czwartek, 10 lutego 2011

podsumowanie 2010: plus i minus: cz.2.

Oto druga część podsumowań 2010 roku. Plusy i minusy od Agnieszki Gniotek (Fotoconnect), Witolda Kanickiego (galeria PF i Kwartalnik Fotografia) i Zbigniewa Tomaszczuka (Camer@obscura). Na deser też od "miejsca fotografii": Wojtek Sienkiewicz (obrazowy terroryzm) i Joanna Kinowska.

Witold Kanicki / Galeria Fotografii pf w Centrum Kultury „Zamek” w Poznaniu, Kwartalnik Fotografia

„Pozytywem” ubiegłego roku okazała się wzmożona obecność polskich fotografów na arenie międzynarodowej. W tej materii szczególnie cenne i długofalowe korzyści wynikać mogą z uczestnictwa polskich galerii w Paris Photo. Pokazuje to zarazem siłę kilku młodych polskich instytucji prywatnych i pozarządowych zajmujących się fotografią.

Pomimo takich, wciąż marginalnych działań, „negatywem” jest kiepski stan polskiej fotografii w ogóle. I nie dotyczy to bynajmniej obecności nowej, ciekawej fotografii, czy prężnych festiwali (krakowski Miesiąc Fotografii czy łódzki Fotofestiwal), co raczej częstego wciąż promowania miernoty; nie najlepszej kondycji państwowego szkolnictwa artystycznego, w którym całkowicie brakuje fotograficznych osobowości; wielu słabych wystaw i – powiedzmy to sobie szczerze – ogólnego zacofania...

 
Agnieszka Gniotek / www.fotoconnect.pl
Jak wyglądała sytuacja w Polskiej fotografii w roku 2010? Odpowiadając najprościej – bez zmian w stosunku do lat ubiegłych. Wydarzyło się kilka istotnych faktów, zaistniały nowe zjawiska, ale nie na miarę zmian wstrząsających, które radykalnie odmieniłyby sytuację artystyczną czy rynkową fotografii.
Pozytywy 2010 r.
1. Bardzo istotnym faktem dla popularyzacji fotografii, jako przedmiotu kolekcjonerstwa, a tym samym docenienia tego medium w obrocie rynkowym, aukcyjnym, galeryjnym itp. i jego prestiżu w szeroko pojętej dyskusji o sztuce współczesnej były dwie wystawy przygotowane w oparciu o prywatne zbiory poznańskiego kolekcjonera Cezarego Pieczyńskiego. Obie odbyły się niemal równolegle (wrzesień-listopad 2010), co też nie jest bez znaczenia, bo świadczy o niebagatelnej zasobności tej kolekcji. Pierwsza miała miejsce w Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie, druga w Muzeum-Pałacu w Wilanowie czyli w Warszawie. Obie doskonale przygotowane, opatrzone świetnie wydanymi katalogami, znalazły szeroki oddźwięk medialny. Takie prezentacje to niewątpliwie realna zachęta sprzyjająca kolekcjonowaniu fotografii w rozmaitych jej przejawach.

2. Ukazała się na rynku książka Adama Mazura „Historie fotografii w Polsce 1839–2009” wydana przez Fundację Sztuk Wizualnych. Jest to subiektywne ujęcie historii polskiej fotografii, nie pretendujące do roli podręcznika, niemniej jednak wobec faktu, że nie została u nas nigdy wydana żadna kompletna historia polskiej fotografii, jest to książka bardzo potrzebna, porządkująca wiele faktów, oczekiwana. Do tego świetnie napisana i zawierająca znaczną ilość ilustracji. Jej ukazanie się cieszy bardzo, choć szansa, że w ślad za nią pojawi się podręcznikowe kompendium polskiej fotografii w ujęciu historycznym jest niestety nikła.

3. Polską obecność na najważniejszych światowych targach fotografii Paris Photo w sekcji Europa Centralna można ocenić różnie. Umieszczam ją w pozytywach, bo sam fakt jest zdecydowanie pozytywny i bardzo cieszy. Czy tę obecność wykorzystaliśmy dostatecznie to już inna sprawa. Marzeniem było, aby Polska samodzielnie stała się gościem honorowym targów. To się nie udało. Musieliśmy podzielić się przestrzenią targową i uwagą widzów z galeriami z Czech, Węgier, Słowacji, Słowenii. Na ich tle wypadliśmy nie najgorzej, przede wszystkim dlatego, że i ich propozycje do szczególnie podniecających, rozbudowanych i zaskakujący nie należały. Obecność tylko trzech galerii: warszawskich – Asymetrii i Czarnej oraz ZPAF i -Ska z Krakowa to za mało, aby polska fotografia zaistniała w powszechnej świadomości światowych kolekcjonerów. Polski program towarzyszący targom: dodatkowe wystawy, dyskusje, prezentacje i program wideo nie wywarł na francuskich mediach i światowych znawcach fotografii socjalnego wrażenia. A na starcie potencjał był duży: Szymon Rogiński nominowany został do prestiżowej nagrody BMW, a fotografia autorstwa Buczkowska/Dzienis promowała cały centralno-eupropejski blok na drukach i w mediach. Nasza obecność w Paryżu to bardzo istotny pozytywny fakt, ale także szansa zbyt mało wykorzystana. A może mam zbyt wielkie oczekiwania?

Negatywy 2010 r.
Rynek fotografii kolekcjonerskiej w Polsce istnieje, choć ciągle w bardzo niewielkim wymiarze. Ponieważ jest mały i wątły, każde wydarzenie bardzo istotnie wpływa na zmianę jego kondycji. Złe posunięcia mocno go osłabiają, dobre fundują szybką hossę. Dobrych niestety ostatnio prawie nie ma. Galerii specjalizujących się w sprzedaży fotografii jest niewiele. Wobec tego główną spiralą rynku są aukcje. W sposób regularny realizuje je w zasadzie wyłącznie Artinfo.pl we współpracy z Domem Aukcyjnym Rempex. Niestety ostanie edycje aukcji Fotografia Kolekcjonerska, szczególnie te zrealizowane w 2010 r. były bardzo słabe, i to pod wieloma względami. Silnie niezadowalający był wynik sprzedażowy. I to przede wszystkim oceniają media i klienci, zazwyczaj nie zastanawiając się nad przyczynami tego faktu. A są one różne i niekoniecznie wynikają z braku zainteresowania fotografią, jako przedmiotem kolekcjonerskim. Natomiast kiedy oferta jest nieatrakcyjna, brak w niej kolekcjonerskich perełek przyciągających kupujących jak magnes, ceny są ustalane niewłaściwie (zbyt wysokie, ale też i zbyt niskie, nie oddające prawdziwej wartości oferowanych prac), a na aukcji powszechną praktyką jest licytacja cen w dół (czemu tego nie robić, skoro wg regulaminu można?), to aukcja taka nie ma szansy powodzenia. Nie zainteresuje kolekcjonerów, odbija się kiepskim echem w mediach. Ogólnie źle służy promocji kolekcjonowania fotografii. Aukcje fotografii są potrzebne, bardzo. Najbardziej spektakularnie zwracają uwagę na ten segment rynku. Artinfo.pl ma w ich przygotowywaniu największe doświadczenie. Obniżenie poziomu ich oferty po prostu smuci. Może warto zastanowić się nad zmianą formuły, poszukać wzorców zagranicą, zrezygnować z licytacji w dół, ograniczyć ilość oferty na rzecz jej jakości, silniej postawić na promocję wśród osób młodych.
2. Obniżenie poziomu Miesiąca Fotografii w Krakowie było w tym roku niestety zauważalne. Wiem, że krytykuje się łatwo, a zrobienie takiej imprezy jak krakowska to ogromny wysiłek finansowy, organizacyjny, koncepcyjny. Do tej pory Miesiąc rozgrywał swój program na dwóch biegunach – jednym było zaproszenie zagranicznej fotografii narodowej w roli gościa, i pokazanie jej wieloaspektowo, na kilku przynajmniej wystawach; drugim zagadnienie problemowe ukazane na przykładzie wystaw kuratorskich z silnym koncepcyjnym piętnem. W tym roku fotografia brytyjska pochłonęła wszystkie siły organizatorów. Zaprezentowana została rewelacyjnie (może z wyjątkiem wystawy w Muzeum Narodowym w Krakowie, nazbyt oczywistej, skierowanej do masowego odbiorcy), ale „pożarła” problemową część imprezy. Bardzo szkoda, bo gość narodowy to specyfika nie-specyficzna niemal każdego polskiego festiwalu fotografii, a krakowskie wystawy kuratorskie wyjątkowa wartości Miesiąca. Mam nadzieję, że w 2011 r. koncepcja dwubiegunowa powróci, czego organizatorom, sobie i wszystkim miłośnikom fotografii gorąco życzę.

3. Ogólna stagnacja – tak odbieram 2010 r. Może znowu mam zbyt duży apetyt, ale wrażenie niedosytu po ostatnich 12 miesiącach pozostaje. Nie było to rok imprez rozgrywanych w trybie biennale, nie spotkaliśmy się ani w Poznaniu, ani w Bielsko-Białej. Tak musi być. Ale zabrakło też ważnych fotograficznych wystaw w dużych instytucjach galeryjnych, na rynku wydawniczym pojawiło się stosunkowo niewiele publikacji, a te które zaistniały to zazwyczaj zbiory przedruków tekstów wcześniej publikowanych w internecie, katalogach wystaw, w materiałach posympozjalnych. Bardzo potrzebne, ale trudno się nimi jakoś specjalnie ekscytować. Zabrakło też wywrotowych projektów indywidualnych autorstwa polskich fotografów, które komentowalibyśmy z wypiekami na twarzy. Mam nadzieję że to cisza przed burzą która czeka nas w roku bieżącym. Wiele obiecuje sobie m.in. po Kamilu Strudzińskim, Filipie Berendtcie, czy Michale Grochowiaku.


Zbigniew Tomaszczuk / Camer@obscura
Za najciekawszą wystawę ubiegłego roku uważam bez wątpienia ekspozycję prac Wojciecha Bruszewskiego, Fenomeny percepcji, która miała miejsce w Miejskiej Galerii Sztuki w Łodzi. Zwracam też uwagę na wydawnictwo towarzyszące tej wystawie. Skoro mowa o wydawnictwach, to w ubiegłym roku ukazało się kilka interesujących pozycji, do których zaliczyłbym:

Katalog Miesiąca Fotografii w Krakowie, Historie Fotografii w Polsce Adama Mazura, Eseje. Teksty o fotografii polskiej Lecha Lechowicza, Melodia dwóch pieśni Marka Powera, U, Photos Taken In Ukraine In 2008-2010, Sputnik Photos. A propos Sputnika to chciałbym wymienić indywidualne wystawy członków tej agencji: Rafała Milacha Czarne Morze Betonu i Adama Pańczuka Karczeby.

Zupełnie unikalną inicjatywę kontynuuje Waldemar Śliwczyński jako kurator projektu „Września subiektyw” realizowanego przez zapraszanych fotografów. W tym roku ukazał się album z fotografiami Bogdana Konopki a fotografem – rezydentem burmistrza Wrześni był Andrzej Jerzy Lech. Oddzielne gratulacje za kontynuację wydawania „Kwartalnika Fotografia”.

Z ciekawością też obserwuję interdyscyplinarne przedsięwzięcie realizowane przez środowisko akademickie Poznania: Katedry Fotografii Uniwersytetu Artystycznego i Instytutu Socjologii Uniwersytetu im. A.Mickiewicza, mając na myśli wystawy i wydawnictwa pod wspólną nazwą Formy zamieszkiwania. No i oczywiście wystawy i akcje Fundacji Archeologia Fotografii.


Wojtek Sienkiewicz / obrazowy terroryzm
Joanna poprosiła mnie podsumowania w plusie i minusie tego, co fotograficznie stało się w ubiegłym roku. Pomysł tego rodzaju zawsze wydaje mi się trafiony do momentu, w którym trzeba coś napisać. Dociera do mnie wtedy, że mieszkając na końcu wsi, na peryferiach miasteczka będącego peryferiami dużego miasta na peryferiach kraju będącego peryferiami Europy - widziałem niewiele. Wiecie jak jest - dom, praca, rodzina, szkoła, kredyty i życie generalnie takie.

Zawsze ratunkiem na taki stan rzeczy były te dwa kwadranse przed snem raz na trzy miesiące, gdy Kwartalnik Fotografia stał na straży mojego nieuwsteczniania. W 2010 roku nie wiem czemu, ale stał się w moim odczuciu słabszy. I tak go będę kupować, bo polowanie na niego w Empiku weszło mi w krew i jest po prostu cennym obiektem na mojej półce. Nie ma tragedii, ale nie ma takieg szlifu, jaki potrafił mu nadać poprzedni Naczelny. To jest dla mnie minusem.

Nie napiszę o innym minusie - Newsreportażu. To by było jak iść przez rynek Wrocławia i kopać rzucony na bruk śmieć, zamiast podnieść go i wrzucić do kubła.

Plusem jest to, że w pomieszczeniach dawnej wrocławskiej galerii Foto-Medium-Art, od lat będącej pod kuratelą Jana Bortkiewicza odbyła się wystawa dolnośląskiego ZPAF na którą nie poszedłem i w poprzednim roku. Dzięki temu nie straciłem kilku kwadransów życia, które mogłem zainwestować w odstanie swojej kolejki na poczcie z avizo w dłoni.

Joanna Kinowska / miejscefotografii
Mój fotograficzny plus jest bardzo osobisty. To był rok, który mogłam poświęcić synkowi, a w wolnej chwili tylko fotografii. Co prawda nie naoglądałam się wystaw na żywo w takiej ilości jak dawniej, ale na pewno naczytałam się więcej. Dzięki przyjemnej księgarni (bookdepository) czułam się - jak nigdy wcześniej - na bieżąco z wydawnictwami fotograficznymi. Jednym z odkryć tegorocznych jest Gerry Badger i jego "Genius of Photography" - książka/album (filmy swoją drogą).
Minus jest też "książkowy". To "Fotografia" Marii Potockiej. Bardzo ograniczone wydawnictwo, z wąskim horyzontem, które zawiera sporo błędów merytorycznych i mam wrażenie - obraża ludzi, którzy posługują się czarnobielą, fotoreporterów, wszystkich hobbystów fotografii i wszelkich "pstrykaczy niedzielnych". W tym roku zwróciłam się w stronę snapsów historycznych, poszukuję i oglądam zwykłe pamiątki ze zwykłych albumów. Na tle tych odkryć, wspaniałych czasem i pięknych prac, tezy Potockiej są kompletnie nietrafione. Autorka - osoba znana w środowisku artystycznym, dyrektor nowego centrum sztuki w Małopolsce, we wstępie delikatnie sugeruje, że książka jest tym czego się nauczyła i co zrozumiała o styku fotografii/sztuki. No cóż lista lektur musiała być zbyt wąska.

6 komentarzy:

  1. Zapytam - tak z ciekawości. Czy któryś z miłośników sztuki (świadomy kryteriów według których wybiera się rodzimych artystów do prezentacji w największych publicznych przybytkach wystawienniczych i świadomy pozycji fotografii, jako sztuki w naszym kraju) potrafi wyobrazić sobie sytuację, gdy na 54. Biennale Sztuki w Wenecji, w polskim pawilonie, Polskę reprezentuje polski artysta i jest nim Bogdan Konopka ze swoim cyklem np. „Szara Pamięć”?
    Bo mnie taka sytuacja w głowie się nie mieści! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. pani Agnieszko, podpisuje sie rekami i nogami pod pani podsumowaniem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Oczywiście, że można sobie wyobrazić "Szarą pamięć" na 54. Biennale Sztuki w Wenecji, w polskim pawilonie, etc. Pod jedynym wszakże warunkiem, kurator tej ekspozycji powinien pozostać anonimowy...

    OdpowiedzUsuń
  4. Wydaje mi się, że nie kryteria i status fotografii w PL stoi na przeszkodzie tej wizji...

    OdpowiedzUsuń
  5. Na blogu Hiperrealizm autor trafnie ustosunkowuje się do anonimowych komentarzy. Tutaj niestety łamie swoją zasade i reaguje typowo "po polsku".
    Szkoda.
    M. Herman.

    OdpowiedzUsuń