piątek, 11 września 2015

[felieton] Zdjęcie z niedźwiedziem.

Postanowienia noworoczne są przereklamowane, szczególnie im głębiej w rok. Jeśli już sobie coś obiecuję, to zwykle około września, i podobnie różnie z zapałem. Dzięki za ogromne zainteresowanie i wszystkie mniej lub bardziej delikatne zachęty do wrzucania tutaj nowych słów, poważnie, nie miałam w świadomości jak rozliczacie za częstotliwość postów! Mam mały kompromis: wrzucę tu felietony pisane dla dwumiesięcznika Digital Photographer Polska. Trochę, by nie uciekły, ale także by miały okazję być skomentowane, podjęte przez Was do dyskusji. Na razie temat powakacyjny, idealnie się zgrywa. Wracamy, zrzucamy zdjęcia z karty, wypakowujemy gadżety i pamiątki przywiezione z daleka, no i ile oczywistych-oczywistości przywieźliście? 

Fotograf nieznany, Hel 1932, ze zbiorów własnych, rep.jk

Po co się fotografować z niedźwiedziem?

Oznaką kiczu w malarstwie jest na przykład przysłowiowy jeleń na rykowisku, najlepiej w zachodzącym słońcu. A w fotografii? Mody się chyba zbyt szybko zmieniają, trendy rosną i upadają. Zawsze znajdzie się coś doprawdy przedziwnego i wystrzałowego, co powoduje w oglądającym silniejsze bicie serca. Ale może jednak jest coś masowego, świadczącego o płytkim ale i wesołym podejściu do fotografii?

A może fotografowanie się z niedźwiedziem? Miś jest ponadczasowy, w pewnym sensie. Jest szalenie tutejszy i swojski. Kiedyś, za młodu kojarzył mi się tylko i wyłącznie z górami. W końcu pasował do parków narodowych południa, bywał też na pocztówkach, czasem na znakach na szlaku, nie mówiąc o występowaniu na żywo w scenerii górzystej. Pewnego jednak razu spotkałam takiego niedźwiedzia w Warszawie, co już mocno zachwiało przekonaniem o pochodzeniu. Da się to też wyjaśnić, jest duże zoo, a wybieg dla niedźwiedzi jest wizytówką tego parku. Nie znalazłam jednak żadnego sensownego wyjaśnienia na kolejne spotkanie futrzastego modela – w Sopocie, a potem w Kołobrzegu i jeszcze w Ustce! Niedźwiedź – koniecznie biały panuje niepodzielnie w polskiej fotografii turystyczno-pamiątkowej. Byłby zatem odpowiednikiem owego jelenia w malarstwie, króla kiczu. [Dlaczego nie fotografujemy się z jeleniami? To raczej pytanie retoryczne.]

Fotografowanie się z symbolem miejsca dowodziło zawsze obecności, odwiedzin, udanych wakacji. Są miejsca, w których nie wyciągnięcie aparatu jest wręcz uznawane za dziwactwo. Jak powstrzymać się przed sfotografowaniem wieży Eiffla, fontanny di Trevi, Mony Lisy? Przed fotografią z resztą, ówcześni nieliczni turyści szkicowali sobie w notatnikach odwiedzane miejsca. Mniej utalentowani nabywali ryciny a czasem i płótna na pamiątkę. Fotografowie bardzo szybko zareagowali na tę potrzebę. W kurortach i odwiedzanych miejscach znane zakłady z okolicznych miast otwierały swoje filie, przybywali też mniej zorganizowani, ale również przedsiębiorczy ludzie. Ci jeździli z tłami i ustawiali je pod daszkiem. Czasem malowane były chwilę wcześniej. I tak z końca XIX wieku i całego XX mamy w albumach niezliczone ilości Jasnej Góry, samolotów (z różnych miejscowości), niedźwiedzi a nawet wielorybów! W ‘samolotach’ czy ‘wielorybach’ wycinało się dziury na głowy urlopowiczów. Nikomu nie przyszło do głowy by korzystać z widoku zastanego, naturalnego, tego, po który się przybyło. Malowana Jasna Góra, czasem bardziej lub mniej udana, ale zawsze nie ta autentyczna w tle. Wracając do niedźwiedzia, ten pojawił się całkiem wcześnie i od razu jako model. Nie miał prekursora z kartonu w okienkiem na głowę. Od razu futro i zawsze białe. Obok zaś lokalny fotograf. Z czasem wystarczał sam model w futrze. Zmieniał dodatki w zależności od okazji: mogła się pojawić czapka świętego Mikołaja, mógł parasol lub przeciwsłoneczne okulary. Tak by przyciągnąć klienta. Bywały też krótkotrwałe mody na stroje ludowe czy holyłódzkich bohaterów.

Niedźwiedź na Krupówkach i na Monciaku to silna tradycja, czasem powracający temat każdych wakacji. Zwykle do niedźwiedzia dodawało się jakąś tabliczkę ze znakiem, nazwą, datą. Wtedy już była pełnia szczęścia. Dziś zaś, w cyfrowej nadprodukcji i jej możliwościach, trochę to jednak dziwi… W końcu, kilka dekad temu może nie każdy miał aparat. Fotograf wysyłał zdjęcie, tę unikalną pamiątkę. Dziś nie trzeba płacić nikomu 2 czy 5 złotych by udawał kogokolwiek w zdjęciu wykonanym własnoręcznie. Można sobie wkleić po powrocie do domu każdą istotę w to zdjęcie. Niedźwiedź u nas, ale Beduin pod piramidami, malarz z beretem pod wieżą Eiffla, centurion pod Koloseum, itd. A jednak, tradycja ciągle żywa i uniwersalna. I dalej nie wiem, czy coś poza nią jeszcze trzyma nas przy fotografowaniu się z przysłowiowym niedźwiedziem.



dla Digital Photographer Polska, luty 2014
http://digitalcamerapolska.pl/



1 komentarz: