Postanowienia noworoczne są przereklamowane, szczególnie im głębiej w rok. Jeśli już sobie coś obiecuję, to zwykle około września, i podobnie różnie z zapałem. Dzięki za ogromne zainteresowanie i wszystkie mniej lub bardziej delikatne zachęty do wrzucania tutaj nowych słów, poważnie, nie miałam w świadomości jak rozliczacie za częstotliwość postów! Mam mały kompromis: wrzucę tu felietony pisane dla dwumiesięcznika Digital Photographer Polska. Trochę, by nie uciekły, ale także by miały okazję być skomentowane, podjęte przez Was do dyskusji. Na razie temat powakacyjny, idealnie się zgrywa. Wracamy, zrzucamy zdjęcia z karty, wypakowujemy gadżety i pamiątki przywiezione z daleka, no i ile oczywistych-oczywistości przywieźliście?
Fotograf nieznany, Hel 1932, ze zbiorów własnych, rep.jk
Po co się fotografować z niedźwiedziem?
Oznaką kiczu w malarstwie jest na przykład przysłowiowy
jeleń na rykowisku, najlepiej w zachodzącym słońcu. A w fotografii? Mody się
chyba zbyt szybko zmieniają, trendy rosną i upadają. Zawsze znajdzie się coś
doprawdy przedziwnego i wystrzałowego, co powoduje w oglądającym silniejsze
bicie serca. Ale może jednak jest coś masowego, świadczącego o płytkim ale i
wesołym podejściu do fotografii?
A może fotografowanie się z niedźwiedziem? Miś jest
ponadczasowy, w pewnym sensie. Jest szalenie tutejszy i swojski. Kiedyś, za
młodu kojarzył mi się tylko i wyłącznie z górami. W końcu pasował do parków
narodowych południa, bywał też na pocztówkach, czasem na znakach na szlaku, nie
mówiąc o występowaniu na żywo w scenerii górzystej. Pewnego jednak razu
spotkałam takiego niedźwiedzia w Warszawie, co już mocno zachwiało przekonaniem
o pochodzeniu. Da się to też wyjaśnić, jest duże zoo, a wybieg dla niedźwiedzi
jest wizytówką tego parku. Nie znalazłam jednak żadnego sensownego wyjaśnienia
na kolejne spotkanie futrzastego modela – w Sopocie, a potem w Kołobrzegu i
jeszcze w Ustce! Niedźwiedź – koniecznie biały panuje niepodzielnie w polskiej
fotografii turystyczno-pamiątkowej. Byłby zatem odpowiednikiem owego jelenia w
malarstwie, króla kiczu. [Dlaczego nie fotografujemy się z jeleniami? To raczej
pytanie retoryczne.]
Fotografowanie się z symbolem miejsca dowodziło zawsze
obecności, odwiedzin, udanych wakacji. Są miejsca, w których nie wyciągnięcie
aparatu jest wręcz uznawane za dziwactwo. Jak powstrzymać się przed sfotografowaniem
wieży Eiffla, fontanny di Trevi, Mony Lisy? Przed fotografią z resztą, ówcześni
nieliczni turyści szkicowali sobie w notatnikach odwiedzane miejsca. Mniej
utalentowani nabywali ryciny a czasem i płótna na pamiątkę. Fotografowie bardzo
szybko zareagowali na tę potrzebę. W kurortach i odwiedzanych miejscach znane
zakłady z okolicznych miast otwierały swoje filie, przybywali też mniej
zorganizowani, ale również przedsiębiorczy ludzie. Ci jeździli z tłami i
ustawiali je pod daszkiem. Czasem malowane były chwilę wcześniej. I tak z końca
XIX wieku i całego XX mamy w albumach niezliczone ilości Jasnej Góry, samolotów
(z różnych miejscowości), niedźwiedzi a nawet wielorybów! W ‘samolotach’ czy
‘wielorybach’ wycinało się dziury na głowy urlopowiczów. Nikomu nie przyszło do
głowy by korzystać z widoku zastanego, naturalnego, tego, po który się
przybyło. Malowana Jasna Góra, czasem bardziej lub mniej udana, ale zawsze nie
ta autentyczna w tle. Wracając do niedźwiedzia, ten pojawił się całkiem
wcześnie i od razu jako model. Nie miał prekursora z kartonu w okienkiem na
głowę. Od razu futro i zawsze białe. Obok zaś lokalny fotograf. Z czasem
wystarczał sam model w futrze. Zmieniał dodatki w zależności od okazji: mogła
się pojawić czapka świętego Mikołaja, mógł parasol lub przeciwsłoneczne
okulary. Tak by przyciągnąć klienta. Bywały też krótkotrwałe mody na stroje
ludowe czy holyłódzkich bohaterów.
Niedźwiedź na Krupówkach i na Monciaku to silna tradycja,
czasem powracający temat każdych wakacji. Zwykle do niedźwiedzia dodawało się
jakąś tabliczkę ze znakiem, nazwą, datą. Wtedy już była pełnia szczęścia. Dziś
zaś, w cyfrowej nadprodukcji i jej możliwościach, trochę to jednak dziwi… W
końcu, kilka dekad temu może nie każdy miał aparat. Fotograf wysyłał zdjęcie,
tę unikalną pamiątkę. Dziś nie trzeba płacić nikomu 2 czy 5 złotych by udawał
kogokolwiek w zdjęciu wykonanym własnoręcznie. Można sobie wkleić po powrocie
do domu każdą istotę w to zdjęcie. Niedźwiedź u nas, ale Beduin pod piramidami,
malarz z beretem pod wieżą Eiffla, centurion pod Koloseum, itd. A jednak,
tradycja ciągle żywa i uniwersalna. I dalej nie wiem, czy coś poza nią jeszcze
trzyma nas przy fotografowaniu się z przysłowiowym niedźwiedziem.
http://www.innocences.net/product/teddybar
OdpowiedzUsuń