przez nieznanego fotografa z samolotu. Znajdowała się w archiwach WAF. W dokumentacji WAF, przechowywanej dziś w Narodowym Archiwum Cyfrowym udało się znaleźć kilka innych ujęć, mniej apokaliptycznych.
Tymczasem szukamy ciągle spadkobierców i właściciela praw (odbitek i negatywów) Leonarda Jabrzemskiego. W tym samym czasie wykonał fotografię z kościołem w tle, lecz zrobił ją z poziomu ziemi (trudno mówić o chodnikach).

Dlaczego publikujemy zatem zdjęcie inne? Osoby nominujące wspominały nam o zdjęciach zrujnowanej Warszawy z kościołem w tle, najczęściej nie wymieniając autora. Jedynym wzmiankowanym autorem był zaś…Robert Capa. Wrócimy za chwilę i do niego. W jednej tylko sytuacji otrzymaliśmy plik JPG – by nie było wątpliwości, o które ujęcie chodzi.  Podobnych do Jabrzemskiego zdjęć znaleźliśmy kilka – są z poziomu ziemi, są z samolotu. Postanowiliśmy zatem zsumować głosy, potem zaś ruszyliśmy na poszukiwania klatek – w kolejności Jabrzemski, Capa, autorzy nieznani.
 Fot. Karol Szczeciński/East News; dzięki uprzejmości pana Jerzego Szczecińskiego

Leonard Jabrzemski był członkiem ZPAF, fotografował zniszczoną Warszawę. Zmarł w 1970 roku. Jego zdjęcie dostępne jest w wikipedii, lecz nie przeszło ono do domeny publicznej. Ktokolwiek słyszał, ktokolwiek wie – za informację o tym, gdzie przechowywane jest archiwum Jabrzemskiego – ozłocimy!

Fot. Karol Szczeciński/East News; dzięki uprzejmości pana Jerzego Szczecińskiego

Nieznani fotografowie. Jest mnóstwo zdjęć zrujnowanej Warszawy. Szukaliśmy w wielu muzeach i archiwach czegoś na kształt obrazu Jabrzemskiego (może dlatego, że mi też najbardziej utkwiła właśnie ta klatka – przyp. JK). Nie znając początkowo także i nazwiska autora, przeszukaliśmy głośne wystawy powojenne m.in.:  „Warszawa oskarża”, albumy o odbudowie stolicy, itd.

Znany jest fakt powojennego dokumentowania zniszczeń. Wielokrotnie badacze wspominali o epizodach w twórczości fotografów, którzy przeżyli wojnę. Falkowski i Chomętowska, Hartwig i Bułhak, Sempoliński i Chrząszczowa, itd., itp. Powstawały publikacje i wystawy, najsłynniejszą z nich była właśnie zbiorowa wystawa „Warszawa oskarża” (1945). Zdjęcia dokumentujące stały się uzupełnieniem ekspozycji pełnej zniszczonych dzieł sztuki. /wideo z wystawy/

Na samo hasło zrujnowanej Warszawy mamy przed oczami z resztą dużo więcej klatek – przewrócona figura Chrystusa sprzed kościoła św. Krzyża, kapliczki pośród zawalonych domów, kawałek ściany w miejscu, gdzie był Zamek Królewski, itd. Ujęć kościoła św. Augustyna jest wiele. Warto przemyśleć dlaczego właśnie ten widok zapamiętał się znacznie lepiej?
Zdjęcie Jabrzemskiego było często publikowane. Wykorzystano je nawet w książce Bolesława Bieruta „Sześcioletni plan odbudowy Warszawy" wydanej w 1951.
Robert Capa, Warszawa 1948 na stronach Magnum Photos

Robert Capa – tego fotografa nie trzeba przedstawiać. Capa był w Warszawie przejazdem w październiku 1948 roku. (Podobno) Wracał ze Związku Radzieckiego. Ze stolicy znamy właściwie tylko to jedno zdjęcie (kilka więcej na stronach Magnum Photos - w zbiorach ICP). Wykonał je z poziomu ziemi. Był stosunkowo blisko kościoła, ujął go od dołu. Na pierwszym planie – podobnie jak u Jabrzemskiego – ruiny i ziemia. O ile rozpowszechniane było zapewne na świecie, w Polsce nie zrobiło kariery. Znają je przede wszystkim miłośnicy twórczości Capy, jako swoiste ‘polonicum’ i ciekawostkę. Prawa do tego, jak i wszystkich jego zdjęć ma agencja, którą Capa zakładał z kolegami w 1947 roku – Magnum Photos. Okazało się jednak, że pojedynczych klatek Capy nie można umieszczać na wystawach… Sam fakt wykonania przez Capę w tym miejscu zdjęcia w 1948 uzmysławia nam jak dużo czasu upłynęło od końca wojny, jak niewiele się zmieniło w krajobrazie przez 3 lata oraz ile też zdjęć można tam było zrobić…

Eugeniusz Haneman, Warszawa. Dokumentacja zniszczeń - kościół pw. św. Augustyna przy ul. Nowolipki 48/50 wśród gruzów getta. Ujęcie ze skrzyżowania ul. Karmelickiej i Nowolipki w kierunku zachodnim. Na pierwszym planie, po lewej resztki budynku Karmelicka 17; 19-21 stycznia 1945 / MPW-IN/2900 / dzięki uprzejmości Muzeum Powstania Warszawskiego

Spalony dom, zbombardowane miasto, obalone figury, morze ruin itd. – takich widoków wojny w Polsce zachowało się wyjątkowo dużo. Jednak w żadnym innym miejscu, jak właśnie w Warszawie w okolicy kościoła św. Augustyna, zniszczenie miasta wydaje się namacalne. Kościół bowiem przetrwał w całkiem dobrym stanie. Został właściwie osamotniony, bowiem w okolicy kilku przecznic od niego w każdym kierunku miasto zostało dosłownie zrównane z ziemią. Są to tereny getta warszawskiego. Ogrom zniszczenia, weryzm przedstawienia oraz wszelkie skojarzenia na tle religijnym i etnicznym stają przed oczami wraz z tą fotografią. 

Ten sam kawałek zrujnowanego miasta fotografowali także m.in. Eugeniusz Haneman (z poziomu ziemi) i Juliusz Bogdan Deczkowski „Laudański” (z samolotu?). Obydwaj zarejestrowali kościół i ruiny wokół i to jeszcze w czasie wojny, w pierwszej połowie 1945 roku. Ujęcia Capy i Hanemana są dość zbliżone, gdyby choć data była zbliżona…
Juliusz Bogdan Deczkowski „Laudański”. Warszawa, 1945. Getto warszawskie, ulica Gęsia, róg ulicy Okopowej. Widok z wieży kościoła św. Augustyna przy Nowolipkach na teren getta między ul. Smoczą (?) a Okopową (w kierunku północno-zachodnim). Na pierwszym planie ruiny przy ulicy Pawiej, dalej zachodnia część obozu koncentracyjnego Gęsiówki, za nim, po lewej budynek garbarni Pfeifera, w głębi po prawej zabudowania w rejonie Okopowej i Stawki / MPW-IN/3576 / Dzięki uprzejmości Muzeum Powstania Warszawskiego 
Juliusz Bogdan Deczkowski „Laudański”, Warszawa, 1945. Getto warszawskie, ulica Gęsia. Gruzy getta, widok z wieży kościoła św. Augustyna przy Nowolipkach w kierunku cmentarza żydowskiego. Na pierwszym planie skrzyżowanie Dzielnej i Smoczej, po prawej Pawiej i Smoczej. Na dalszym planie zachodnia część obozu koncentracyjnego Gęsiówka, za nim budynek garbarni Pfeifera u zbiegu Okopowej i Glinianej / MPW-IN/3603 / Dzięki uprzejmości Muzeum Powstania Warszawskiego
Odnajdowane są ciągle zdjęcia rejestrujące Warszawę w trakcie wojny oraz bezpośrednio po niej. W ostatnich latach poznaliśmy prace Juliena Bryana „Kolory wojny” a także Henry’ego N. Cobba Przywrócono także pamięć o pracy Zofii Chomętowskiej i Marii Chrząszczowej na wystawie i w książce pt.„Kronikarki”. Prowadzone są ciągle prace związane z restauracją i digitalizacją kolejnych części archiwów w Muzeum Powstania Warszawskiego i Narodowym Archiwum Cyfrowym. Może się jeszcze coś ważnego odnajdzie! 

Za poszukiwania dziękuję bardzo wielu osobom, które pomagały przeczesywać i sprawdzać archiwa, zaś ogromnie i przede wszystkim dziękuję: pani Elżbiecie Kamińskiej z Muzeum Historycznego m.st. Warszawy, pani Aleksandrze Duralskiej z Muzeum Powstania Warszawskiego, panu Ryszardowi Mączewskiemu http://www.warszawa1939.pl, pani Renacie Balewskiej i Marcinowi Malickiemu z Narodowego Archiwum Cyfrowego.

lektury dodatkowe:
Kościół św. Augustyna /wikipedia / w portalu Warszawa1939
Rozmowa z Edwardem Falkowskim w Fototapecie 
Oko na Bałkany 
Leonard Jabrzemski / notowania / filmpolski.pl

wszelkie informacje na temat zdjęć Leonarda Jabrzemskiego oraz autora trzeciej reprodukcji od góry przyjmnę z wdzięcznością: fotoikony at fundacjadoc kropka org
O projekcie / Galeria 42 zdjęć + głosowanie


18 grudnia 2012: wpis aktualizowano. Fotografia przypisywana Edwardowi Jabrzemskiemu, ma jedak innego autora, jest nim Karol Szczeciński. Jest on też autorem fotografii dotychczas opisywanej jako autor nieznany. Niebawem więcej szczegółów.

niedziela, 22 lipca 2012

12 z 42 / Jerzy Lewczyński / Nieznany

Jerzy Lewczyński, Nieznany, 1959 
Jerzy Lewczyński w roku 1959 wraz z Bronisławem Schlabsem i Zdzisławem Beksińskim otworzył wystawę  „Pokaz zamknięty” w Gliwickim Towarzystwie Fotograficznym. Lewczyński w portrecie „Nieznany” nawiązywał do typowych w tamtym czasie fotografii przodowników-robotników, eksponowanych w zakładach pracy. /fot. ze zbiorów Muzeum w Gliwicach.

- - - - - - - - - - - - 
Fotografia powstała w cyklu „Głowy wawelskie”. Jest najbardziej znanym jej obrazem. Lewczyński nawiązał tym samym do serii wizerunków przedstawicieli społeczeństwa, jakie powstały w dobie renesansu w sali Poselskiej zamku na Wawelu. „Głowy” Lewczyńskiego powstały jednak nie na zlecenie władzy, co więcej w jawnej do niej opozycji. Widać to chyba szczególnie w pracy pt. „Nieznany”. W latach 50tych w Polsce i krajach ZSRR oraz wszystkich satelitach socjalizmu - przodownik pracy, robotnik miesiąca itp. – był fotografowany en face a jego oblicze eksponowano w gablocie, w zakładowej gazetce ściennej itd. Była to forma wywyższenia, przyznania chwały, ale i praktycznie – mobilizacja całego personelu do efektywniejszej pracy. 
widok z wystawy "Jerzy Lewczyński. Pamięć obrazu" w Muzeum Narodowym w Krakowie ze zdjęciem "Nieznany" 2012 / fot.jk

Wśród innych „Głów” znajdują się także stopy, koszula, rogatywka, itp. W całym cyklu panuje ta sama zasada, nie ma żadnej głowy pokazanej bezpośrednio. Lewczyński, znany i lubiany w swoich pracach za swój humor i celne komentarze, w „Nieznanym” stworzył portret anonimowego przodownika wraz z jego atrybutem. Twarz została zasłonięta łopatą, bo tak jak w oryginałach, nikomu nie zależało na indywidualności ani konkretnej osobie. Portrety przodowników to raczej zbiór umęczonych i jednolitych twarzy. Próżno szukać tam szczerego uśmiechu czy radości z wyróżnienia. Lewczyński poszedł krok dalej. „Chodził” tak z resztą w całej swojej twórczości. Na pozór niewinne, zwykłe lub eksperymentalne prace, zwykle kryją w sobie drugie (lub i więcej) oblicze. Najczęściej Lewczyński szedł pod prąd. Znany polskiej historii fotografii już od końca lat czterdziestych, a od 1959 roku – na poważnie i głośno. Wówczas doszło do wystawy „Pokaz zamknięty” w Gliwickim Towarzystwie Fotograficznym. Swoje prace wystawiali tam oprócz Lewczyńskiego, Bronisław Schlabs oraz Zdzisław Beksiński. Całą koncepcję i dobór zdjęć opracowali w trójkę. 

Jerzy Lewczyński. Archeologia fotografii, prace z lat  1941-2005, katalog wystawy, red. Krzysztof Jurecki i Ireneusz Zjeżdżałka, wyd. Kropka, Września 2005 /fragmenty książki/

Alfred Ligocki, ówczesny znawca, krytyk i guru w temacie fotografii, jak tylko mógł burzył się i kpił z tego pokazu. Zapewne żałował, że nazwa „wystawa wariatów” już została nadana (1948 rok), tę ekspozycję nazwał krytyk „antyfotografią”: Ciśnie mi się pod pióro nazwanie tych prób antyfotografią. Jedynie Bronisław Schlabs został w tej recenzji potraktowany ‘ulgowo’. /Alfred Ligocki, Fotograficzne penetracje, Kraków 1979, s. 39/.

O Lewczyńskim z tej wystawy w 1959 roku Ligocki pisał: Na podobnych zasadach buduje Lewczyński zespół złożony z kartki z zeszytu szkolnego pokrytego cyframi i ze zdjęć różnych przedmiotów noszących cyfry, jak żetony, numerki z szatni itp. (…). Punkt wyjścia tych poszukiwań jest podobny do punktu wyjścia reportażu fotograficznego. Chodzi tu o wyzyskanie warstwy znaczeń i skojarzeń związanych z przedmiotami przedstawionymi oraz możliwości ekspresyjnych tkwiących w grupowych układach kilku zdjęć. Najlepszym dotąd przykładem tych dążeń była wystawa „Rodzina człowiecza”. Różnica polega tylko na tym, że reportażyści wykorzystują warstwę znaczeń i ciągi skojarzeń prawie wyłącznie do narracji, podczas gdy Beksiński i Lewczyński dążą do zaskakujących i mobilizujących wyobraźnię i intelekt spięć tychże znaczeń i skojarzeń, co zbliża ich do surrealizmu oraz do zasad obrazowania poezji współczesnej. Ich próby mają dużo wspólnego z montażem filmowym u ze scenariuszami plansz problemowych na wystawach. Wydaje się, że otwierają przed fotografią niezwykle ciekawe perspektywy. Otwierają, ale jeszcze nie realizują. Przyznać bowiem trzeba, że są one jeszcze bardzo prymitywne, a ich wartość estetyczna raczej skromna. /s.40-41/.



Jerzy Lewczyński. Archeologia fotografii, prace z lat  1941-2005, katalog wystawy, red. Krzysztof Jurecki i Ireneusz Zjeżdżałka, wyd. Kropka, Września 2005 /fragmenty i okładka książki/

W trakcie „Pokazu zamkniętego” Lewczyński zaprezentował zdradzający wpływ surrealizmu cykl Głowy wawelskie, a także kompozycje stworzone z zestawów zdjęć nawiązujących do wspomnień wojennych. W tym czasie, pod wpływem neorealizmu włoskiego, tworzył także fotografie przedstawiające surową, miejską rzeczywistość zaniedbanych podwórek, jak również fotomontaże ukazujące krajobraz przemysłowego Śląska. /z biogramu artysty, Fundacja Archeologia Fotografii, opracowanie Maria Kosińska/ 

W Krakowie trwa wystawa Jerzego Lewczyńskiego w Muzeum Narodowym „Pamięć obrazu”. Opublikowano do niej potężny katalog. Ekspozycja właściwie o charakterze retrospektywnym. Wszystkie prace z tej ekspozycji, a także nasza z akcji „Fotoikony” pochodzą ze zbiorów  Muzeum w Gliwicach, właściciela największego zespołu prac artysty.  
widok z wystawy "Jerzy Lewczyński. Pamięć obrazu" w Muzeum Narodowym w Krakowie / 2012 / fot. jk


"Nysa 1945. Nasze powiększenie" widok z wystawy "Jerzy Lewczyński. Pamięć obrazu" w Muzeum Narodowym w Krakowie / 2012 / fot.jk


Lewczyński w swojej twórczości poruszał często tematy nawiązujące do historii, polityki, życia społecznego. Bodaj najważniejszą jego pracą pozostaje jednak „Nysa 1945. Nasze powiększenie”, eksponowana po raz pierwszy na wystawie „Fotografowie poszukujący” w Warszawie w Galerii Współczesnej w 1971 roku.


Jerzy Lewczyński bardzo często eksperymentował, miał w swojej twórczości fascynację surrealizmem, fotografią subiektywną (Otto Steinert, ale także odmianę polską), używanie negatywów oraz znalezionych zdjęć w swoich pracach. Jest autorem formuły „archeologia fotografii”, oraz kilku publikacji, z których jedna – „Antologia fotografii polskiej” – wydana w 1999 roku (wyd. Lucrum), starająca się być (subiektywną co prawda i pisaną z pozycji artysty i uczestnika) historią polskiej fotografii XX wieku.


Panu Jerzemu życzymy mnóstwa zdrowia, znakomitych pomysłów i niesłabnącej pamięci!


Specjalne podziękowania dla Magi Sokalskiej za pomoc i współpracę.


więcej:
Biografia Jerzego Lewczyńskiego: Fundacja Archeologia Fotografii 
RozmowaMałgorzaty Licheckiej z Wojciechem Nowickim, kuratorem wystawy „Jerzy Lewczyński. Oczyszczenie” 
Recenzja wystawy „Oczyszczenie” z Czytelni Sztuki w Obiegu 
Wystawa „Antologiafotografii polskiej” według albumu Jerzego Lewczyńskiego w Galerii Asymetria w 2010 roku 
Prace Jerzego Lewczyńskiego w Galerii Asymetria 
„Jerzy Lewczyński. Pamięć obrazu” publikacja na stronach Czytelni Sztuki 
Wideo z wernisażu wystawy w Krakowie przez MNK 
Wideo z montażu i wernisażu w Krakowie przez Czytelnię Sztuki



czwartek, 19 lipca 2012

16 z 42 / Stanisław Czarnogórski / Willy Brandt klęczy




Stanisław Czarnogórski, Willy Brandt klęczy przed pomnikiem Ofiar Getta, Warszawa, 7 grudnia 1970
Siódmego grudnia 1970 roku kanclerz RFN (Niemieckiej Republiki Federalnej) Willy Brandt podpisał wraz z premierem PRL Józefem Cyrankiewiczem układ o podstawach normalizacji wzajemnych stosunków. Po podpisaniu dokumentu udał się na czele rządowej delegacji by złożyć kwiaty pod Pomnikiem Ofiar Getta. W trakcie uroczystości niespodziewanie uklęknął. Był to symboliczny gest, który później Brandt wspominał: pod brzemieniem historii najnowszej uczyniłem to, co czynią ludzie, gdy słowa zawodzą. W ten sposób złożyłem hołd pamięci milionów pomordowanych. / fot. dzięki uprzejmości Polskiej Agencji Prasowej

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - 

Willy Brandt klęczący pod Pomnikiem Ofiar Getta to obraz ogromnie symboliczny. Na ten gest nie był przygotowany nikt – z asysty kanclerza, z przedstawicieli władzy polskiej, żaden z fotoreporterów. Klękania nie przewidują też protokoły dyplomatyczne.

Kanclerz w asyście podąża wolnym krokiem za wieńcem. Wchodzi po schodach pomnika. Schyla się by poprawić szarfy na wieńcu – gest konwencjonalny i umowny. Zwykle ta ingerencja jest zupełnie niepotrzebna, zaś poprawienie służy jedynie zaznaczeniu bardziej osobistego zaangażowania. Brandt prostuje się, odwraca, wykonuje dwa-trzy kroki w stronę zebranego tłumu. Jeszcze raz się odwraca, stoi przodem do Pomnika. Opada na kolana. Składa ręce. Chwila poruszenia wśród dziennikarzy. Po kilku sekundach wstaje, odwraca się od pomnika, schodzi po schodach.

7 minut wizyty

Jeden z czynnych fotoreporterów tamtych lat wspominał, że wizyta kanclerza była trudnym logistycznie przedsięwzięciem. Nie sposób było towarzyszyć i fotografować każdego etapu wizyty. Żeby zrobić zdjęcie trzeba było być przed oficjelami na miejscu. Fotografowie wybierali spośród punktów wizyty te miejsca, w których spodziewali się dobrego czy ważnego ujęcia. Ten akurat fotoreporter, który podzielił się ze mną wspomnieniem, pominął świadomie wizytę pod Pomnikiem, sądząc, że po prostu złoży kwiaty i pojedzie dalej. Tym bardziej, że w planie przydzielono na ten etap wizyty cale 7 minut! 
Jeśli się już miało zarejestrowaną wizytę pod np. Pomnikiem Nieznanego Żołnierza, złożenie kwiatów pod innym mogło wydawać się tylko powtórzeniem rytuału.

Tillmans o geście Brandta

W Polsce gest ten zapamiętał się – z podziwem, ale i z pewną rezerwą. Gest ten z resztą doceniono później. Inaczej jednak było w RFN. Relację filmową z wizyty pokazywano w telewizji. Zdjęcie klęczącego Brandta w ciasnym kadrze ukazało się na okładce niemieckiego tygodnika „Die Welt” . Gest wywołał burzę. W bardzo osobisty sposób opowiadał o tym Wolfgang Tillmans w listopadzie 2011 roku, gdy odwiedził Polskę by zamontować i otworzyć wystawę „Wolfgang Tillmans Zachęta Ermutigung”. Wśród pokazywanych prac znalazło się kilka prac wykonanych w kwietniu 2011 roku w Warszawie, w tym kilka nawiązujących właśnie do gestu Brandt’a.

Wolfgang Tillmans: Do ekspozycji włączyłem w końcu tylko kilka z nich, m.in. fotografię schodów z pomnika Ofiar Getta. Byłem ogromnie poruszony zdjęciem klęczącego Willy Brandt’a przed tym pomnikiem w 1970 roku. Wówczas budziło ono wiele kontrowersji. Wielu ludzi myślało: upamiętnianie – tak, ale nie na klęczkach!! Oczywiście wiele ludzi zgadzało się, mówiąc: tak, absolutnie, to było tak właściwe zachowanie!
Wydaje mi się, że dla mężczyzny to ogromny wysiłek by wykonać taki gest, nawet jeśli jest to oczywiste, że każdy powinien mieć prawo by wyrazić swoje emocje i żal. Ludzie bardzo rzadko okazują swoje słabości , w życiu codziennym czy w polityce. Tracę zainteresowanie ludźmi, kiedy wyczuwam, że nie są w zgodzie ze sobą, nie znają swoich słabości, zaś zachowują pozory kontrolowania siebie. Ludzie, którzy wydają się być pod kontrolą cały czas są szalenie nudni i denerwujący. Natomiast osoby, które mają poczucie kim są, którzy nie zawsze są w ryzach, właśnie oni – są poddani warunkom, okolicznościom. (pełny tekst wywiadu w najnowszym numerze Kwartalnika Fotografia 38/2012)

Wolfgang Tillmans, dokumentacja wystawy; fragment ze zdjęciami przedstawiającymi płaskorzeźbę z Brandtem, schody Pomnika Ofiar Getta oraz reprodukcję okładki "Die Welt" / źródło tillmans.co.uk

Wolfgang Tillmans w trakcie dokumentacji / po lewej stronie zdjęcia związane z gestem Brandta / fot. jk

Spontanicznie czy nie?

Gest Brandta był zaskakujący i niespodziewany. Stąd późniejsze dywagacje. Spontaniczny czy wyrachowany? Sam kanclerz podkreślał, że nie zaplanował tego ruchu. Michał Maliszewski, znawca Niemiec, dziennikarz i politolog w rozmowie wPolskim Radiu, w programie Wiesława Molaka i Mariusza Syty – analizuje całe zdarzenie i skłania się ku uznaniu gestu za nieplanowany.
Willy Brandt doskonale wiedział i chciał złożyć wieniec pod Pomnikiem Bohaterów Getta. I generalnie rzecz biorąc, był to przedmiot sporu, polski protokół dyplomatyczny, mówiąc krótko, polskie władze polityczne wówczas nie chciały się na to zgodzić. Przepychanka trwała praktycznie do końca. Willy Brandt się uparł. Ustalono tylko między innymi takie drobiazgi jak to, że wieniec złożony pod Pomnikiem Getta będzie zdecydowanie mniejszy od tego, który zostanie złożony przed Grobem Nieznanego Żołnierza. Żeby nie nadawać rangi temu wydarzeniu, obecni byli przy tym tylko i wyłącznie bardzo niskiej rangi urzędnicy Ministerstwa Spraw Zagranicznych, czyli był to taki epizod, przewidziano na niego w programie wizyty 7 minut. Z jednej strony więc wiedział, po co i gdzie jedzie, z drugiej strony wszyscy świadkowie tego, między innymi rozmawiałem właśnie z tym wówczas bardzo młodym dyplomatą, który jechał w samochodzie z Willy Brandtem, i mówi, że nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić wobec tak znakomitej osoby i co niby miałby mówić, opowiadał mu po prostu, co to jest getto, jak wyglądało powstanie i tak dalej. Więc być może też jakiś tam kamyczek do tej spontanicznej reakcji dołożył. /pełna rozmowa

Zaskoczenie gestem Kanclerza widać na innych zdjęciach i filmach z tego wydarzenia. Na fotografii Czarnogórskiego wszyscy fotoreporterzy stoją, nie wszyscy fotografują. Na kolejnych jego klatkach oraz zdjęciach innych fotografów – widać już poruszenie wśród prasy: przyklękają, kucają, wszyscy kadrują. W urywku filmowym, jest to może jeszcze lepiej widoczne. „Runięcie” na kolana wywołało ogromne poruszenie – reporterzy biegną, kucają, rzucają się do innego ujęcia.


Stanisław Czarnogórski, Willy Brandt klęczy przed pomnikiem Ofiar Getta, Warszawa 7 grudnia 1970, kolejna klatka/ źródło: PAP   

Towarzystwo kanclerza.

Kinga Kenig, fotoedytora Gazety Wyborczej, autorka bloga „Blindspot”, wspomniała ozdjęciu Czarnogórskiego (akurat), analizując „moc” gestu w fotografii. Zebrała trzy przykłady: fotografię Dalajlamy przez Sławomira Kamińskiego, Jana Pawła II przez Piotra Wójcika i wreszcie Brandta przez Czarnogórskiego. Te zdjęcia łączy moment składania hołdu przed pomnikiem. Trzy wybitne i wpływowe na losy świata postacie przed „trudnymi” tematami. Kinga zauważyła jeden istotny element zaważający na mocy przekazu fotograficznej relacji: towarzystwo składającego hołd. Dalajlama nie miał przestrzeni wokół siebie, zawsze ktoś obok stał, pomagał, kucał, schylał się. Zupełnie inaczej było gdy Jan Paweł II modlił się przed Ścianą płaczu w Jerozolimie. Był sam, nikogo wokół. Kanclerz Brandt także jest sam w tej sytuacji. Przekaz rośnie w siłę. Widać gest, emocje oraz cel wizyty – pomnik. W zdjęciu Czarnogórskiego – jak i na innych fotografiach – występują jeszcze fotoreporterzy i kamerzyści. Nikomu nie udało się tak wykadrować by odizolować kanclerza od ludzi, nie było takiej możliwości.  

Wydarzenie upamiętniono w Warszawie: jest skwer Willy Brandta a na nim pomnik z płaskorzeźbą ukazującą klęczącego kanclerza. [wiki]

Na koniec proponuję przejrzeć urywki filmowe, szczególnie ten pochodzący z telewizji niemieckiej, nakręcony w kolorze, a w krótkiej relacji odtworzony w zwolnionym tempie. Spontaniczny czy nie – gest ten zapisał się w historii i Niemiec i Polski i Izraela.  

jeden w zwolnionym tempie / język niemiecki / 0:48 początek relacji spod pomnika. Moment klękania w zwolnionym tempie. Film w kolorze.

dwa  - bez dźwięku, czarno biel;

trzy – słaba jakość, wersja francuska (!); połączone urywki czarnobiałe z kolorowymi;



picture-alliance/ źródło: Friedrich Ebert Stiftung 


lektura uzupełniająca i linki:
cytaty kanclerza 
biografia Brandta wg nobelprize.org
Centrum im. Willy Brandt'a - biografia
Fundacja Willy Brandt'a