wtorek, 31 maja 2011

lewczyński. oczyszczenie

Jerzy Lewczyński, z cyklu Negatywy, 1975

z niekłamaną przyjemnością donoszę, że w Gliwicach dzieje się, dzieje się fotograficznie i to coraz lepiej się dzieje...

Już w ten piątek będziemy mieli wyjątkową okazję uczestniczenia w święcie fotografii jaką niewątpliwie jest wystawa nestora polskiej fotografii w jego mateczniku. Ta przekrojowa wystawa powstała z fotografii wybranych przez Wojciecha Nowickiego będzie też okazją do spotkania z autorem coraz rzadziej pojawiającym się publicznie.
Warto może zaznaczyć, że jest to pierwsza (sic!) indywidualna wystawa Jerzego Lewczyńskiego w Gliwicach, współzałożyciela i ikony Gliwickiego Towarzystwa Fotograficznego, spiritus movens niemal wszystkich ważniejszych wydarzeń fotograficznych w naszym mieście na przestrzeni ostatniego półwiecza.

fot. Jerzy Lewczyński, XXX

Mimo, że nie wiem jakiego doboru wykonano i jak skonstruowano wystawę, wiem jednak, że nie można przegapić tej wystawy, zapraszam serdecznie do Gliwic.


fot. Jerzy Lewczyński, 251. Syphilis rupiformis. Nékám


kurator: Wojciech Nowicki | czytelnia sztuki | dolnych wałów 8a | gliwice | wernisaż 3 czerwca 2011 r., godz. 18.00 | tel. 691 33 90 64
wystawa otwarta do 3 września 2011 r. |



fot. Jerzy Lewczyński, Portret Zdzisława Beksińskiego, 1979

piątek, 27 maja 2011

różne wizje streeta.

O tym czym jest streetphotography, jak bardzo jej daleko czy blisko do fotografii ulicznej, jak ją nazywać i czy można mówić "strit" - to tematy, które w Miejscu fotografii już się pojawiały [książka, definicje]. Znacznie szerzej tematyką zajmuje się Snaps.pl.Wracamy zatem do tematu, nie po raz ostatni. Jest okazja. Po raz kolejny odbył się w Polsce konkurs pod hasłem fotografii ulicznej [galeria prac]. Jest zdecydowanie lepiej niż ostatnio, ale też brakuje serii, projektów czy wręcz wyzwań i pomysłów niesztampowych, wykraczających poza i tak szeroką definicję. Mamy tam zatem mnóstwo zdjęć z ulicy. Po prostu ulicy - latarnie, teatry, przechodnie.
Stąd propozycja alternatywnego choć trochę pokazu, "innego strita" w Miejscu fotografii. W podobnym czasie zgłosili się do nas autorzy zdjęć "ulicznych": Dariusz Majgier i Michał Napartowicz. Prezentujemy je poniżej - raczej w ramach "inbox" - czyli z komentarzem autorskim, bez naszej już analizy.
Prezentację "trochę innych stritów" otwiera zaś seria zdjęć Magdy Galas, pokazywanych podczas Fotofestiwalu w Łodzi (materiał prasowy festiwalu). Korzystając z funkcji "google street view" przetwarza i dodaje obraz od siebie. Warto podkreślić, projekt "Google Street View" Michaela Wolfa otwiera publikację "Streetphotography Now!", jest też pierwszym artystycznym projektem na tej aplikacji. Oczywiście podobnych przetworzeń jest teraz wiele..., np. jeden, drugi, i tak dalej, ale warto też zauważyć szaloną popularność śledzenia w całkiem innych okolicznościach, kompletnie abstrahujących od fotograficznego czy artystycznego przekazu [sam google podpowiada "goosle street view funny" albo edytorski zestaw: "10 niesamowitych momentów zarejestrowanych przez GSV".





Uniwersytet Artystyczny w Poznaniu, Magda Galas, Google street view, 60x146


Dariusz Majgier, Portrety Uliczne Nieznajomych
Dariusz Majgier, Portrety Uliczne Nieznajomych. Pytam o pozwolenie i w ciągu kilku sekund wykonuję portrety osób spotykanych na ulicy. Migawki z życia ludzi, pochodzących z różnych miast, z całego świata, zbiór fotografii o charakterze dokumentalnym - wyjaśnia autor.








Michał Napartowicz strona

blogspot w gliwicach



Z największą przyjemnością informuję o otwarciu nowej wystawy w Fabryce Drutu w Gliwicach. Wystawa Blogspot wpisuje się w tradycyjną już akcję Halo!gen - spotkania młodej zazwyczaj nieco off-streamowej sztuki wszelkich dziedzin, o fotografii właśnie, muzyki, kina itp.
Blogspot to autorski wybór fotografii (ponad 350! a więc jest to potężna dawka dobrej i bardzo ciekawie pokazanej fotografii) prezentowanej na osobistych blogach przez grupę młodych ale często już uznanych fotografów. Wśród nich znajdziemy Rafała Milacha, Barta Pogodę, Michała Łuczaka, a całość zestawiła Maga Sokalska, co dla mnie osobiście jest kolejnym powodem do radości.
Maga wybrała twórców, których często ad hoc wykonywane i niemal natychmiastowo publikowane w blogach zdjęcia pokazują prawdziwy a nie kreowany obraz ich życia, życia rejestrowanego przez aparat "tu i teraz". Kluczem do wystawy jest autentyczność przekazu. Całość składa się, w moim odbiorze, w arcyciekawy, szczery obraz młodej generacji właśnie wchodzącej w "prawdziwe" życie.

fot. Anna Bajorek


Oto co o wystawie mówi kuratorka Maga Sokalska:

Potrzeba notatnika, pamiętnika, dziennika, miejsca komunikacji - oto najczęstsze odpowiedzi na pytanie o przyczynę prowadzenia bloga fotograficznego. Na pierwszy rzut oka odpowiedź sensowna, dobre porównanie. Rzeczywiście jak w notatniku, a nie w składnym tekście - artykule, książce czy wypracowaniu, wybaczone są: nieregularność, przypadkowość, żart, niechlujstwo, brak, naiwność, "zbyt piękne", brzydkie.. Wszystko to “broni się”, bo koncepcja luźnej prywatnej wypowiedzi jest tak naprawdę sprawą wyłączną autora. Do tej pory jednak  takie właśnie rzeczy jak notes, pamiętnik, dziennik klasyfikowaliśmy jako prywatne, intymne.  Służyły nam jako zapiski do prac dalszych, a jeśli do publikacji to po gruntownej weryfikacji - zarówno przez nas samych czy wydawcę, jak i w dużej mierze przez czas. Więc dlaczego teraz autorzy dzielą się tym publicznie - w internecie, w tempie niemal natychmiastowym? Dlaczego sam “zapis” następuje właściwie na oczach odbiorcy?

fot. Michał Łuczak

Na wystawie Blogspot prezentuję fragmenty dziesięciu fotoblogów, których autorzy na codzień zajmują się fotografią. A ważny jest ich bardziej profesjonalny związek z fotografią ponieważ w pewien sposób zaznacza ich wizualną świadomość.  W swojej pracy czy też w autorskich seriach pokazywanych w galeryjnym świecie sztuki  przykładają dużą uwagę do jakości obrazu, spójności prezentacji oraz do jej zrozumiałości. Natomiast w przypadku bloga fotograficznego wielu z tych autorów pozwala sobie na masę niedopowiedzeń, bardzo często na eksperyment - zarówno wizualny jak i treściowy. Nie raz zdarza się, że tylko tutył  “wpisu”  lub zwięzły opis naprowadzają nas na miejsce i sytuacje, w których fotografie zostały zrobione. Bez nich oglądający często trafia na zagadkę, której rozwiązaniem są właściwie tylko jego wrażenia i emocje jako widza.

fot. Rafał Milach

Niezaprzeczalnie blog jest miejscem, tablicą, punktem gdzie ich autor opowiada o sobie samym - często w bardzo subiektywny sposób,  dopuszcza nas do swojego świata i dzieli się doświadczeniem, ale dozuje nam te historie... kadrem, ilością zdjęć,  i wreszcie czasem oczekiwania na kolejny post.
Ta wystawa nie daje gotowych odpowiedzi. Ma być bardziej pytaniem o zjawisko, które wraz z intensywnym rozwojem świata wirtualnego rozwinęło się w ciągu ostatnich kilkunastu lat, o nową formę, która wykorzystywana jest przez jej użytkowników w co raz bardziej świadomy sposób.

Polecam gorąco.

Autorzy: Anna Bajorek, Karol Grygoruk, Marcin Grabowiecki, Monika Kotecka / Kama Rokicka, Rafał Milach, Marcin Morawicki, Michał Łuczak, Bart Pogoda, Silvia Sencekova, Karolina Zajączkowska

Wernisaż dzisiaj (27.05.11) o 18:00 do 19 czerwca o 18:30
Stara Fabryka Drutu
Dubois 22
Gliwice


poniedziałek, 16 maja 2011

ważne, ważniejsze, najważniejsze

Yevgeni Khaldei, Zatknięcie flagi na Reichstagu, Berlin, 1945 © Yevgeni Khaldei  / materiał prasowy Atlas Gallery

Ważne zdjęcia - to ciekawa kategoria. Każdy ma swoje własne, nawet często nie zdając sobie sprawy. Wśród ważnych zdjęć mamy z pewnością wizerunki bliskich ale i szczególne momenty historii ogólnej. Te ważne zdjęcia możemy posiadać na wyłączność lub współdzielić w zbiorowej pamięci. Każda wystawa "ważnych zdjęć" jest zwykle szalenie interesująca i budzi mnóstwo zastrzeżeń. Zestawy "najważniejsze zdjęcia" dnia, tygodnia, dekady, stulecia czy z podziałem na kategorie, narodowości, geografię nigdy nie zaspokajają. Każdy oglądający ma inne wyobrażenie o najciekawszych fotografiach.

Temat ikoniczności zdjęć, ledwie zaczęliśmy w Miejscu fotografii - od lektury "No Caption Needed" Roberta Hariman i John Louis Lucaites. W londyńskiej Atlas Gallery można do 28 maja podziwiać selekcję najciekawszych zdjęć "naszych czasów". Wśród autorów - same sławy: Eddie Adams, Robert Capa, Alfred Eisenstaedt, Josef Koudelka, Don McCullin, James Nachtwey, Mark Power, Eliott Erwitt, Eugene Smith, Leonard Freed,  a także - czy przede wszystkim same znakomite zdjęcia, autorów - przysłowiowej "jednej piosenki" jak Alberto Korda czy Abraham Zapruder.
"Momenty naszych czasów" w podtytule  "Fotografie, które definiują nowoczesną historię" to wystawa "hitów", obrazów, które wszyscy dobrze znamy. Jest portret che Guevary, zatknięcie flagi na Reichstagu, D-Day, "Przypadkowy Napalm" itd. Znajduje się tu pewien zbiór prawdopodobnie-ikon - zdjęć, któe wystarczy opisać opatrzonemu odbiorcy kultury, by ten wobraził sobie i przypomniał kompozycję. Znacznie trudniej wówczas przypomnieć sobie konkretne wydarzenie i jego datę, nie mówiąc o genezie czy skutkach czy nazwisku autora.
Ikoniczne zdjęcia charakteryzuje jeszcze jeden drobiazg - historie, które nawarstwiają się wokół samej fotografii, motywu czy sposobu utrwalenia obrazu. Mówiąc o "D-day" ze zdjęć Capy często wyjaśniamy, że to był jedyny fotograf w tym miejscu, że ocalało tylko 11 kadrów. Wspominając ujęcie Ewgenija Khaldei'a wszyscy "pamiętamy" o zegarkach wyretuszowanych z ręki żołnierza, czasem także fakt, że zdjęcie upozowano wedle wydarzenia z dnia poprzedniego. Każde ikoniczne zdjęcia ma taką właśnie swoją drugą historię. Każde ważne zdjęcie. Czyż przeglądając album rodzinny nie wyjaśniamy podobnie - kto, co i dlaczego?
Joe Rosenthal, Marines z 28 Pułku z 5 Dywizji zatykają amerykańską flagę na szczycie góry Suribachi, Iwo Jima, 1945 ©AP / materiał prasowy Atlas Gallery

Eddie Adams, Street Execution of a Viet Cong Prisoner, Saigon, 1968 © AP / materiał prasowy Atlas Gallery

Odcisk buta Aldrin'a, Apollo 11, 1969 ©Michael Light / materiał prasowy Atlas Gallery

Ikoniczność zdjęcia zależy również od tego jak jest dobre oraz jak często zaatakuje nasze oczy. Można śmiało powiedzieć, że oficjalne portrety Bolesława Bieruta czy analogicznie portret Aleksandra Łukaszenki to zdjęcia-ikony. Mało kto pamięta czy wie, któ je wykonał, wszyscy zaś wiążemy z nimi jakieś wspomnienia, oczywiście - ikoniczne fotografie nie muszą być miłe oku i pamięci. Zdjęcia szeroko omawiane i dyskutowane mają też większą szansę się zapamiętać. Tak było chociażby z fotografią Thomasa Hoepkera.


 Thomas Hoepker, 11 września 2001, New York © Thomas Hoepker/ Magnum Photos / materiał prasowy Atlas Gallery
Przeglądom "dorobku" roku sprzyja głównie jego schyłek, w końcu grudnia zatem wszystkie agencje fotograficzne i gazety przygotowują własne zestawienia. Celuje w tym w Polsce Agencja Gazeta - wydając rok w rok albumy, kalendarze czy wreszcie organizując wystawy objazdowe. Jest też jeden zbieg okoliczności, związany z przeglądem ważnych fotografii - do końca tygodnia na Skwerze Hoovera w Warszawie kolejni fotografowie Gazety Wyborczej prezentują swoje najlepsze zdjęcia (wyboru dokonali Dominique Roynette i Piotr Wójcik - kuratorzy wystawy z Zachęty "Ludzie, przemiany, wydarzenia. 20 lat fotografii Gazety Wyborczej oraz zeszłorocznej wystawy "Czas, ludzie, wydarzenia"). Odbyło się już spotkanie z Krzysztofem Millerem i Adamem Golcem. Jutro gościć będzie Kuba Atys [poniżej zdjęcie - zwycięzca w kategorii Sport w konkursie Grand Press Photo 2011], dalej Sławomir Kamiński i Wojciech Olkuśnik (środa, 18 maja), Renata Dąbrowska i Damian Kramski (czwartek, 19 maja) oraz Bartłomiej Barczyk (piątek, 20 maja). A za "chwilę" (wszystkie spotkania o 21) Michał Mutor, do zobaczenia.



Kuba Atys, Oslo. Pokonana Justyna Kowalczyk i zwycięska Norweżka Marit Bjoergen na mecie biegu na 10 km podczas mistrzostw świata w biegach narciarskich. 28 lutego 2011 © Agencja Gazeta

Krzysztof Miller, Czeczenia © Agencja Gazeta



środa, 11 maja 2011

Twoja religia? jestem fotografem!


Chauvel Patrick, Reporter wojenny, tłum. Melech Wiktoria, Wydawnictwo Albatros Andrzej Kuryłowicz, Warszawa 2005
Autor: Patrick Chauvel. Reporter wojenny. Obywatel Francji urodzony w 1949 roku. Pochodził z rodziny dziennikarzy i dyplomatów. Człowiek, który fotografował konflikty w ciągu ponad 35 lat. Trudno właściwie streszczać w kilku zdaniach kim jest, skoro przekazuje czytelnikowi swoje wspomnienia spisane na kilkuset stronach.

Biografia Chauvela napisana jest w brawurowym tempie, barwnym językiem ze znakomitymi szczegółami. Jest w niej ból i zniecierpliwienie, ciekawość i kurz, huk wystrzałów i łoskot deszczu w dżungli. Są też emocje, pragnienia, wątpliwości. Można się zagubić co prawda w czasie historycznym, ilości żon, dzieci i szefów samego autora, lecz pełno jest scen tak namacalnych, filmowych, w których autor odsłania kulisy powstawania zdjęć oraz trud informowania o wydarzeniach.

Przedmowa: Pierre Schoendoerffer, czyli francuski reżyser, autor „Pożegnania króla”, przyjaciel rodziny Chauvel’ów. W dużej mierze to dzięki niemu Patrick zainteresował się dziennikarstwem, a szczególnie tą częścią reportażu.

Wydanie – szata graficzna i opisy zdjęć – sprawia wrażenie dobrej prozy sensacyjnej z pogranicza faktów. Podkreśla to jeszcze slogan umieszczony na ostatniej stronie okładki: Patrick Chauvel, fotoreporter, świadek ciemnej strony historii…

Zdjęcia/na okładce: 33 sztuki plus jedno z okładki. Większość kolorowych. Kilka archiwalnych, na których jest sam autor. Takie zdjęcie jest też na okładce, niestety opisane jedynie „archiwum autora”. Z tekstu jednak domyślać się można, że na fotografii widnieje waśnie Chauvel, ranny w Kambodży w 1974 roku, prawdopodobnie zdjęcie wykonał Al Rockoff. [niestety w książce funkcjonujący jako „Rokoff” i tak bez wyraźnego autorstwa; postać Rockoff’a odzwierciedlona została w filmie „Pola śmierci”, zagrana przez Johna Malkovicha]. Zdjęcia wydają się pełnić rolę czysto ilustracyjną, nie mają opisów, nie wiadomo kto je de facto zrobił, kiedy, gdzie?

Grupa docelowa: każdy miłośnik reportażu zarówno fotograficznego jak i literackiego oraz, a może przede wszystkim każdy marzący o karierze fotografa wojennego. Każdy, kto używa aparatu fotograficznego by przekazać wieści o świecie, może coś zmienić za pomocą zdjęć, każdy rewolucjonista i wreszcie każdy kto lubi sensację historyczną jako gatunek literacki.
Marzący o karierze fotografa wojennego, o ile ktoś taki jest, powinien tę lekturę przerobić bardzo skrupulatnie. Chauvel bowiem nie jest postacią wybitną, nie zaliczamy go do wielkiej historii fotografii. Sam nie uważa się za bohatera ani rewolucjonistę. Stąd wynikają pewna trudność: na próżno szukać potwierdzenia faktów opisanych przez autora. Jesteśmy ciągle na zapleczu konfliktów, nawet jeśli jesteśmy na froncie, w pierwszej linii ostrzałów, w ważnych historycznych chwilach – i tak nie znamy tych zdjęć. Te wydarzenia zapisały się w pamięci innymi kadrami, akurat nie Chauvela. Relacjonować to wszystko? Dla kogo? W jakim celu? Udaje mi się niekiedy zrobić dobre zdjęcia jak innym, trzeba się tylko dobrze skoncentrować. Jednak zdjęcie zbyt dobre nie jest zwykłym odbiciem rzeczywistości, fotograf wkłada w nie zbyt wiele własnej inwencji /s.95/.

W książce znajdziemy w równej mierze zachętę co przestrogę, pochwałę i przekleństwo zawodu fotoreportera. Oglądając zdjęcia bodaj najwybitniejszego a z pewnością najbardziej rozpoznawalnego fotografa wojennego na świecie Jamesa Nachtwaya (czy chociaż film o nim) oczywiście przy całym obrzydzeniu i trwodze, ma się jednak ochotę zmienić tryb życia, iść i dokumentować, robić zdjęcia i tym samym zmieniać świat, a przynajmniej zwracać oczy ludzi na problemy i konflikty. Chauvel daleki jest od takiej postawy. Swoją pracę traktuje jak uzależnienie ale i jako zawód. To robi, bo to umie. Zna się na tym i to lubi. Robi zdjęcia i… nie zarabia, nie wydaje albumów, nie ma wystaw, rzadko publikuje, jego życie rodzinne jest w nieustannej ruinie a sam żyje z chwili na chwilę, w ryzyku, w strachu, w drodze. Co więcej Chauvel odsłania swoje myśli i wątpliwości, problemy z życiem codziennym w warunkach wielkomiejskiego spokoju. Okazuje się, że nie ma tu miejsca na bohaterstwo, że wojny, które widział odcisnęły się głęboko w nim samym.

- Your religion?

- I am photographer. /s.36/

Chauvel z lekkością i bez złudzeń podejmuje tematy ważne dla fotoreportażu: etyka, bezstronność, dostęp do informacji, przygotowanie psychiczne. Dziennikarstwo to wariacki zawód, a czasem wręcz robi z człowieka wariata. (…) Przez tydzień po powrocie dziwnie się czuję. Śpię na podłodze, bo nie mogę zasnąć w łóżku /s. 202/. W wielu miejscach zadziwia, w innych przeraża, czasem opowiada żarty. Chauvel odsłania czasem ponurą praktykę, by nie rzec rutynę swojego zawodu. Autor miał wiele szczęścia, może nie w swojej karierze fotograficznej, ale na pewno w całym swoim życiu – omijały go różne pociski, miny i zasadzki, niebezpieczeństwa i nieporozumienia, wszystkie te fascynujące historie znajdziecie właśnie w jego autobiografii.
- Co pan wiezie?

- Wojny, morderstwa… Może nawet kilka przykładów korupcji w policji.

- Proszę wysiąść z wozu. /s.143/

sobota, 7 maja 2011

wernisaż "Fado das Sextas"

Joanna otworzyła ostatnio malutkie pudełko z nazwą "chwalimy się", poczułem się wobec tego zachęcony do podzielenia się na łamach Miejsca Fotografii moją radością z powodu dzisiejszego wernisażu mojej wystawy "Fado das Sextas".





"Fado das Sextas" jest pierwszym publicznie pokazanym efektem mojego wielomiesięcznego pobytu w portugalskich górach prowincji Beira. Odkryłem tam dla siebie istniejący od lat nieznany i zamknięty świat fado vadio, świat nocnych spotkań miłośników prawdziwego (jak mówią) fado, spotkań w zadymionych tascach, czasami niezbyt legalnych (pozbawionych koncesji) małych dziuplach, gdzie króluje śpiew na żywo i guitarra portuguesa, miejsca w których nazwiska Marizy czy Dulce Pontes wywołują nieco pobłażliwy uśmiech.



Otwarcie wystawy, połączone z koncertem fado na żywo oraz prezentacją multimedialną  z oryginalnymi nagraniami z fotografowanego miejsca, dzisiaj w Galerii "A Cadeira de Van Gogh" w Porto, Rua do Morgado de Mateus, 41 - niedaleko FBAUP - Metro Campo 24 de Agosto. Początek o 21.30, wszystkich goszczących dzisiaj w Porto zapraszam serdecznie.





Nieco skromniejsza wersja wystawy zostanie niebawem pokazana w Gliwicach podczas Nocy Galerii.