niedziela, 7 lutego 2016

Stephen Shore podsumowuje


South of Klamath Falls, U.S. 97, Oregon,
July 21, 1973. From the series “Uncommon Places“/ © Stephen Shore. Courtesy 303 Gallery, New York & Sprüth Magers

Beverly Boulevard and La Brea Avenue, Los Angeles, California, June 21, 1975 z serii “Uncommon Places“ / © Stephen Shore. Courtesy 303 Gallery, New York & Sprüth Magers

Retrospektywna wystawa Stepehna Shore'a została w piątek otworzona w C/O Berlin. Została przygotowana rok wcześniej do Madrytu, ukazała się także gigantyczna publikacja. Wystawą i książką Stephen Shore podsumowuje 50 lat robienia zdjęć. Zaskoczenia? Kilka się znajdzie.

Wystawy przekrojowe przez pół wieku twórczości, gdy autor wydatnie przykłada się do wyboru prac na podsumowanie to trudny temat. Kilka lat temu oglądałam wystawę Henri Cartier-Bressona, gdzie oprócz zdjęć, znalazły się i grafiki i malarstwo. No cóż, wola i prawo artysty. Pewnie dlatego na koniec wystawy Shore'a zaglądamy na jego kanał instagramowy.

To co wiemy o artyście, z jakimi pracami rozpoznajemy i z czym kojarzymy zwykle nie ma przełożenia na prawdę czy całokształt. Otóż i właśnie: Shore: kolor? amerykańskie snapshoty? dużo samochodów? perfekcyjna kompozycja w nudnych kadrach? Zgadza się, prawda?

Brewster County, Texas, 1987 / © Stephen Shore. Courtesy 303 Gallery, New York & Sprüth Magers

A może także: kompletnie nudny pejzaż? czarnobiałe zdjęcia kamieni i kory drzew? zabawy konceptualne? zbiór pocztówek? czarnobiałe streetphoto z Nowego Jorku wielkoformatową kamerą? Ah, i jeszcze zestaw książek?

Układ chronologiczny, znakomicie zaaranżowana przestrzeń, mnóstwo zdjęć. Zaczyna się od zdjęcia, które wykonał mając 12 lat. Pomyślicie "tani chwyt i samozachwyt"? No, ale w wieku 12 lat, miał już 6 lat doświadczenia w medium fotografii?! Co ciekawe pierwsze młodzieńcze zdjęcia zawierają dużo autora, sporo cieni i odbić, autoportrety i generalnie eksperymenty. Potem chwilkę, w wieku 17 lat Shore trafia do Factory Andiego Warhola. No tak, trafia, ot po prostu, po dwóch tygodniach wszyscy go tam znają i przyjaźni się z całym zespołem. Ma unikalną okazję do podglądania pracy, procesu twórczego, do podsłuchiwania dylematów i wątpliwości, no i wreszcie do robienia znakomitych reporterskich zdjęć.
Potem oczywiście - zważywszy na okoliczności artystyczne i czasy - zostaje artystą konceptualnym. Tworzy przezabawne serie [to bardzo subiektywna ocena :>]. O nich niejaki John Szarkowski powie mu, że nudne. Shore pójdzie z nimi do MET i tam otworzy wystawę. Na MOMA przyjdzie jeszcze czas. Spotyka na swojej drodze kilku ważnych ludzi. Ansel Adams dzieli się z nim życiowymi przemyśleniami.  Paul Strand podpowiada jak należałoby zrobić dobre zdjęcia. Potem wreszcie Shore zaczyna fotografować w kolorze, robi klasyczny amerykański roadtrip i potem historię znacie. Tworzy wielkie serie: "American surfaces" i "Uncommon places".

Jeszcze później porzuca kolor i na dekadę (!!!!) odkrywa potencjał czarnobieli. Podejmuje także bardziej konceptualne, w nowszym jednak znaczeniu prace. Wydaje książki, w projekcie "Print on demand" w jedynym 2012 roku zrobił 83 tytuły.
Dużo uczy (o czym na wystawie nie trzeba wspominać).  Po 2010 (jakoś) wraca jednak do koloru i okazuje się metoda Shore'a niepowtarzalna, sprawdza się też w przestrzeniach nieamerykańskich.

Pojedźcie. Na prawdę, genialna! A do samego Shore'a i jego pomysłów na fotografię jeszcze wrócę. To w końcu autor najważniejszej książki o oglądaniu zdjęć i fotografowaniu: "The Nature of Photographs".