środa, 31 marca 2010

nowe 5klatek.

W świeżym, ósmym numerze 5klatek m.in. prezentacja Snapsa (czyli i części redakcji miejsca fotografii): Agnieszki Sym, Sylwestra Rozmiarka, Michała Macioszczyka, Piotra Koszczyńskiego i Roberta Jaworskiego. Do tego dodatek w postaci mojego tekstu: "Snapshot nobilitowany". Oczywiście w numerze dużo dobrego fotoreportażu, ale nie omawiamy i nie recenzujemy, bo maczaliśmy w nim palce. ale... to też dobra okazja by zapowiedzieć nowego kolegę w redakcji "miejsca fotografii" - Wojtka Sienkiewicza. Polecam jego wywiady w 5klatkach!

wtorek, 23 marca 2010

fotografia wojenna...

Roger Fenton, 1855, Prints and Photographs Division, Library of Congress, Washington, D.C., 20540-4730

O fotografii wojennej niewiele się pisze w Polsce. Mówi się na szczęście więcej. Najwięcej zaś do powiedzenia ma czołowy polski fotoreporter Krzysztof Miller. Celowo nie piszę fotoreporter wojenny, bo zgodnie z tym co powtarza, za Ryszardem Kapuścińskim: reporterem wojennym jest się na wojnie.

Jutro w Zachęcie będzie okazja posłuchać "fotoreportera wojennego" i poznać historię tej dziedziny fotografii. więcej info

Pierwsze zdjęcia "wojenne" pochodzą z Wojny Krymskiej. Najlepsze realizacje wykonał Roger Fenton na zlecenie rządu brytyjskiego podczas czterech miesięcy spędzonych na froncie. Ówczesna technika nie pozwalała na zbyt wiele. Na fotografiach znalazło sie przede wszystkim codzienne życie obozowe. Są również pejzaże: port, pole bitwy, cmentarz. Fenton miał wyraźną niechęć do fotografowania pola bitwy po jej rozegraniu. Dzięki temu jego wojenna relacja jest niczym malarstwo historyczne - nie przekazuje zbyt wielu informacji, ale upamiętnia i gloryfikuje tych co trzeba. A jednak zdjęcie "Doliny cienia śmierci" (pierwsze) wywołało żywą dyskusję na temat granic estetycznych drukowanego dokumentu! [zdjęcie z resztą okazało się posiadać dwie wersje, to ^ z kulami na drodze, i takie, gdzie kule leżą z boku]
Roger Fenton, 1855, Prints and Photographs Division, Library of Congress, Washington, D.C., 20540-4730

Zdjęcia z Wojny Krymskiej są udostępnione przez Bibliotekę Kongresu - tutaj wybór. W całej tej ilości dwa ujęcia wydają siędominować - żołnierz na koniu oraz grupa osób na schodkach przed drzwiami. Przy czym portret konny wydaje się być popisem fotografa, a przy tym ulubionym tematem.
Fenton miał do dyspozycji ciemnię w wozie (ale to nie on tam siedzi na zdjęciu...), jeśli trzeba było zrobić fotografie poza obozem. Warto mieć na uwadze, że fotografował w mokrym kolodionie, który trzeba było nanieść na szklaną płytkę w stanie mokrym, naświetlić (5-20 sekund) a następnie szybko wywołać zanim cała substancja wyschła. Faktycznie warunki zbyt trudne by udało się uchwycić ruch...

Ciekawe w jakim procesie próbował swoich sił fotografujący tę samą wojnę Jean-Charles Langlois, francuski żołnierz i malarz, skoro do swojej żony pisał z frontu tak: wciąż trzeba pamiętać o tym okropnym słowie cierpliwość, kiedy czas goni. Moja miła! Co za wstrętna pogoda! Jak długo jeszcze tak będzie? Dwadzieścia sześć dni, i ani jednego, który można by uznać za ładny. Jest zupełnie inaczej, wciąż rozbudzane nadzieje i kolejne rozczarowania [...] te rzadkie i marne próbki, które udało się nam uzyskać dzięki uporowi i wytrwałości, za jaką cenę? To nieprawdopodobne! Czas naświetlania, który zajmuje kilka godzin, a potem jeszcze dwa lub trzy dni, o ile nie więcej, w laboratorium, do tego zanurzanie płytek w roztworze dwa lub trzy razy dziennie, no i do tego koszty informacji o tym, co się dzieje, materiały, które niszczy ludzka ręka, czas i klimat, który nas tutaj nie oszczędza. Tych kilka zdjęć, które udało nam się wyrwać zimą, ileż zniszczonych płytek, jakże wiele straconych bezpowrotnie odczynników chemicznych, nie licząc tych, które straciliśmy na skutek panujących tu mrozów. [Andre Rouille, Fotografia. Między dokumentem a sztuką współczesną, tłum. Oskar Hedemann, wyd. Universitas, Kraków 2007, s.30]

Mokry kolodion oczywiście szybko został zastąpiony czymś dużo praktyczniejszym: suchą płytą a następnie procesem żelatynowo-srebrowym Richarda Leach Maddoxa. Nikt więcej po 1880 roku nie używał kolodionów do reportażu, tymbardziej wojennego! Prawie... W zeszłym roku Krzysztof Miller zaprezentował serię przefotografowanych w mokrym kolodionie najważniejszych dla autora kadrów z reportaży z 13 wojen. Serię otwiera zaś fotografia z Republiki Południowej Afryki gdzie widzimy sześciu fotografów przy pracy.
Krzysztof Miller, z serii 13 wojen, 2009, prezentowane podczas wystawy "Ludzie, wydarzenia, przemiany. 20 lat fotografii Gazety Wyborczej" w Zachęcie 2009;

O serii fotografii Millera pisała jakiś czas temu Basia Sokołowska - tutaj. Nie przekonał jej pomysł sięgnięcia po kolodion by nawiązać do początków fotografii: W zdjęciach Millera nie czuje się kolodionowego lenistwa, jego kadry zdecydowanie należą do szybkich czasów małego obrazka. Jest pewien rozdźwięk między estetyką negatywu i pozytywu. "13 wojen" to nie są zdjęcia zrobione techniką mokrego kolodionu - to tylko współczesne negatywy jedynie zreprodukowane przez skanowanie i obróbkę cyfrową na szklanych płytach w mokrym kolodionie.
Wydaje się właśnie, że to zatrzymanie przy jednym kadrze wśród setek wykonanych, na jednej twarzy, ta skomplikowana edycja była przyczyną dla której autor wybrał kolodion. Na przekór temu czym dziś jest fotoreportaż - kilka gigabajtów fotografii przesyłanych z miejsca zdarzeń do redakcji, pobieżny rzut oka na materiał przez fotoedytora i druk w gazecie. Ten proces "jedynie zreprodukowany" traktuję znacznie poważniej. Technika dodaje wartości uniwersalnej tym kadrom, których w pewnym sensie mamy dość z gazet, wystaw, książek.

poniedziałek, 22 marca 2010

Wystawa fotografii Tadeusza Sumińskiego


Tadeusz Sumiński, Fabryka i forma. Fotografie zakładów przemysłowych
Wystawa jest pierwszą odsłoną tego, co zawiera archiwum znakomitego pejzażysty Tadeusza Sumińskiego opracowywane aktualnie przez Fundację Archeologia Fotografii. Jest to wybór materiału z czasów pracy fotografa w miesięczniku „Polska”, edycji kierowanej do krajów Afrykańskich i Azjatyckich („La Revue Polonaise”, „The Polish Review”, Wyd. Polonia). Tematyka przemysłowa była stałym i dominującym tematem fotoreportaży na łamach „afrykańskiej” edycji pisma. W latach 1962-1964 Sumiński fotografował liczne zakłady przemysłowe w Polsce m.in. takie jak Huta Warszawa, Zakłady Azotowe w Mościcach, Pafawag we Wrocławiu, czy obecne szerzej na wystawie zakłady tytoniowe w krakowskich Czyżynach. W zbiorze tym przeplatają się fotografie robotników przy pracy czy hal fabrycznych z formalistycznymi ujęciami efektów produkcji przemysłowej. W dorobku Sumińskiego tematyka przemysłowa zajmuje obszar marginalny i stanowi zaskakujący i ciekawy kontrast wobec konsekwentnie wykonywanej i prezentowanej na wystawach fotografii krajobrazowej. Pokaz w Galerii Asymetria przypomina ten nieznany szerzej materiał, będący nie tylko interesującym dokumentem, ale także przykładem poszukiwań – „ćwiczeń” formalnych fotografa.
Wystawa otwiera się w osiemdziesiątą szóstą rocznicę urodzin fotografa.
Wystawa czynna: Galeria Asymetria, ul. Nowogrodzka 18 a m 8a,
2 kwietnia – 15 maja 2010, Wernisaż: 1 kwietnia (czwartek), 19.00
Serdecznie zapraszamy!

piątek, 19 marca 2010

Sophie Calle: o teorii obrazu w praktyce

Dużo pisano i rozmawiano o subiektywnym dokumencie w fotografii. Wyznaczano granice (przyzwoitości) w których autor miałby się bezpiecznie poruszać mówiąc o świecie. Kiedy autor stara się być obiektywny często nazywa się go zimnym, jeśli wchodzi i ocenia - jest zbyt wścibski.

Pewna francuska artystka od przeszło 30 lat opowiada historie swoje i innych, jedne wymyśla, inne bardzo precyzyjnie wydobywa z codziennego życia. Używa do tego celu najczęściej fotografii, co gorsza - tej dokumentalnej, tej zimnej fotografii.
























/fot. lewa: Jean-Baptiste Mondino, materiały z Fundacji Hasselblada; prawa: okładka albumu prazy wystawie w Centre Pompidou w 2003 roku/

5 marca ogłoszono, że Sophie Calle została laureatką dorocznej nagrody Fundacji Hasselblada. Jury (Claude W. Sui, Ariella Azoulay, Vladimir Birgus, Sergio Mah, Mette Sandbye) postanowiło uhonorować przeszło 30 lat pracy artystki za (bardzo wolne tłumaczenie bardzo złego angielskiego) niepowtarzalny sposób przedstawiania w fotografii relacji między obrazem a tekstem, prawdą i fikcją, postawą publiczną i prywatną. W werdykcie czytamy także o wyczuciu w prezentowaniu ludzkich ułomności, budowaniu napięcia między tożsamością a intymnością. Jury dostrzegło również, że młode pokolenia fotografów inspirują się jej pracami.

Wszystko pięknie, to wspaniała wiadomość, artystce oczywiście należą się gratulacje, piękny dodatek do tak świetnej kariery. Chętnie bym obejrzała wystawę, która w październiku zostanie otwarta w Hasselblad Center w Goeteborgu. Ale póki co popatrzmy na listę dotychczas nagrodzonych. Sami wielcy, sami sławni, sami...fotografowie. A któż inny miałby dostać wyróżnienie fotograficzne jak nie fotograf? No właśnie taka Sophie Calle! W jej pracach zawsze mamy do czynienia ze zdjęciami, ale... nigdy nie są pierwszoplanowe. Wymykają się tym samym wszelkim normom i regułom tak zwanego "dobrego zdjęcia". One zawsze służą 'czemuś', dokumentują 'coś', nie aspirują do bycia estetycznym 'czymś'. Wobec tego warsztat fotografa nie jest tu istotny. Walory estetyczne u Calle na pewno grają ważną rolę, jednak każdy kadr, każde zdjęcie wydaje się podlegać innym kryteriom. Jest potrzebne, konieczne.

W każdej pracy, a fotografia jest przecież zawsze jej podstawą, znajduje się refleksja nad obrazem w kontekście, w opisie, w szerokim ujęciu. W tym opisie najczęściej posługuje się słowem. Zdjęciom towarzyszy tekst: prywatne zapiski, fragmenty wywiadów, wypowiedzi osób zaangażowanych w projekt. Oprócz słów, fotografiom towarzyszą także akcje, filmy, z wybranych zaś elementów Calle tworzy instalacje.

Fundacja Hasselblada uhonorowała Calle nie tylko za dobre zdjęcia, ale za całokształt twórczości, za nadzwyczajne osiągnięcia. Może nie pasuje na pierwszy rzut oka do długiej listy dotychczasowych laureatów. Może to znak, że sama nagroda się zmienia. Laureaci poprzednich lat wypowiadali się tylko przez fotografię - dokumentalną (Bernd & Hilla Becher), reporterską (Josef Koudelka), ale i "artystyczną" - inscenizowaną (Cindy Sherman), konceptualną (Jeff Wall), itd. A Calle...do tego bogactwa dodaje jeszcze pozafotograficzne elementy: słowo, gest, akcję, instalację, film. Wydaje się, że Calle należy bardziej do świata wielkiej sztuki, niż sztuki zamkniętej w kategoriach fotograficznych.

W 2007 roku reprezentowała Francję podczas Biennale w Wenecji wystawiając pracę "Take care of yourself" (opis poniżej). Była wówczas faworytką do nagrody głównej (a nagrody publiczności, której to faworytem była, w Wenecji się nie przyznaje). Jej praca znakomicie pasowała do konwencji wystawy międzynarodowej - czytelna, uniwersalna, pozostawiająca widza w oszołomieniu, a na pewno nie-obojętności.

"Take care of yourself" znakomicie charakteryzuje twórczość Calle, to osobista historia opowiedziana przez innych, na granicy prawdy i fikcji, naturalna i pozowana, praca monumentalna (setki zdjęć, kilkadziesiąt filmów, mnóstwo słów).Nie mogę się doczekać kolejnych realizacji. Życzę też sobie i Państwu szansy obejrzenia jej prac tu u nas w kraju. A tu krótka ściąga - wyróżnione zostały odautorskie opisy - z najważniejszych realizacji.


/fragment wystawy Sophie Calle w pawilonie francuskim podczas Biennale w Wenecji, 2007; fot.jk./

Suite Vénitienne 1980 - praca, która dała Sophie Calle zainteresowanie widzów i przyciągnęło baczne oczy krytyków sztuki. Do tej pory gdziekolwiek wzmiankowana jest artystka, razem z nią - ta właśnie praca.
Przez miesiące chodzę za nieznajomymi ludźmi po ulicach. Z przyjemności śledzenia ich, nie dlatego, że mnie interesują. Robię im zdjęcia bez ich wiedzy, notuję ich ruchy, w końcu zwykle tracę ich z oczu i zapominam ich. Pod koniec stycznia 1980 ulicami Paryża podążałam za mężczyzną, którego za chwilę utraciłam z pola widzenia. Zupełnie przez przypadek przedstawiono mi tego mężczyznę tego samego wieczoru podczas wernisażu. Opowiedział mi wówczas, że zamierza udać się do Wenecji. Zdecydowałam, że ruszę jego śladem.
Stuart Morgan o tej pracy we Frieze nr z 1992 roku

Cień / The Shadow 1981 - Sophie poprosiła matkę o wynajęcie detektywa, by śledził jej córkę. W efekcie artystka otrzymała "fotograficzny dowód swojego istnienia", a my w każdym jej biogramie czytamy o zainteresowaniach artystki w prowadzeniu śledztw i detektywistyką. Pracy towarzyszył także dziennik Sophie, która świadoma faktu bycia obserwowaną, opisywała dzień po dniu, marzyła też o swoim detektywie-cieniu, oprowadzała go w myślach po pięknych miejscach Paryża...

Hotel 1981-83, Pokój 28 (16 lutego 1981)
W poniedziałek 16 lutego 1981 roku zostałam zatrudniona na trzy tygodnie jako sprzątaczka w weneckim hotelu. Przypisano mi dwanaście pokoi na czwartym piętrze. W trakcie wykonywania moich obowiązków przeglądałam podróżne rzeczy gości hotelowych oraz obserwowałam poprzez detale ich życie, które pozostawało mi nieznane. W piątek 6 marca skończyłam wykonywanie tej pracy.

Room 28 (February 16th 1981), 1983 Sophie Calle © Adagp, Paris 2010 Courtesy Galerie Emmanuel Perrotin, Paris & Miami

Przeszywający ból / Equisite pain 1984/99
W 1984 roku otrzymałam stypendium francuskiego ministerstwa spraw zagraniczych na trzymiesięczny wyjazd do Japonii. Wyjechałam 25 października, nie zdając sobie sprawy, że był to początek dziewięćdziesięciodwu dniowego odliczania do końca romansu. Nic nadzwyczajnego, ale dla mnie, wówczas, najbardziejnieszczęśliwy czas w moim życiu, za który obwiniałam całą tę podróż.
Wróciłam do Francji 28 stycznia 1985 roku. Od tego momentu, kiedy ktoś mnie pytał o wyjazd, zamiast o Dalekim Wschodzie, opowiadałam im o swoich cierpieniach. W zamian zaczęłam zadawać im - i przyjaciołom a z czasem i przypadko spotkanym ludziom - pytanie: kiedy najbardziej cierpiałeś? Robiłam to tak długo, aż dzieki porównaniom z innymi ludźmi, dzięki powtarzaniu tej swojej historii, poradziłam sobie z własnym bólem. Metoda ta okazała sie bardzo efektywna" trzy miesiące później byłam wyleczona.
Wtedy, w obawie przed ewentualnym nawrotem cierpienia, postanowiłam nie robić z tego użytku artystycznego. W tym momencie kiedy powracam do tego tematu - minęło od tych wydarzeń 15 lat.


The Detachment, (fragment), 1996 Sophie Calle © Adagp, Paris 2010 Courtesy Galerie Emmanuel Perrotin, Paris & Miami

Oddzielenie / The Detachment 1996 [Seria 12 książek i 12 oprawionych zdjęć]Oglądałam w Berlinie te miejsca, z których usunięto symbole Wschodnich Niemiec (NRD). Prosiłam przechodniów o opisanie przedmiotów, które kiedyś wypełniały te puste miejsca. Sfotografowałam nieobecność i wypełniłam brakujące pomniki wspomnieniami o nich.

Pokój z widokiem /Chambre avec vue 2003

Pewne noce są niewypowiedziane. Spędziłam noc 5 października 2002 w pokoju przygotowanym dla mnie na szczycie wieży Eiffel'a. W łóżku. Pomiędzy białymi prześcieradłami, wsłuchując się w opowieści obcych ludzi, którzy zmieniali się przy moim łóżku.

Opowiedz mi historię abym nie zasnęła. Maksymalna długość 5 minut. Dłużej, tyklo jeśli jest ekscytująca. Nie ma opowieści - nie ma wizyty. Jeśli twoja historia mnie uśpi, odejdź po cichu i poproś strażników, żeby mnie obudzili...

Przybyły setki osób. Pewne noce są nie do opisania. Wróciłam na dół wczesnym rankiem. Te wiadomość widziałam na każdym rogu: Sophie Calle zakończyła bezsenną noc o 7 rano. Zupełnie jakby na potwierdzenie, że nie wyśniłam sobie tego. Spytałam księżyca i dostałam odpowiedź: SPAŁAM NA SZCZYCIE WIEŻY EIFFEL'A. Od tamtej pory wypatruję go i czasem kiedy wyłania się z jakiejś ulicy, którą przechodzę - pozdrawiam go. Przypatruję mu się dokładnie. Tam, jakieś 300 metrów nad ziemią jest trochę jakby w domu.









Take care of yourself
2007
Otrzymałam email mówiący mi, że to koniec.
Nie wiedziałam jak odpowiedzieć.
Wydawało się, jakby nie był adresowany do mnie.
Kończył sie słowami: trzymaj się. Postąpiłam zgodnie z radą w liście.
Poprosiłam 107 kobiet (a także dwie pacynki i papugę), wybranych ze względu na ich zawód lub umiejętności, aby ten list zinterpretowały dla mnie.
Aby go przeanalizowały, skomentowały, wytańczyły, wyśpiewały.
Rozłożyły na czynniki pierwsze. Wykończyły go.
Zrozumiały go dla mnie. Odpowiedziały za mnie.
To był sposób na wykorzystanie czasu zerwania.
To sposób na "trzymanie się".

Jej prace fotograficzne jeszcze nie były pokazywane w Polsce.
CSW Zamek Ujazdowski w ramach festiwalu "Temps d'images" 2009 gościło spektakl brytyjskiej grupy "Forced Entertainment" powstały na podstawie zdjęć Sophie Calle z serii "Exquisite pain".

tu biografia artystki:

/fragment wystawy Sophie Calle w pawilonie francuskim podczas Biennale w Wenecji, 2007; fot.jk./
Fundacja Erny i Victora Hasselbladów powstała w 1979 roku zgodnie z zapisem w testamencie dr Victora Hasselblada. Promuje badania i edukację w fotografii i naukach "naturalnych". Od 1980 co rok przyznaje nagrodę za nadzwyczajne osiągnięcia w dziedzinie fotografii. Dotychczasowymi laureatami nagrody byli najwięksi: Lennart Nilsson, Ansel Adams, Henri Cartier-Bresson, Irving Penn, Josef Koudelka, William Eggleston, Jeff Wall, itd... pełna lista i oficjalna strona

czwartek, 18 marca 2010

Stepan Rudik o World Press Photo

World Press Photo raz jeszcze. O wynikach edycji 2010 roku pisałam na krótko po ogłoszeniu wyników. Jeszcze nie zdążyły na dobre opaść emocje, a już kilka tygodniu później o WPP znów było głośno. I chyba znacznie bardziej gorąco. Jury postanowiło zdyskwalifikować Stepana Rudika - laureata 3cia miejsca w kategorii fotoreportaż sportowy, tj. odebrać nagrodę i jego zdjęcia z serii „Antysport” usunąć z oficjalnych materiałów.
Powód? Niedozwolona przez regulamin manipulacja na zdjęciu.
Podam trochę linków, dla tych co nie byli na bieżąco.
- oficjalnie -
z newsów konkursu WPP
- opis całej sprawy - blog the New York Times'a LENS
- bardzo żywa dyskusja „środowiska” plus obrazki – blog Beaty Łyżwy-Sokół
- Stepan Rudik dla Gazety Wyborczej przed dyskwalifikacją - blog Kingi Kenig

Miejsce Fotografii nie podejmowało tematu, dopóki...nie zdobyliśmy wypowiedzi samego zainteresowanego fotoreportera. A oto nasza bardzo krótka i sucha wymiana zdań.

J: Co sądzisz o dyskwalifikacji? W końcu znamy znacznie “lepsze” manipulacje, jak się ma do nich pozbycie się przez Ciebie tego małego fragmentu zdjęcia?
Stepan Rudik: To co zrobiłem może być nazwane retuszem, dokładnie tak samo jak postępuje się z materiałem na negatywie.

J: Chciałabym poznać w jaki sposób pracujesz, jak układasz historię. Kiedy pojawia się pomysł jak ma ostatecznie wyglądać seria (w tym wypadku ciasny kadr, czarnobiel, duże kontrasty, mocne ziarno) od samego początku – razem z tematem, czy w trakcie pracy, czy na sam koniec jako ostateczny układ?
Stepan Rudik: Wiedziałem, że właśnie tak widzę ten temat, kiedy seria była już gotowa patrzę na nią jak na całość.

J: “Antysport” to które Twoje zgłoszenie do konkursu WPP?
Stepan Rudik: To było moje drugie zgłoszenie.

J: Masz jakiś bohaterów w fotografii?
Stepan Rudik: Josef Koudelka and James Nachtwey.

J: “Antisport” to Twój autorski pomysł czy zlecenie z gazety? W jaki sposób znajdujesz tematy do zdjęć?
Stepan Rudik: To był mój pomysł. Fotografuję życie, jego różne aspekty, dlatego jestem zainteresowany właściwie wszystkimi tematami, poza tymi nudnymi.

fot. Stepan Rudik z serii "Antysport"

wtorek, 9 marca 2010

podglądanie Międzywojnia.

Pod koniec 2009 roku ukazał się interesujący album "Polska międzywojenna" wydawnictwa Carta Blanca.

Zawiera przeszło 300 zdjęć z Dwudziestolecia. Są tam zarówno oficjalne zdjęcia polityków, imprez publicznych itd, ale jest bogaty wybór zdjęć prywatnych, rodzinnych. Drobne opisy pozwalają się zorientować w historii, zawierają trochę statystyki i faktów. Nie przegadują tematu, i co najważniejsze: nie oceniają zdjęć :)

Album został bardzo sprytnie pomyślany. Układ jest tematyczny i przypomina wydawane w międzywojniu roczniki, albumy jubileuszowe, itd - było tam miejsce na fakty historyczne i na prezentację krajobrazów kraju, trochę kultury i tak zwane życie codzienne - od sposobów komunikacji, poprzez edukację do spędzania wolnego czasu. Wszystko w bardzo poręcznej formie - rozmiar jakby cegły, ciut lżejszy od prawdziwej i wiele mniejszy od potocznego "albumu-cegły".

Fotografie urzekają. Część jest znana. Większość zaś to ciekawostki, interesująco dobrane. Bawią, dziwią i przede wszystkim przenoszą w tamte czasy. Ogląda się płynnie prywatne zdjęcia, przeplatane profesjonalnymi fotoreportażami, dalej "streetowe" ujęcia i fotografie dokumentujące przedwojenny przemysł. Inaczej rzecz ujmując jest tam i jakby Lewis Hine, i prawie August Sander, ale i jakby Atget i nawet trochę Kertesz... No cóż, większość fotografii nie ma nazwisk swoich autorów. Nie ma tu miesjca ani na Witkacego ani na Bułhaka, nie jest to album o historii polskiej fotografii. Obraz gra tu pierwszorzędną rolę, lecz głównie ten anonimowy, dokumentalny i archiwalny.
Zdjęcia pochodzą w głównej mierze z Narodowego Archiwum Cyfrowego.

"Ten album to zaproszenie do świata elit tamtych czasów, spotkanie z politykami, pisarzami i ludźmi kultury. To podglądanie życia codziennego w odrodzonej Polsce. To zwykli ludzie z ich marzeniami, nadziejami i obawami. To wreszcie ulotne chwile i kamienie milowe historii" - fragment z albumu.

I całość jest właśnie przepleciona Iksińskim i Kowalskim, między Paderewskim i Kiepurą. Nie sposób się znudzić. To takie podglądanie Międzywojnia, tego codziennego.

Przy czym jeśli by się czepiać czegokolwiek, to chyba tylko zbyt ambitnej edycji zdjęć. Rozumiem, że zachowały się w różnym stanie i trzeba je było wygładzić, ale w pewnych miejscach wyostrzanie jest jednak na wyrost.
Podsumowując album wyszedł całkiem fenomenalny - a zdjęcia... sami zobaczcie!

Polska międzywojenna, red. Katarzyna Kucharczuk, wyd. Carta Blanca, Warszawa 2009

wtorek, 2 marca 2010

na prawdę instant!

/fot.Rafał Kucharczuk ze stron galerii 2.0./


właśnie otworzyła się wystawa polaroidów w galerii 2.0. nosi tytuł "instant". trwa także chwilę, bo tylko do niedzieli (w godz. 12-18 Akademia Sztuk Pięknych w Warszawie ul. Krakowskie Przedmieście 5, budynek Rektoratu, 4. piętro). do obejrzenia są prace Michała Bojary, Krzysztofa Ćwiertniewskiego, Krzysztofa Jabłonowskiego, Rafała Kucharczuka, Katarzyny Majak, Piotra Markowskiego i Jacka Poremby. o wystawie

plakat wystawy jest edukacyjny :) a fotografię pamiątkową z otwarcia wystawy wykonano, oczywiście - "polaroidem".

"przypominają się " wrocławskie akcje: Włodzimierza Borowskiego przy pomocy Tadeusza Rolke z otwarcia wystawy "Fubki tarb" w Galerii Pod Moną Lizą w 1969 roku i Andrzeja Lachowicza "Permart" z Galerii Permafo w 1971. no ale tam, w obydwu przypadkach, fotorelacje z otwarcia wystawy stawały się wystawą. z drugiej strony...kto i kiedy ostatnio wykonywał takie pamiątkowe zdjęcia z wernisaży?