poniedziałek, 6 kwietnia 2020

Podwójna pamiątka.

Para na ulicy, Europa Środkowo-Wschodnia, 1918-1939 / z archiwum jk


Jesteśmy na ulicy jednego z europejskich miast. Między wojnami. Patrzymy na przemiłą parę elegancko (na miarę ich możliwości) ubranych ludzi. Stoją na ulicy, nawet nie na chodniku. Pozują. Mężczyzna o drobny krok naprzód od kobiety. Brat i siostra? Mąż i żona?
Patrzymy na tak zwaną 'ulicówkę' - zdjęcie wykonane przez fotografa ulicznego, w tym dawnym rozumieniu. Fotografa, który podczas dni świątecznych przemierza główne ulice miasta z aparatem, robi zdjęcia ludziom najczęściej idącym, potem wręcza wizytówkę - by klient odebrał nazajutrz z zakładu swoją fotografię. Nazywano ich lajkarzami, bo uzbrojeni byli najczęściej w małoobrazkowe aparaty Leica.
Sprawa szczególnie modna w latach dwudziestych XX wieku. W latach 30. była już bardzo nużąca przechodniów. Mnóstwo fotografujących, wręcz nagabujących i przeszkadzających w spokojnym niedzielnym spacerze.
Jest coś niepewnego w wyrazie twarzy mężczyzny. Dlatego stawiam, że to krewny świetnie ubranej pani. Przyjechał może w odwiedziny, zobaczyć miasto? Zza ramienia bohatera wygląda, niestety już w nieostrości, mężczyzna ubrany zdecydowanie lepiej. Czarny płaszcz, cylinder. Patrzy na scenę. Znów mój - pojawiający się, photobombing!
Co najciekawsze dla mnie, to oczywiście sam układ fotografii. Sam papier. Na nim naświetlono to samo zdjęcie podwójnie. Tymbardziej myślę sobie, że to krewni na zdjęciu - poprosili o dwa egzemplarze, które docelowo miały się znaleźć w dwóch domach.
Fotograf, zakład fotograficzny, laboratorium nie miewało w standardzie oddawania w ten sposób zdjęć. Tez ciekawe, że przez ostatnie powiedzmy 90 lat nikt tego papieru nie tknął nożyczkami. Nie rozdzielono tych zdjęć. Nie włożono go do albumu ani do ramki. Schowano pewnie ... no właśnie gdzie? Coś mi się wydaje, że dotarło do mnie bardziej z archiwów fotografa, niż tej rodziny. [Poprzez antykwariat, itd...] Fotograf oddając klientowi prace, przeciąłby te zdjęcia.

Popatrzmy na koniec jeszcze na odwrócone zdjęcie. Tak dla upewnienia się, że patrzymy na dwie kopie na jednym papierze. Ach! Jeszcze mamy tu niebieską plamę. Może jakiś tusz się rozlał, jakaś kropla chemikaliów? Nie jest to przyczyna nieoddania fotografii. Tymbardziej, gdyby zdjęcie trafiło do użytkownika, odcięto by zapewne 'dobre' zdjęcie. Plama też wydaje się nowsza, dużo młodsza niż sam papier-zdjęcia. Może jakiś tusz się rozlał w szufladzie?

A co to za miasto? Bardzo trudno identyfikować. Może być Wrocław, może Kraków, równie dobrze Lyon, Wiedeń, Londyn... Okazały gmach za plecami pozujących to po prostu neoklasyczny pałac miejski, jakich mnóstwo do dziś w Europie. Ale może ktoś jednak rozpozna?

- - - - - - - - - - -
Raz na jakiś czas patrzę dłużej na zdjęcia, które trafiają mi w ręce. Dzielę się spostrzeżeniami, zapraszając państwa do patrzenia dłużej na zdjęcia, na te, lub inne, na własne archiwa, na to, co miga nam codziennie przez internet przed oczami. 

2 komentarze:

  1. Nie mam pojęcia, gdzie mogła być wykonana ta fotografia. Tak jak zostało wspomniane, to mogło być wszędzie. Jeśli to była by np. Warszawa to jest bardzo prawdopodobne, że budynek w tle już nie istnieje, biorąc pod uwagę, jak bardzo stolica była zniszczona przez działania wojenne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakby było więcej komentarzy to na pewno było by bardzo dobrze. Ten blog oceniam bardzo wysoko.

    OdpowiedzUsuń