czwartek, 1 grudnia 2016

Paris Photo 20ty raz




Paris Photo – czyli najważniejsze targi fotograficzne na świecie odbyły się właśnie po raz 20ty. Właściwie nie było ani huczniej, ani więcej. Nic nie wskazywało na jakąś specjalną edycję. Co roku coś się tam zmienia, ale żeby zaraz wielki jubileusz?

20ta edycja targów to 153 galerie i 30 wydawców. Do tego, jak co roku ekspozycja nagrody Paris Photo-Aperture Foundation Photobook Awards, a także prezentacje partnerów: JP Morgan, BMW,  Leica, Huawei. Plus, i to warte odnotowania – drugie piętro oddane Centre Pompidou oraz artystom na solowe prezentacje. Relacje z targów to zwykle wylistowanie największych cen i wskazanie najciekawszych prac [zależnie od relacjonującego]. Bywa też obecny akcent narodowy, czyli podkreślenie udziału artystów z danego kraju. Kolekcjonerzy raczej tam jednak byli i ceny widzieli sami, o tym, co najciekawsze moglibyśmy długo się spierać, a wynajdywanie polskich akcentów nigdy nie było jakoś moją domeną. Poprzestanę na relacji oczywiście osobistej, opartej na zdziwieniach, a tych sporo. 

 Zofia Kulik 

Najmilszym zaskoczeniem było obejrzenie jednego z fotodywanów Zofii Kulik na piętrze pałacu w przestrzeni Galerii Żak & Branicka. Monumentalne dzieło, idealnie tam pasowało. Obok za ścianą wystawa najciekawszych nabytków do kolekcji Centre Pompidou z ostatnich 10 lat, „The Pencil of Culture” [wystawę przygotowali: Clément Chéroux & Karolina Ziębińska-Lewandowska]. Niełatwa do złożenia w całość sprawa, wielkie nazwiska artystów. A na okładce katalogu zdjęcie Anety Grzeszykowskiej [projektowała Kasia Kubicka]. Sporo akcentów polskich, na które wcale miałam nie zwracać uwagi. To jeszcze tylko jeden drobiazg z tego piętra, na dokładkę i deser zarazem, przyklejony i dodany rzutem na taśmę: Tomasz Gudzowaty. Za przestrzenią oddaną artystom, w drodze do VIP Lounge, po minięciu przemiłej obsługi, w wąskim korytarzu, między wejściami na lewo i prawo zawisło dosłownie kilka prac Gudzowatego. Nawet nie było jak odejść, żeby się w nie napatrzeć. A, zmieściły się też dwie książki, wydane przez Steidl włożone w ciężkie ramy. Tak, zamknięte książki, wiszące w ramie na ścianie, za szkłem. No co w tym dziwnego?! Wystawka.
Z przemiłych zadziwień to jeszcze Lartigue w kolorze!!!! A Egglestone z żarówką nie na czerwonym, oczywiście tle, tylko ciemnym niebieskim!
William Egglestone

Jacques Henri Lartigue

Najważniejsza alejka na Paris Photo, to te ogromne przestrzenie na samym środku. Zawsze tutaj znajdują się największe galerie, do których nim się wejdzie sprawdza się stan garderoby, poprawia włosy, nie będąc do końca przekonanym czy aby można wejść. Tym razem na wejściu uplasowała się galeria z Azji a ściany wyłożyła ugniecioną folią aluminiową, ok… Obok jednak, też na samym wejściu galeria z pracami Sally Mann. Pięknie, pięknie, dopóki słońce nie wyszło. Cóż to musiało być za zdziwienie dla galerzystów gdy sufit Grand Palais okazał się być przeszklony całkiem, a słońce okazało się operować jak w pogodny listopadowy dzień?! Prace Mann przygrzane i przypieczone słońcem zaczęły się pocić i to dość widocznie, na każdej pracy sporo kropel pod szkłem. Zostały zdjęte do cienia, a galerzyści z rozłożonymi rękami z bezsilności witali przechodzących. Trochę śmiesznie, a trochę strasznie. Bo jeśli na tych targach (żeby się tam dostać z galerią trzeba przejść sito i mnóstwo zapłacić), w środkowej alejce (czyli zapłacić wielokrotność mnóstwa) zdarzają się takie rzeczy, to chyba coś jest nie w porządku. Może to wszystko efekt kryzysu? Zeszłorocznego zamknięcia targów w połowie ich trwania? Stąd ponoć brak imprezy Los Angeles Paris Photo. Może i stąd wiele najważniejszych galerii zamiast w głównej alei Grand Palais, tym razem pokornie znalazły miejsca losowe w głębi pałacu?

 
prace Sally Mann

Ogromnym zdziwieniem było odnalezienie klasycznej już, znakomitej pracy Edwarda Ruscha "Every Building on the Sunset Strip". Książka, w oryginale robi niebywałe wrażenie. Napisano o niej mnóstwo, wielu naśladowało. Ostatnio zasłyszałam z tak zwanych świeżych i modnych porównań - taki googlestreetview tylko pół wieku temu i w postaci książki. Zdziwienie nie dotyczyło oryginału, lecz remake'u!Jedna z wersji "Hollywood Boulevard" wtedy i dziś. I dwie wersje - czarnobiała, oryginalna i obok kolorowa, współczesna. Pierwsze co pomyślałam, przyznaję, słaby żart pokazywać to razem, tak na ścianie. Kilka lat temu wydawnictwo STEIDL przygotowało wraz z artystą jedną z wersji, nową książkę, po kilkudziesięciu latach Ruscha wrócił do pracy nad publikacją. Jeszcze książka...Ale już książka w wersji kolekcjonerskiej, specjalnej, a jeszcze ściana? Cóż, to zasłyszane porównanie nagle zaczęło bardziej znaczyć i zastanawiać nad celem. Takie przypomnienie, że mistrz żyje? 
Ed Ruscha


Aż przypomniał mi się drobny żart, mem, viral, niedawno podgrzewał łącza. Ktoś położył okulary na podłodze w galerii, pamiętacie? Takie obrazowe nieporozumienie co można w galerii trafić i jak powinno się reagować. Na Paris Photo nie dziwią, chyba faux pas jeśli by dziwiły - porwane odbitki, przestrzelone prace i stojące na podłodze zdjęcia. Całe targi przesiąknięte intencjonalnością. Przestrzelone zdjęcia - owszem, widać dziury jak na tarczy strzelniczej, "wydają się" być zamierzone. Porwane baryty, po 35000 euro za sztukę, chyba też intencjonalne - choć już trudniejsze do pojęcia, objęcia, zrozumienia. Zdjęcie na podłodze, nawet było ich wiele. Niektóre nie mieściły się na ścianach. Niektóre - jak to tutaj, zdaje się, że zakrywał telefony w ładowaniu ;) Intencjonalnie również. Przecież. [na dokumentacji samej galerii - jakoś nie ma śladu po tej intencjonalności, well]  
  Jurgen Teller

To, co jednak najbardziej rzuciło mi się w oczy podczas tegorocznej edycji, to ramy. Serio, znaczy były świetne zdjęcia, tu i ówdzie. Wszystko grało, czasem. Ale wiele zdziwień dotyczyło ram. Z tak zwanym grande finale i opadem rąk, gdy jednak znalazłam antyramy na Paris Photo! Po kolei jednak. Mam nieodparte wrażenie, że część tych zabiegów z ramą było tylko by zwrócić uwagę. Nie jest to naganny cel przecież, targi, tysiące zdjęć do obejrzenia w krótkim czasie. Warto się wybić, zaznaczyć?!
Alexander Gronsky



Douglas Lance Gibson

Były z tych ciekawszych ramy dzielące obrazy (serio, nie dotarłam do znaczenia), zaciekawiające kształtami, formami, kolorami i materiałami (metal nawet często spotykany, ale kamień?!). Obraz czasem "wychodził" na ramę, innym razem opis został zawarty w ramie. Mniej lub bardziej trafione oprawy. Czasem rama tworzyła dodatkowe znaczenie, przechodziła w drugą, mieszały się. 

  
John Copans

Taryn Simon

Susan Derges

Lynne Cohen

Noe Sendas

 Thierry Struvay

Lynne Cohen


Richard T. Walker
Inka & Niklas

I grande finale: antyramy! Czyli - jak nigdy nie oprawiać zdjęć, tu przykład z samej góry, z Paris Photo. No nie wiem, nie wiem...Zostanę przy swoim zdaniu.

Luis Molina-Pantin

Paris Photo to także książki, ale o nich następnym razem. O imprezach towarzyszących też. Już nie będzie tak śmiesznie.


3 komentarze:

  1. Gratuluję bloga! Interesujące miejsce. Tak sądzę, że będę tutaj częstszym gościem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Trafiłem tu przez Marka Arcimowicza repost na Facebooku, ciekaw zdania o antyramach, stojąc w obliczu prac wykończeniowych po remoncie mieszkania. I pomysł powieszenia "złamanego" zdjęcia w kącie pokoju (Douglas Lance Gibson) mnie zachwycił. Bardzo dziękuję! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. W sumie nie słyszałam jeszcze o tych targach fotografii :) ale jak to wiadomo człowiek całe życie się uczy :) Dzięki za wpis, który wywołał u mnie zainteresowanie :)

    OdpowiedzUsuń