wtorek, 22 marca 2016

Fotografowie prezydenccy 2010-2015 / rozmowa


„Prezydentura w obiektywie” to fotograficzne podsumowanie 5 lat działalności Bronisława Komorowskiego. Pięcioro fotografów towarzyszyło we wszystkich wydarzeniach Kancelarii Prezydenta RP z udziałem głowy państwa, Pierwszej Damy oraz Szefa Kancelarii, jego zastępców, ministrów i doradców. Od sierpnia 2010 powstało ponad milion zdjęć. Fotografowane są wszystkie sytuacje publiczne. Ile mogą zrobić w oficjalnych sytuacjach, jakiego rodzaju obrazy powstają, a kiedy się nie fotografuje opowiadają: Eliza Radzikowska-Białobrzewska, Łukasz Kamiński, Wojciech Olkuśnik, Piotr Molęcki i Wojciech Grzędziński.

Rozmowy zostały przeprowadzone na potrzeby tekstu zamieszonego w książce "Prezydentura w obiektywie" [wyd. maj 2015], jej poszerzona wersja, którą znajdziecie poniżej, została opracowana dla Digital Photographer Polska nr 5/2015.


Joanna Kinowska: Co najbardziej lubisz fotografować, bardzo ustalone sytuacje czy przebiegające w mniej formalny sposób?

Piotr Molęcki: Z fotograficznego punktu widzenia najfajniejsze są rzeczy, które dzieją się wśród ludzi, to dotyczy zarówno Małżonki Prezydenta jak i Prezydenta. Interakcja między ludźmi a Parą Prezydencką – to jest najfajniejsza część roboty, tam gdzie nie ma scenariusza, gdzie się wchodzi w relację czysto reporterską.

Wizyta Prezydenta RP w Gorlicach (woj. małopolskie), 16 maja 2013, fot. Piotr Molęcki

Eliza Radzikowska-Białobrzeska: Lubię obserwować reakcję ludzi na Prezydenta i jego otoczenie. Ludzie zwracają uwagę na drobnostki, na szczegóły, a które dla nas są rzeczami oczywistymi. Słychać komentarze: ‘popatrz jaki ma krawat’, ‘zobacz jakim samochodem przyjechał’, ‘ile osób jest z nim’. Prezydent podaje rękę pierwszej, drugiej, trzeciej osobie, z kimś rozmawia, stojąc ten krok przed nim lub za nim słyszysz, co ludzie mówią. Są czasami bardzo fajne reakcje. Są tacy żywiołowi, czasami nawet za mocno.

Łukasz Kamiński: Fotografujemy jeszcze takie wydarzenia jak dni otwarte pałacu prezydenckiego, noc muzeów, itd. Są dni gdy robimy zdjęcia w pałacu, są też wyjazdy: wstawanie w nocy, przejazdy, przeloty, delegacje 2-3 dniowe, najdłuższa trwała 7 dni. Najbardziej lubię fotografować wyjazdy lokalne w Polsce z tej prostej przyczyny, że Prezydent ma tam bezpośredni kontakt z ludźmi. To jest niesamowite.

Wojciech Grzędziński, szef fotografów: Interesują mnie takie sytuacje, które są niestandardowe, nietypowe, ciekawe. Mają w interesujący sposób pokazywać naszego bohatera w danej sytuacji politycznej. Szukamy ciekawego obrazu fotograficznego. Pracujemy obrazem. Obraz ma zachęcać, przyciągać, budzić pozytywne skojarzenia.

Wizyta Prezydenta USA Baracka Obamy w Polsce, 3 czerwca 2014, fot. Wojciech Grzędziński

Wystąpienie Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego w Bundestagu, Berlin, 10 września 2014, fot. Wojciech Grzędziński

Małżonka Prezydenta RP Anna Komorowska na uroczystościach w Smoleńsku, 9 kwietnia 2011, fot. Łukasz Kamiński

Joanna Kinowska: Wyobrażam sobie, że fotografowanie nominacji czy odznaczeń, to musi być dla was koszmar, robicie kilkaset zdjęć w godzinę?

Łukasz Kamiński: Niestety w przypadku nominacji, to jest pewna rutyna. A to jest najgorsza rzecz dla fotografa jaka jest możliwa, popaść w rutynę. Tym bardziej, że te sytuacje się powtarzają kilka bądź kilkanaście razy w miesiącu. Ale te zdjęcia wykonuje się głównie dla tych ludzi, którzy odbierają te nominacje czy odznaczenia. Wszyscy oni chcą mieć zdjęcie z prezydentem i to ładne zdjęcie.

Joanna Kinowska: Macie przyzwolenie, by fotografować sytuacje z dowolnego miejsca. Zdarzają się spotkania czy wydarzenia, które fotografuje jedna osoba i trwa to nawet niecałe 2 minuty, ale są też i sytuacje, w których pracujecie całym zespołem. Co w tej pracy różni was jeszcze od innych fotografów? Co w niej jest nietypowego?

Wojciech Olkuśnik: Pamiętam pierwszy taki wyjazd na który pojechałem: pokazy lotnicze pod Radomiem. Była sytuacja kiedy chciałem zrobić zdjęcie, na którym znalazłby się lecący samolot i Prezydent. Żeby takie zdjęcie zrobić musiałem stanąć 30 cm od niego. Dopytywałem się wszystkich, każdego ‘BOR’-owika czy mogę tak blisko stanąć. A oni mi odpowiadali:  ‘ty sobie stawaj gdzie chcesz, bo ty możesz stawać gdzie chcesz.’ To było dla mnie takie nowe. Pracując wcześniej w mediach wiedziałem, że mogę stanąć w bezpiecznej odległości od Prezydenta określanej przez BOR na jakieś 5-10 metrów, ale nie 30 cm!

Piotr Molęcki: Staramy się podzielić pracą tak, żeby się uzupełniać. Zdarzają się sytuacje, kiedy wiadomo, że pewne zdjęcia dadzą się zrobić z jednego miejsca, a z innego nie. Przy dużych, oficjalnych wydarzeniach fotografujemy z różnych perspektyw. Ktoś robi z góry, ktoś z dołu, praca zespołowa. Przy wizytach oficjalnych, kiedy jest punkt wspólny pary prezydenckiej, wtedy zwykle jest dwóch  fotografów. Jeśli to jest zwiedzanie, jakieś ciasne przejście, to ja mam zdecydowanie trudniej, bo próbuję pilnować Pani Prezydentowej, która w takich sytuacjach jest z reguły w drugim rzędzie, lub wśród innych członków delegacji.

Łukasz Kamiński: Podobno 90% czasu fotografa to czekanie. Odczuwam to często. Oczekiwanie na różne punkty podczas wyjazdów zagranicznych, najpierw czekamy na przejście i tak zwany ‘szejkhend’: politycy wchodzą, siadają, a my potem mamy 2-3 godziny znowu czekania. Tak bywa podczas szczytów NATO, które tylko tak fajne się wydają z nazwy. Wbrew pozorom to najgorszy wyjazd zagraniczny jaki jest możliwy do sfotografowania. Jesteś zamknięty, pilnie strzeżony, zajmujesz się przede wszystkim obróbką zdjęć i nic więcej nie jesteś w stanie zrobić.

Wojciech Grzędziński: Jeśli na wydarzeniu jest jeden fotograf, ma zupełną wolność. W efekcie ma powstać kilku zdjęciowa relacja. Przy dużych wydarzeniach musimy współpracować, często w pełnym składzie. Bywają tak ważne imprezy, jak wizyta Prezydenta USA czy duże jubileusze, że wysyłamy zdjęcia bezpośrednio z aparatów do jednej osoby, która je opisuje i wysyła w świat. Najlepiej mi się pracuje jako wolny elektron. Lubię poszukać sobie czegoś, rozejrzeć się. Mniej mnie interesuje to, co się dzieje, ale to co jestem w stanie wycisnąć z sytuacji do zdjęcia. Przy dużych imprezach staram się mieć maksymalnie dużo swobody, żeby mieć czas i miejsce na poszukiwania. Bywa, że inni fotografujący w tym samym momencie, nie mogą się ruszyć stojąc w konkretnym miejscu, oczekując na jedno potrzebne nam do relacji zdjęcie. 

Wizyta Prezydenta RP w gospodarstwie hodowlano-mleczarskim państwa Ambroziaków, Baranowo (woj. mazowieckie), 23 lipca 2013. fot. Wojciech Grzędziński

Jubileusz 85. urodzin Premiera Tadeusza Mazowieckiego, Pałac Prezydencki,18 kwietnia 2012, fot. Eliza Radzikowska-Białobrzewska

Wizyta Pary Prezydenckiej w Toruniu, 7 sierpnia 2013, fot. Łukasz Kamiński

Joanna Kinowska: Powstają zdjęcia z każdego spotkania i wizyty. Przeglądając bazę zdjęć, miałam wrażenie, że wielu sytuacji brakuje. W jakich momentach nie robicie zdjęć? Czy macie jakieś odgórne wytyczne co można, a czego lepiej nie pokazywać?

Wojciech Grzędziński: Staramy się być na tyle obiektywni na ile się da. Mam świadomość, że jak pracujesz długo z kimś to tracisz często obiektywizm. Nie wchodzę w żadne bliższe relacje, bo nie jest mi to potrzebne do fotografowania. Jestem zatrudniony jako podglądacz, który uwiecznia, co podejrzy. Zależy mi by pokazywać urząd, a nie tylko jedną osobę. Dbam o wizerunek nie tylko urzędującego Prezydenta, ale całe otoczenie – czyli właśnie cały urząd. To jest dużo ważniejsze w tym wszystkim, niż interes jednej osoby. On jest bardzo, ale to bardzo ważnym człowiekiem. To przez jego wizerunek jest budowany wizerunek całego urzędu w czasie prezydentury. 

Wizyta Prezydenta RP w państwie Katar, 9 grudnia 2013, fot. Wojciech Grzędziński

Prezydent RP w Kościanie, woj. wielkopolskie, 5 czerwca 2013, fot. Wojciech Grzędziński

Prywatna wizyta Kanclerz Angeli Merkel wraz z Małżonkiem Joachimem Sauerem w Polsce, Mierzeja Helska, 10 lipca 2011, fot. Wojciech Grzędziński


Joanna Kinowska: Zdarzyły się sytuacje, kiedy nie zrobiliście zdjęcia?

Łukasz Kamiński: Pewne sytuacje są wręcz odruchem naturalnym. Prezydent wychodzi z pomieszczenia, gdzieś jest sam, poprawia ubranie, dmucha nos, albo podczas jedzenia, kiedy trzyma szklankę z napojem i pije – wiadomo, że wtedy się nie robi zdjęć. To jest w pewnym sensie element autocenzury.

Piotr Molęcki: Pamiętam takie niewykonane zdjęcie z wyjazdu na Litwę, w Wilnie, gdzie był więziony stryj Prezydenta. Zanim nastąpił moment oficjalnego złożenia wiązanki i zapalenia znicza, widać było, że dla Prezydenta jest to szczególne miejsce. Zrobienie tego zdjęcia byłoby tylko suchą rejestracją wzruszenia Prezydenta, nie byłoby dobrym zdjęciem, Zdałem sobie sprawę, iż znalazłem się w tak intymnej emocjonalnie sytuacji, że nie warto wyrywać go z niej  trzaskiem migawki, że po prostu nie mogę tego zrobić.

Wojciech Grzędziński: Jedyną rzeczą, której nie fotografuję to jest pudrowanie i tego typu rzeczy. To nie jest fajna sytuacja. Byłoby chwytliwe, ale mi to nie jest do niczego potrzebne, nawet nie naciskam.

Joanna Kinowska: Z takich brakujących sytuacji – tobie udało się ją sfotografować jako jedynemu na przestrzeni 5 lat prezydentury. Pana prezydent rozmawia przez telefon w samochodzie – a fotograf jest w środku! Nie za szybą! Jak to się stało?

Piotr Molęcki: Przy okazji wizyty w Małopolsce, wiedziałem, że prezydent ma rozmawiać z kimś przez telefon, jeszcze przed wylotem. Spytałem asystenta szefa czy mógłbym takie zdjęcie zrobić. On wyszedł do samochodu i powiedział, coś w rodzaju: ‘panie prezydencie, to Piotrek wejdzie jeszcze zrobi zdjęcie jak pan będzie rozmawiał’. Wsiadłem, usiadłem obok szefa. Przez hałas musiałem zamknąć drzwi. Było jeszcze lepsze miejsce, by to zdjęcie zrobić, ale nie miałem śmiałości by wygonić kierowcę. To są właśnie te zdjęcia, które mogłyby powstawać. Właśnie o takie nam chodzi. 

Wizyta Prezydenta RP w Olecku (woj. warmińsko-mazurskie), 9 listopada 2012, fot. Wojciech Grzędziński

Spotkanie Prezydenta RP z Szewachem Weissem, Władysławem Bartoszewskim i Adamem Danielem Rotfeldem, Belweder, 14 maja 2012, fot. Wojciech Grzędziński

Joanna Kinowska: Wszyscy pracowaliście wcześniej jako fotoreporterzy. Możecie podchodzić blisko, jesteście w uprzywilejowanej sytuacji. Ile macie swobody w fotografowaniu? Co można zmienić w danym wydarzeniu?

Wojciech Grzędziński: Schowaliśmy lampy błyskowe. Zdjęcia mają być naturalne, mało zmodyfikowane, stąd światło sztuczne zostało wyeliminowane. Nie ustawiamy sytuacji. Fotograf jest obserwatorem nieuczestniczącym w wydarzeniu. Stąd technika fotografowania: raczej z bliska niż z daleka. Staramy się korzystać z tego co przynosi nam światło zastane, szukamy elementów które budują atmosferę miejsca, sytuacji, co się składa na dane wydarzenie z udziałem Prezydenta.

Piotr Molęcki: Kiedy robi się dokument o jakiejś postaci, to nie ma miejsca na fotografię kreacyjną, to znaczy można zadziałać jakimiś technicznymi środkami wyrazu, w  tym sensie, że można wybrać perspektywę, ogniskową, parametry ekspozycji, które tak czy inaczej przedstawią daną sytuację. Staram się de facto nie mieć wpływu, chyba, że mamy sytuację wyjątkową i pada pytanie: ‘to może zróbmy sobie pamiątkowe zdjęcie, panie Piotrze, to gdzie pan proponuje byśmy stanęli?’

Wizyta Pary Prezydenckiej w Ostrowie Wielkopolskim, 3 sierpnia 2014, fot. Piotr Molęcki  

Joanna Kinowska: Kiedyś fotografowaliście wielu polityków, w tym prezydenta, kiedy nie był  Waszym szefem. Coś się zmieniło? Czy w Kancelarii dba się o te zdjęcia, pomagają je zrobić dobrze?

Łukasz Kamiński: Prezydent jest doświadczonym politykiem, my robimy swoje, on nas nie zauważa, zachowuje się w sposób naturalny. Jeśli ma zaproszonego gościa u siebie w gabinecie, oczywiście robimy te wszystkie formalne rzeczy: ‘shake-hand’, zasiadają, zdjęcie przy flagach. Kiedy chcę coś więcej zrobić, działam z wyczuciem, patrzę na szefa, on na mnie, czasem jeszcze staram się coś wyczekać, aż szef powie „Łukasz, dziękuję”, wtedy wychodzę, jest po zakończonym temacie.

Chwila przed spotkaniem Prezydenta Bronisława Komorowskiego i Premiera Donalda Tuska z medalistami Igrzysk Olimpijskich i Paraolimpijskich w Londynie, Pałac Prezydencki, 11 września 2012, fot. Wojciech Grzędziński 

Prezydent Bronisław Komorowski na chwilę przed międzynarodową rozmową telefoniczną, Belweder, 19 lutego 2014, fot. Wojciech Grzędziński

Joanna Kinowska: Obok dziesiątek tysięcy zdjęć bardzo sztywnych, takich, które muszą powstać by zilustrować wydarzenie, powstają jeszcze fotografie polityczne, do których mam wrażenie – jako widzowie jeszcze nie przywykliśmy. Mówię o zdjęciach nieoczywistych, nie-wszędzie ostrych, bez prezydenta w kadrze czy wręcz rozmazanych. Inspiracja przychodzi ze Stanów Zjednoczonych, prawda? Co się jeszcze zmienia?

Wojciech Grzędziński: Prezydent nie zawsze musi być w kadrze. Zdarza się, że z 10 zdjęć, wybranych jako relacja z wydarzenia, Prezydent jest na 3. Nie ma przymusu, by Prezydent był na każdym zdjęciu. Jeśli jest głównym bohaterem wydarzenia, staramy się to pokazać. Ale nie możemy przecież na nic tu wpłynąć. Zdarzają się przecież wydarzenia, gdy nie jest głównym bohaterem, ale wtedy zaznaczamy po prostu jego obecność, nic więcej. Nasza fotografia jest po prostu prawdziwa, ma być dokumentem tej prezydentury, a nie narzędziem. Jestem dokumentalistą, fotografem dokumentalistą i nie chciałbym by kilka krótkich lat mojej pracy dla Prezydenta zaważyły nad czymś nad czym pracuję latami – wiarygodnością jako dokumentalista właśnie.

Odjeżdżająca kolumna prezydencka po spotkaniu Prezydentów Polski i Łotwy w Wiśle, 14 marca 2011, fot. Wojciech Grzędziński

Bronisław Komorowski z Mamą Jadwigą, 15 lipca 2013, fot. Wojciech Grzędziński

Piotr Molęcki: Jesteśmy fotografami oficjalnymi, rzadko kiedy osobistymi. Myślę, że głównym powodem, dla którego nie możemy przekroczyć pewnej bariery „oficjalności” jest obawa przed tym, jaka będzie reakcja innych mediów, np. tabloidów na publikację naszych materiałów. Wyleczyłem się z przyglądania się z wypiekami na twarzy zdjęciom z Białego Domu. Jednej rzeczy im po prostu zazdroszczę – mogli opublikować na stronie zdjęcie Baracka Obamy śpiącego w gabinecie na sofie i bez butów. Nie chodzi o to, że ja chcę takie zdjęcie zrobić w Belwederze, czy Pałacu Prezydenckim. To świadczy o tym, że w inny sposób kreuje się wizerunek prezydenta. Pokazuje się bardziej tę stronę ludzką, a mniej tę stronę oficjalną.

Eliza Radzikowska-Białobrzeska: Byłam fotografką w Kancelarii Prezydenta Kwaśniewskiego i od 2010 do teraz. Tak naprawdę wszystko się zmieniło w tym czasie. Świat był inny, fotografia się zmieniła, spojrzenie się zmieniło, inspiracje też. Inaczej się fotografowało.

Joanna Kinowska: Przy wizytach oficjalnych protokół zakłada także kwestię jaką jest ubiór – was to dotyczy również?

Eliza Radzikowska-Białobrzewska: Przy wizytach państwowych – tak. Pamiętam pierwszą taką wizytę w USA, za poprzedniej prezydentury. Było powiedziane, że na kolację oficjalną dziennikarze muszą się ubrać w smoking albo długą suknię. Pamiętaj, że wchodzimy tylko na pierwsze 5-10 minut na powitanie i wychodzimy.

Joanna Kinowska: Jak się robi zdjęcia reporterskie w sukni bez pleców i na obcasach?

Eliza Radzikowska-Białobrzewska: Nie wiem, wtedy w Stanach miałam smoking. W sukience i na obcasach nie próbowałam, ale myślę, że byłoby ciężko. 

Spotkanie Prezydentów Polski, Czech i Słowacji w Wiśle, 18 stycznia 2013. fot. Wojciech Grzędziński 

Joanna Kinowska: Wspominasz jakieś szczególnie wydarzenie związane z pracą?

Łukasz Kamiński: Pamiętam wyjazd do Lizbony na szczyt NATO. Wtedy zasłabłem w samolocie. Już wtedy była nas czwórka fotografujących w Kancelarii, ale wszystkie wyjazdy robiłem sam jeden. Stąd ogromne przemęczenie, natłok wydarzeń, obowiązków, to był ciężki okres. To się przekładało na wiele rzeczy, szczególnie na jakość i czas wysyłania zdjęć.

Wojciech Grzędziński: Kończyło się spotkanie z Prezydentem Węgier w Tarnowie. Ostatnim punktem programu było wspólne zwiedzanie muzeum na rynku. Na końcu, Prezydent Komorowski wychodził, ściskał dłonie, rozmawiał z ludźmi czekających na niego. Powrót był podzielony na trzy kolumny. Ja zazwyczaj odjeżdżam z prezydentem. Pierwsza kolumna pojechała, ale tłum ciągle jest, prezydent pozdrawia. Tu odjeżdża druga kolumna, kątem oka widzę odjeżdżające samochody, ale dalej fotografuję. Prezydent wsiada do samochodu i momentalnie odjeżdża trzecia kolumna. Odwracam się i patrzę, że nie ma mojego samochodu. Okazało się, że oto w ciągu minuty, z ogólnego tłumu, który wiwatuje i macha, jednego wielkiego chaosu, zostałem sam, w garniturze w środku zimy na pustym rynku z dwoma aparatami i portfelem. To był ostatni punkt programu. Cóż robić, wszedłem do najbliższego baru, zamówiłem piwo. Opowiedziałem o sytuacji barmanowi, który nie bardzo chyba dowierzał. Nie przekonał go mój garnitur w środku zimy i brak płaszcza. Uwierzył chyba dopiero, jak pod okna baru zajechał czarny samochód z przyciemnionymi szybami, który udało się zawrócić dla mnie.
To fajny czas. Doświadczenie jedyne w swoim rodzaju. Ilu jest fotografów prezydenta? To jest ciekawe móc podejrzeć część rzeczy z drugiej strony, można wyrobić sobie zdanie na wiele tematów widząc je, niż czerpiąc od innych, z drugiej ręki.

Wizyta Prezydenta USA Baracka Obamy w Polsce, dziedziniec Pałacu Prezydenckiego, 27 maja 2011, fot. Wojciech Grzędziński 

Rozmowy zostały przeprowadzone na potrzeby tekstu zamieszonego w książce "Prezydentura w obiektywie" [wyd. maj 2015], jej poszerzona wersja została opracowana dla Digital Photographer Polska nr 5/2015.