Leo Forbert, Portret wielokrotny, Warszawa, 1930te / ze zbiorów własnych, rep. jk
Pierwszy nazwałabym roboczo wyciąganiem brudów. To zabieg
znany z każdej innej dziedziny życia, więc nihil novi. To rzecz z wszechmiar
pożyteczna, bo żeby coś wyciągnąć sprzed dekad, trzeba się tam zanurzyć,
poszperać, przywołać dykteryjkę, powołać się na źródła, i potem idzie w świat.
Viral! I ludzie podają, szerują i czytają, i wiedzą, potem oni się zagłębiają i
szperają. Więc robota edukacyjna i upowszechniająca świetna. A jednak są to „brudy”,
więc trzeba ostrożnie. Trzeba z mądrym komentarzem, a tego jednak ze świecą
szukać… Zostają nagłówki, czy sensacyjnym tonem pisane słowa: ‘zobacz jak
manipulował największy’, ‘popatrz na niepublikowany wcześniej oryginał’, ‘ustawka
zdjęcia mistrza’, itd… Oto na szybko, bo Internet wiadomo - tempo, miesza z błotem
połowę historię fotografii, co drugi mistrz, wielki, czy jakkolwiek go się
nazywa – ma swoje grzeszki na sumieniu. Najlepiej widać to w historii
ikonicznych zdjęć. A mnie rozczula taki masowy pęd i wskazywanie palcami –
oooo, wow, wiesz, że X ustawił cała historię?! Też mi fotograf, phi!
Takie słowa padają nie tylko z ust czy spod
palców amatorów, widzów, oglądaczy, ale też ludzi hyperopiniotwórczych dla
dziedziny. Dziennikarz masowo docierający do publiczności jest tutaj mniejszym
zagrożeniem, niż właśnie specjalista w dziedzinie, słuchany przez młodszych,
mniej doświadczonych, przez ufających słuchaczy. Zostaje pytanie po co to
robić?
Można w obronie własnej, a można też dla własnej chwały.
Jeden wielki przypomina wpadki i manipulacje „National Geographic” z piramidami,
żeby umniejszyć wagę swoich ruchów nad zdjęciami. Fotoedytorka z NatGeo
odpowiada mu, że mamy 2016 i teraz to nie przejdzie. Historia zostaje w
historii, wnioski wyciągnięte, jednoznacznie. Drugi wielki opowiada studentom, słuchaczom
o gigancie fotografii, ojcu fotoeseju w tonie pogardy, że przecież cała jego
robota była ustawką. Nie ma mu kto odpowiedzieć, że mamy XXI wiek, Internety i
telewizję, i że trudno w ogóle przykładać dzisiejsze standardy do reportażu z
lat 1960tych. Co dopiero rozliczać fotografów ze współczesnych kodów?!
Druga zabawa z historią, jest jednak bardziej kreatywna.
Chodzi o zmienianie kontekstów tego co było. Fajne i przyjemne, pod warunkiem,
że robi to ktoś, kto ten kontekst pierwotny zna i umie go sprytnie i
nowocześnie przeformułować. Wtedy czysta rozkosz, wspaniałe odkrycia i ogólna
ekstaza. Dobrym przykładem może być wykopane zjawisko „Hidden mother”, „Pozdrowienia
z Auschwitz” Pawła Szypulskiego, książka czy wystawy Wojciecha Nowickiego,
Jacka Dehnela, prace nad archiwum Zofii Chomętowskiej współczesnych artystów i
cala praca Fundacji Archeologia Fotografii, itd… Mnożyć i wskazywać można
długo.
Gorzej, jak się za to biorą kuratorzy z przypadku, szukający na siłę sławy,
gotowi dopisać wszystko byle tylko podnieść cenę. Mamy wtedy efekt naśladujący
jedynie gestem dzieło Duchampa. Przecież wystarczy wnieść do galerii?! Kontekst
się zmienia, dodaje kilka mocnych słów o sztuce, o drzemiącym potencjale
właśnie odkrytym, i już? Jakby sama
historia tak jak się zdarzyła ze swoim często porywającym kontekstem nie
wystarczyła? Nie wystarczy, bo tu trzeba sprowadzić wszystko do jednego
prostego marketingowego sloganu, to dopisywane zero do ceny musi się szybko i
mocno obronić, najlepiej z telewizji?! Najlepiej niech to powie, ktoś sławny.
Taaaak, no niestety jestem przewrażliwiona na punkcie
historii fotografii, interpretacji faktów i dekodowania kontekstów. Ostrożnie
patrzę na lekko obalanych gigantów oraz wciskanie kitu jako wielką sztukę. Nie ma
czarnobiałych odpowiedzi, gadajmy, rozmawiajmy, polemizujmy. Radykalizacji
chyba dość nam wszystkim dookoła, co?
Tło muzyczne zapewnia Oasis - Don’t look back in anger
Historia fotografii jak dla mnie jest niesamowita. Można obserwować nie tylko postęp technologii, ale również to jak przez ten czas zmienili się ludzie, ich wygląd, sposób ubierania się. Ostatnio na strychu rodziców znalazłam stare zdjęcia, zakupiłam ramki na zdjęcia takie jak tutaj ramka na zdjęcia i samodzielnie stworzyć taką rodzinną historię fotografii :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń